niedziela, 12 października 2014

Rozdział 22
 Nieuniknione


            Dziewczynka wychyla głowę przez okno. Orzeźwiające powietrze przyjemnie muska jej twarz; dziecko z uśmiechem przymyka oczy, wsłuchując się w wesoły śpiew ptaków.
            - Kita - znajomy głos przywraca ją do rzeczywistości. Otwiera oczy, napotykając zmartwione spojrzenie zielonych oczu. Na twarzy matki rysują się łagodne zmarszczki. – Wszędzie cię szukałam, dziecko.
            Kita marszczy nos i odgarnia niesforne kosmyki włosów. Prawy policzek zdobi pokaźny siniak.
            - Jestem zmęczona, mamo – jęczy. – Nie chcę już trenować.
            Kobieta przeciera dłońmi twarz i z całych sił próbuje powstrzymać się od płaczu. Złośliwa gula w gardle sprawia, że ma ochotę krzyczeć na córkę do utraty tchu. Zamiast tego uśmiecha się delikatnie i zeskrobuje paznokciem zaschniętą na podbródku dziewczynki krew.
            - Już o tym rozmawiałyśmy.
            Dziewczynka kręci głową, próbując zrobić groźną minę.
            - Tylko ty mówiłaś, a ja musiałam słuchać – widząc zawiedzioną twarz matki, smuci się. – Dlaczego tylko ja muszę trenować? Inne dzieci mogą się bawić.
            Kobieta wznosi oczy ku niebu, tak jakby szukając u kogoś pomocy. Dziecko ma wrażenie, że wymawia czyjeś imię. Wciąż jednak pozostaje nieugięte.
            - Na tym świecie jest mnóstwo niebezpieczeństw, kochanie. W każdej chwili może stać się coś złego, a ja chcę, żebyś była przygotowana.
            - Inni mówią, że tata sam się zabił – odzywa się Kita, a jej matka odbiera te słowa jak policzek. Zamiera na krótką chwilę, jednak wystarczająco długą, by dziecko to zauważyło.
            - To nie ma znaczenia – szepcze. – To co mówią inni, nie ma znaczenia. Jeśli są to przykre słowa i plotki, nie powinnaś się tym przejmować. Ludzie zawsze będą gadać, taka już jest nasza natura.
            Dziewczynka marszczy brwi i spogląda na niebo. Sarael muska palcami fioletowy siniak, tak jakby ten dotyk mógł wynagrodzić jej córce wszystkie cierpienia.
            Kita wydaje z siebie ciężkie westchnienie; jej drobne ciało opada poduszki.
            - Dlaczego tak jest, mamo?
            Sarael krzywi się, jakby właśnie połknęła coś gorzkiego. Jak ma wytłumaczyć pięcioletniemu dziecku coś tak skomplikowanego i potwornego? Nie chce tego robić. Nigdy nie chciała.
            Ren, szepcze w myślach, dlaczego cię tu nie ma?
            - Bo tak już jest, córeczko – przygarnia do siebie dziewczynkę, czule głaszcząc po włosach. – Bo tak już jest.
            Siedzą tak przez jakiś czas, wtulone w siebie, a dziecko słucha spokojnego bicia serca swojej matki, czując się bezpieczne.
            Tak naiwnie, ufnie bezpieczne.

***

            Czułam się, jakby ktoś rozszarpał moje ciało na strzępy.
            Każdy nerw płonął bólem, każdy centymetr skóry wołał o pomoc. Oddychanie sprawiało mi trudność, tak jakby ktoś przebił moje płuca kunaiem i rozkoszował się cierpieniem. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że nie mam czucia w rękach ani w nogach – dopiero po chwili odzyskałam władzę nad swoim ciałem, i z nieopisaną ulgą poruszyłam palcami. Nawet tak niewielki ruch cholernie bolał. Jednak najpotworniejsze było pulsowanie w udzie, w którym czułam rozprzestrzeniający się ogień. Mordęga trwająca w nieskończoność.
            Miałam ochotę się nie ruszać, pozwolić by życie powoli ze mnie wypłynęło, połączyło się z łagodnym wiatrem i wzniosło się gdzieś w górę, pozostawiając moje samotne ciało na pożarcie zwierzętom. Jednak coś kazało mi otworzyć oczy, coś kazało mi się podnieść, rozmasować pulsujące skronie i zauważyć opatrzoną na udzie ranę.
            - Co do cholery… - wyszeptałam chrapliwym głosem, drżącymi palcami muskając śnieżnobiały bandaż.
Opatrunek wyglądał imponująco, ktoś, kto go zrobił znał się na rzeczy. Ale ja nic nie zrobiłam, uświadomiłam sobie, byłam nieprzytomna, ogłuszona wybuchem…
Wybuch!
Jak oparzona rzuciłam się w stronę lasu, ale wystarczyła sekunda, a już leżałam na ziemi. Jęknęłam cicho, zdając sobie sprawę w jak paskudnej sytuacji się znalazłam. Moje osłabione ciało nie chciało współpracować z ożywionym duchem, który w tamtym momencie wrzeszczał jak pacjent szpitala psychiatrycznego.  I wtedy uświadomiłam sobie coś potwornego. Coś, co było w stanie zatrzymać moje serce i wycisnąć z gardła cichy krzyk. Zniknęła kabura. Zniknął sztylet.
            Zniknęła cała moja broń.
            Przewróciłam się na plecy, obserwując jak śnieżnobiałe chmury leniwie sunęły po niebie. Przymknęłam powieki, starając się dostrzec jakikolwiek sens – dlaczego ktoś miałby mnie opatrzyć, zadbać bym się nie wykrwawiła, a potem zabrać mój sztylet, moją broń bez której zamieniałam się w smaczną przekąskę dla głodnego wilka?
            - Weź się w garść, dziewczyno – mruknęłam do siebie, powoli podnosząc się do siadu. Zerknęłam na brudne, zakrwawione dłonie. – Weź się w garść.
            Bez sztyletu czułam się słabiej, moja pewność siebie gwałtownie spadała – nie znałam żadnych technik, które potrafiłyby w jakikolwiek sposób mnie ochronić. To tak jakby zniknęła otaczająca mnie aura bezpieczeństwa – każdy kolejny podmuch wiatru niósł ze sobą moje przerażenie, które mógł wyczuć potencjalny łowca głów. W takiej sytuacji miałam tylko jedno wyjście – uciekać.
            Nieco nieporadnie stanęłam na równe nogi. Utrzymanie równowagi zajęło mi kilka cennych sekund. Drżącymi rękoma otrzepałam spodnie i kuśtykając ruszyłam w stronę ogromnych drzew, za którymi malowała się niepokojąca ciemność.

***

            Po ziemi wije się dżdżownica. Stworzenie wygląda tak, jakby te powolne ruchy sprawiały mu trudność, jakby męczyło się z każdą kolejną sekundą, chcąc wreszcie zanurzyć się w wilgotnej ziemi, z dala od atakującego deszczu i wiatru. Kiedy dżdżownica znika, dziewczynka przymyka oczy, marząc by tak samo zaszyć się w ciepłym, wygodnym łóżku.
            - Wstawaj – słyszy nad sobą cichy, zagłuszany przez deszcz głos, a po chwili czuje jak ktoś gwałtownie szarpnie nią do góry.
Jęczy cichutko, wpatrując się w rozgniewane, zielone oczy. Z całych sił powstrzymuje cisnące się do jej oczu łzy. Jest jej zimno, jest głodna, a jej ubranie waży z tonę. Mimo to nie odzywa się ani słowem.
- Wiesz, że gdybyś nadal tam leżała, już dawno pożegnałabyś się z tym światem – szepcze matka; jej spojrzenie mimowolnie łagodnieje. – Ja wiem, że jest ciężko, ale walka może odbyć się w każdych warunkach, córeczko.
Kita dostrzega na twarzy mamy kilka nowych zmarszczek – kobieta wygląda na zmęczoną, może nawet nieco zrezygnowaną. Dlatego właśnie posiniaczone, brudne dziecko odgarnia opadające na twarz włosy i unosi dumnie podbródek.
- Jeszcze raz, mamo.

***

Przez pierwsze półgodziny starałam się wyostrzyć zmysły i  zauważyć coś, co mogłoby mi pomóc. Potem zorientowałam się, że moje szanse spadają z każdą kolejną minutą – żołądek zaczął się kurczyć, w ustach czułam irytującą suchość, a udo wciąż dawało o sobie znać. Wokół drzew kręciłam się ja i mój złośliwy cień, który co chwilę płatał mi figle. W końcu, wykończona i jeszcze bardziej zdezorientowana niż na samym początku opadłam na ziemię.
Wynieśli mnie.
Znajdowałam się  w zupełni innej części lasu niż na początku. Ktoś zatroszczył się o to, żebym nie znalazła drogi powrotnej i zwariowała w plątaninie własnych myśli. Ktoś pozbawił mnie broni i zostawił samą. Samiuteńką jak palec.
A co z Rimo? Itachim? Deidarą? Momentalnie przypomniałam sobie jego krzyk i ten ogromny, przerażający wybuch. Zacisnęłam oczy. Czy on? Czy on mógłby…?
- Nie myśl o tym – poinformowałam samą siebie, tak jakby słuchanie własnego głosu mogło w jakiś sposób pomóc. – Po prostu się podnieś i idź dalej.
Z niemałym trudem wykonałam polecenie. Burczenie w brzuchu mogłoby obudzić cały las.
- Musisz znaleźć coś do jedzenia – poleciłam sobie. – I do picia, oczywiście. Potem skombinujesz jakąś broń i postarasz się zorientować, gdzie jesteś.
Ruszyłam przed siebie, za cel obierając sporych rozmiarów polanę, która majaczyła gdzieś w oddali. Wiatr musnął moje włosy, a ja zacisnęłam pięści i z walącym sercem powtarzałam dwa, przekomiczne słowa:
No. Dalej.

***
Za szarawą kotarą dzieje się coś złego. Dziewczynka tego nie widzi, ale coś przeczuwa.
Drobnymi rączkami chwyta tańczący na wietrze materiał i nieśmiało stawia pierwszy krok. Drugi wykonuje już automatycznie, a trzeci jest tylko formalnością.
W korytarzu śmierdzi krwią, wymiocinami i ludzkim tragizmem.
            Rozgląda się wokół z dziecięcą ciekawością, ale w cichym korytarzu nikogo nie widać. Podciąga opadające spodenki i rusza przed siebie. Ściany są gołe, nieco pobrudzone. Biała farba wydaje się nudna, Kita chciałaby mieć przy sobie swoje farby i dodać pomieszczeniu trochę kolorów. Zamiast tego wzdycha cicho i nieśpiesznie skręca w lewy korytarz.
            Tutaj jest gorzej. Ściany zatrzymują wrzaski, które i tak brzmią okropnie. Dziecko drży, ale się nie zatrzymuje, nawet kiedy do uszu dochodzą paskudne dźwięki łamanych kości. Dziewczynka zaczyna biec, ale zamiera, gdy zderza się z czymś twardym.
            Z walącym sercem podnosi wzrok i czuje, jak jej język zaczyna się plątać.
            - Ja… Bo… Nie chciałam…
            Włosy matki spięte są w niedbałego koka, a biały fartuch splamiony jest krwią. Pod zmęczonymi oczami rysują się ciemne sińce.
            - Kita – nie jest zła, zmęczenie wyraźnie wygrywa. – Dziecko, nie możesz tutaj przychodzić.
            Dziewczynka chwyta się fartucha matki i rzuca jej błagalne spojrzenie.
            - Mamo, wróć do domu – prosi. – Ktoś tam jest i ciągle mnie straszy.
            Kobieta wzdycha cicho i kuca. Teraz ich oczy znajdują się na tej samej wysokości.
            - To tylko twoja wyobraźnia, skarbie – szczupłe palce zakładają za ucho córki kosmyk ciemnych włosów. – Jesteś zmęczona treningami, musisz spać.
            - Kiedy ja nie mogę! Nie bez ciebie.
            Sarael przymyka oczy i w myślach liczy do dziesięciu. Musi się uspokoić.
            - Wiesz, że nie mogę ich zostawić – szepcze cicho, licząc, że łagodny ton przemówi do Kity. – Rannych przybywa, a szpital nie da rady bez mojej pomocy. Liczy się każda dodatkowa para rąk.
            Dziewczynka nie rozumie. Nie chce rozumieć.
            - Ale, mamusiu…
            - Idź do domu, Kita – wzrok kobiety twardnieje. – Nie możesz tutaj przychodzić, zrozumiałaś? Idź i się zdrzemnij.
            Matka wcale jej nie przytula, nie głaska po głowie, nie całuje w czoło. Po prostu wstaje i odchodzi sztywnym, nieco pośpiesznym krokiem, zostawiając córkę sam na sam ze świeżym, rozlewającym się po ciele i umyśle smutkiem.

***

            Po kwadransie wreszcie natrafiłam na spokojną rzekę. Opadłam na kolana i z nieopisaną ulgą zaczęłam chłeptać świeżą wodę, aż zabrakło mi tchu. Westchnęłam ciężko i po kilku minutach przemyłam twarz i kark, pozwalając sobie na chwilę relaksu.
            Dzień nie był taki zły, ale w nocy wszystko w tym potulnym, niewinnym lesie zmieniało się w drapieżników. A ja nie miałam niczego, nawet jednego shurikena, by się obronić. Jak do cholery miałam przetrwać najbliższe godziny? Wdrapanie się na drzewo nie dawało dużego poczucia bezpieczeństwa.
            Jeszcze niedawno chciałam uwolnić się od Akatsuki – razem z Temko wyobrażałyśmy sobie, jak wyglądałoby życie bez Brzasku, pełne wolności i nieskrępowanych ruchów. Teraz modliłam się, żeby zza drzew wyłoniła się beznamiętna postać Itachiego. Chciałam, żeby z rzeki wynurzył się Kisame, a ptak Deidary zasłonił część błękitnego nieba. Cholera, nie pogardziłabym nawet towarzystwem psychopatycznego Hidana czy tajemniczego Akasuny. Kogokolwiek. Byle tylko nie być samotną.
            - Marudzenie nic nie da – skarciłam samą siebie, dotykając opuszkami palców zabandażowanego uda. Wciąż nie miałam pojęcia dlaczego ktoś postanowił mnie oddzielić od Akatsuki, opatrzyć i zabrać broń. To nie miało żadnego sensu.
            Wiatr zaczął przybierać na sile, a na niebo wpłynęły deszczowe chmury. Moje serce drgnęło nerwowo, a z ust wymsknęło się przekleństwo – jeśli podczas błądzenia po niekończącym się lesie miała mnie złapać burza, byłam skończona.
            - Wstawaj – mruknęłam i otrzepując brudne dłonie z kwaśną miną ruszyłam wzdłuż płynącej leniwie rzeki.
           
***

            Podczas wędrówki gryzłam się ze swoimi myślami, jednocześnie przeszukując kieszenie spodni. Okazało się, że w lewej zaszył się dość długi, mocny sznurek, dzięki któremu mogłam coś upolować. Słońce żegnało się ze światem ostatnimi, pocieszającymi promieniami, a ja z niezwykłą starannością założyłam pułapkę na moją kolację. W duchu dziękowałam mamie za tak przydatną umiejętność, którą postanowiła się ze mną podzielić.
            Po kilku minutach pracy podniosłam się na nogi, przyglądając się swojemu dziełu – wyglądało to całkiem nieźle, więc moje szanse na zapełnienie czymś żołądka momentalnie wzrosły. Odetchnęłam ciężko i zmuszając ciało do współpracy wspięłam się na gałąź pobliskiego drzewa. Teraz należało czekać, równocześnie nie zwracając na siebie uwagi.
Z początku myślałam, że zwariuję. Minuty złośliwie ciągnęły się w nieskończoność, każda sekunda wymierzana przez bicie serca szeptała mi do ucha, że mój brzuch nie zostanie wynagrodzony. Zerknęłam na swoje dłonie, brudne i poranione – zwykle to Rimo zajmował się polowaniem, a ja starałam się nie wchodzić mu w drogę. Czasem każde z nas potrzebowało chwili spokoju, chwili samotności.
Ale w tym momencie nie pragnęłam niczego innego, byle tylko móc wtulić się w jego szorstkie futro i posłuchać irytujących narzekań. W pewnym momencie nieobecność Rimo stała się tak przytłaczająca, że moje oczy zaczęły łzawić, a ja nie mogłam zrobić niczego by powstrzymać ten nędzy potok łez. Łkałam cicho, w duchu wrzeszcząc na swoją słabość. Uspokoiłam się dopiero po przypomnieniu, że być może właśnie płoszę swoją kolację.
Słońce zdążyło ustąpić tronu księżycowi, kiedy wreszcie usłyszałam cichy szelest. Po kilku sekundach otaczała mnie już znajoma cisza, więc bezszelestnie zeskoczyłam na ziemię. Widząc zaplątanego w pułapkę zająca westchnęłam z ulgą, a moje usta rozciągnęły się w zmęczonym, ale szczerym uśmiechu.

***

            Na wzgórzu wieje.
            Wiatr szarpie cienkim sweterkiem Kity i porywa w taniec jej włosy, ale ona wcale ich nie odgarnia. Gdyby chciała to zrobić, musiałaby puścić ciepłą dłoń mamy, a tak dawno nie czuła jej dotyku… Wydaje z siebie ciche westchnienie i zacieśnia uścisk, nieporadnie powtarzając za innymi kolejne słowa modlitwy.
            Podnosząc wzrok przypatruje się innym. Jej rodzinie. Wszyscy ubrani są w ciemne kolory, niektórzy płaczą, inni zawzięcie się powstrzymują. Panowie dzielnie podtrzymują ramieniem swoje żony, a dzieci ziewają i rozglądają się wokół, szukając czegoś wartego uwagi.
            Kita zastanawia się czy tak samo wyglądał pogrzeb taty – czy inni też płakali i mieli takie smutne miny? Czy modlili się tak samo szczerze? Coś w jej małej główce szepcze, że było zupełnie inaczej, ale nie chce tego słuchać. Nie zwraca uwagi ani na zimny wiatr, ani na zachodzące słońce, ani nawet na grzebanych w ziemi krewnych… Liczy się sama obecność matki.
            Wieczorem nie może zasnąć. Wierci się w niewygodnym łóżku, jest jej gorąco i wszystko ją swędzi. Ze zdenerwowaniem wygrzebuje się spod ciepłych koców; jej stopy dotykają chłodnej podłogi więc szybko przebiega przez ciemny pokój, wąski korytarz i wpada do sypialni mamy.
            Sarael siedzi na łóżku i wpatruje się w swoje dłonie zamyślonym wzrokiem. Dziewczynka z niemałym trudem wdrapuje się na górę i dysząc jak po maratonie opada obok mamy. Tutaj jest lepiej. Wygodniej. Bezpieczniej.
            - Też kiedyś będę tak zagrzebana, mamo? – pyta nagle dziecko, a kobieta parska śmiechem.
            - Nie myśl o tym, skarbie. Przed tobą całe życie. Jesteś jeszcze bardzo młoda.
            - Oni też byli młodzi.
            Do pokoju wślizguje się napięcie, skacze obok łóżka i dopada matkę Kity. Nagle w stojącej naprzeciw łóżka kołysce rozbrzmiewa płacz. Sarael podchodzi do drewnianego łóżeczka i delikatnie podnosi niemowlę. Kiedy zaczyna śpiewać przyjemną dla ucha kołysankę, Kita mimowolnie zamyka oczy i pozwala sobie na krótki, bezpieczny sen.

***

            Palące się ognisko rzucało na drzewa dziwne cienie sprawiając, że konary wyglądały na przerażających łowców głów. Z początku zastanawiałam się czy rozpalenie ognia było dobrym pomysłem – gdzieś mógł czaić się ktoś niebezpieczny, a ja nie miałam przy sobie broni. Z drugiej jednak strony płomienie odstraszały polujące zwierzęta, a królik sam by się nie upiekł. Uciążliwe burczenie w brzuchu przeważyło szalę.
            Kończąc ucztę wytarłam lepiące palce do wilgotnej od rosy trawy i z zadowoleniem rozłożyłam się na ziemi. W tym miejscu gałęzie drzew nie były aż tak rozległe, więc bez problemu mogłam obserwować usiane gwiazdami niebo. Zastanawiałam się czy ktoś z Akatsuki wpatrywał się teraz w te same gwiazdy, rozmyślając gdzie do cholery mnie wywiało. A może już się poddali? Może uznali mnie za oficjalnie martwą? Mogłabym uciec od Brzasku, znaleźć spokojną wioskę i rozpocząć nowe, lepsze życie.
            Ale nie mogłam zapomnieć o Rimo.
            Co by się z nim stało, gdybym nie była już dla nich tak ważna? Kocur na nic im się nie przydawał, był jedynie „dodatkiem” do mojej osoby, czymś, co musiało zostać w siedzibie. Przymknęłam szczypiące oczy, czując dziwny ścisk w gardle. Musiałam wrócić. Nie mogłam zostawić go samego.
            I oczywiście był ktoś jeszcze. Tak naprawdę szczerze nie chciałam się przed sobą przyznawać, ale myśl o Deidarze ciągle zaprzątała moje myśli. Nie mogłam wyrzucić go z głowy. Krzywy uśmieszek, błękitne oczy i sarkastyczne poczucie humoru. Wywoływał we mnie dziwne reakcje; przy nim zachowywałam się jak głupiutka nastolatka, przeżywająca młodzieńczą, zakazaną miłość. To nie była zdrowa relacja. Ale z drugiej strony, z kim z Akatsuki miałam lepszy kontakt? Martwiłam się o niego. O niego, o Rimo, nawet o Itachiego.
            Z głębokich rozmyślań wybudził mnie niepokojący szelest gdzieś obok. Zerwałam się na równe nogi, instynktownie przyjmując pozycję obronną – zmrużyłam oczy, starając się zachować spokój i dostrzec przeciwnika szybciej, niż on dostrzeże mnie.
            Z początku jasnobrązowy kot wydał mi się niegroźny, może nawet odrobinę zabawny – fakt, że przestraszyłam się niewielkiego zwierzaczka był odrobinę żenujący. Dopiero po dłuższej chwili wyłapałam to inteligentne spojrzenie i znajome ruchy – kot wydał z siebie gwałtowny pisk, a ja odruchowo cofnęłam się do tyłu. Minęła sekunda, a zwierzę już łasiło się do stóp swojej pani.
            Ikuko jak zwykle wyglądała niesamowicie – wciąż miała na sobie czarny gorset i skórzane spodnie. Ciemne jak smoła włosy opadały na szczupłe ramiona, a krwistoczerwona szminka przypominała świeżą krew. Szalejący ogień sprawił, że jej oczy przybrały niebezpieczną, pomarańczową barwę. A w szczupłej, trupiobladej dłoni trzymała broń. Mój sztylet.
            Jej zęby błysnęły w szerokim, zadowolonym uśmiechu.
            - Przyszłam zmienić opatrunek – wyjaśniła z obrzydliwym rozbawieniem, a ja poczułam, jak moje ciało momentalnie się spięło. – Och, jako medyk powinnaś wiedzieć, że należy zakładać nowy bandaż co kilka godzin.
            Widok trzymanego w jej dłoni sztyletu przyprawił mnie o mdłości.
            - Jak to możliwe? – sapnęłam cicho. – Sztylet nie pozwala się dotykać. Należy do swojego pana, żaden inny żywy człowiek nie może się do niego zbliżać!
            Ikuko przechyliła głowę niczym ptak – zatrzepotała rzęsami, rzucającymi na policzki mroczne cienie.
            - A kto powiedział, że wciąż żyję?
            Te słowa wykręciły mój żołądek z nerwów. Starałam się opanować irytujące dreszcze, stłumić rosnącą w sobie niepewność. Gdzie się podziała cała złość, która jeszcze niedawno buzowała we mnie niczym gotująca się lawa?
            - Nie rozumiem – odparłam tylko. – To niemożliwe…
            Kobieta odchyliła głowę do tyłu, zanosząc się melodyjnym śmiechem. Kot zerknął na nią nieufnie, cofając się przed ogniem.
            - Dla was, głupich ludzi wszystko wydaje się niemożliwe – skupiła uwagę na błyszczącym sztylecie. Jej palec przesunął się wzdłuż ostrza. – Wystarczy włożyć tylko trochę pracy, pewności siebie i cóż… poświęcić parę ofiar. Niestety, to konieczność.
            Z nadmiaru emocji zaczęło kręcić mi się w głowie – przez chwilę Ikuko stała się ciemną, niewyraźną plamą. Zamrugałam gwałtownie, odrzucając myśl o swoich słabościach. Zachowaj zimną krew, dziewczyno.
            - Nic z tego nie rozumiem – wyznałam, chcąc w jakiś sposób skłonić kobietę do wyjaśnień. – Czego ty chcesz? Dlaczego nasyłasz na Akatsuki tę swoją organizację? Dlaczego wmówiłaś mi, że mój Opiekun jest zły, że chce mi namącić w głowie?
            Wydała się oburzona.
            - Och, czy to nie oczywiste? Musiałam ci troszkę namącić w głowie – mówiła takim tonem, jakby właśnie opowiadała mi o zjedzonym przez nią śniadaniu. – Łatwiej cię namierzyć i zdobyć wiedząc, że jesteś w Brzasku. A te ataki? Wszystko po to, by cię potrzebowali. Byś się tam zadomowiła.
            Zrobiło mi się tak zimno, że nawet palący się ogień nie zdołał złagodzić dreszczy.
            - O czym ty mówisz?
            Zadomowiła? By mnie potrzebowali?
            - Z ludźmi zawsze można się targować, prawda? – uśmiechnęła się niczym drapieżnik spoglądający na swoją ofiarę. – A zwłaszcza w potężnymi, pragnącymi władzy Liderami.
            Pokręciłam głową, chcąc jak najszybciej wybudzić się z tego snu. Więc to ona mnie opatrzyła? To ona dotykała mojej skóry, ona przeniosła mnie z dala od Brzasku?
            - Twój plan nie ma sensu – wyznałam, czując się niesamowicie zmęczona. – Dlaczego nie weźmiesz mnie ze sobą teraz, bezbronną? Dlaczego chcesz się targować? Po co odciągnęłaś mnie od reszty?
            Ikuko przewróciła oczami. Wydawała się znudzona.
            - Pytania, ciągłe pytania – westchnęła ciężko. – Musiałam cię odseparować od Akatsuki i porozmawiać z tobą na osobności. Porwanie nie miałoby w sobie żadnej zabawy. Uczucie zwycięstwa jest słodsze. Musisz tylko wiedzieć, że zdobędę cię tak czy inaczej. To nieuniknione.
            Zaczęła się do mnie zbliżać, więc momentalnie cofnęłam się do tyłu. Rzuciła mi poirytowane spojrzenie i bez pośpiechu położyła na ziemi sztylet.
            - Za niedługo powinni cię odnaleźć. Lider zapewne nieźle się wścieka, to samo reszta. Gdy się zobaczycie przekaż im, że was odwiedzę.
            Mrugnęła do mnie, jakby właśnie wyjawiła mi największy sekret, a sekundę później zniknęła. Zniknął również kot. Poczułam jak zalewa mnie fala ulgi, a moje serce wraca do pierwotnych rytmów. Desperacko podniosłam sztylet i przycisnęłam zimne ostrze do klatki piersiowej czując, że broń pasuje do mnie jak kawałek ciała.
            To nieuniknione.
            Przekaż im, że was odwiedzę.
            Uniosłam drżącą dłoń ku twarzy i przycisnęłam ją do ust, z całych sił modląc się, aby fala płaczu się o mnie nie rozbiła.

            Niestety, na próżno. 

***


14 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No siemaaaaa <3
      Przez większą część rozdziału miałam nieodparte wrażenie, że tak właściwie to nie czytam bloga, tylko Igrzyska Śmierci xD ta melodia (♥), Kita tułająca się po lesie, zagubiona, bez broni, głodna, nawet z imienia trochę podobna do Katniss, narracja pierwszoosobowa i sam jakiś taki klimat... ale to fajnie, bo absolutnie ubóstwiam Igrzyska i cóż... ryczę jak niemowlę za każdym razem jak kończę czytać trzecią część xD
      W każdym bądź razie niby niewiele się działo przez większą część rozdziału, ale i tak było ciekawie. Retrospekcje dodawały smaczku, chociaż muszę się przyznać, że mama Kity jakoś nie bardzo przypadła mi do gustu. No niby wiem, że nie miała łatwo w życiu i że się starała, ale jakoś tak pomimo tych rodzicielskich gestów, ciągle miałam wrażenie, że Kita jest jej tylko ciężarem, że jej nie kocha i zmusza się do tego wszystkiego i tak dalej. Zresztą te jej ciężkie westchnięcia i siłą powstrzymywane krzyki raczej nie przekonywały mnie o tym, że jest matką roku xD
      Więc Ikuko twierdzi, że nie żyje, przez to że jest jakimś tam demonem? Najpierw myślałam, że to może jakaś super technika, albo jest zombiakiem, ale potem przejrzałam poprzedni rozdział i się zczaiłam, że to już przecież było wyjaśnione ;__; taka tam moja pamięć.
      Samo wyjaśnienie ataków na Akatsuki tak śmiesznie łatwe, że aż zajebiste xD I przez tę resztę, która się wścieka na nieobecność Kity oczywiście rozumiem Deidare, mam nadzieję, że szaleje z rozpaczy i zaprezentujesz to w następnej notce <3
      Cholera Ermi, w tym rozdziale wyłapałam tylko jeden malutki błędzik! I żadnych powtórzeń, a przynajmniej żadne nie rzuciło mi się w oczy podczas czytania.
      ' Wydaje z siebie ciche westchnienie cicho i zacieśnia uścisk'
      No dobra, będę Czepialską Stasią:
      'Lider zapewne nieźle się wścieka, to samo reszta .' - o tutaj spacja przed kropką! xD

      Pozdrawiam, buziaki ;3

      Usuń
    2. Igrzyska są super! Dżisas, kupiłam tak jakoś w zeszłym roku całą trylogię w jednym i przeczytałam ponad 800 stron w 3 dni XD Jestem mistrzem!!! Ej, wolisz Peetę czy Gale'a? :D I nigdy nie wybaczę Collins, że zabiła mojego Finniczka ;c
      No kurde, Tobie to nikt nie przypada do gustu jako rodzic XD Jak przedstawiam Fugaku w drugim opo to źle, tutaj też źle. Za to Ty będziesz matką idealną! :*
      Ty, szczaj to, że też się musiałam wracać do poprzedniego rozdziału bo nie byłam pewna, czy o tym już pisałam czy nie. Ale cóż, ostatni był dodany 31 sierpnia, masakra. Jak ta szkoła mnie ogranicza ;-;
      Deidara musi być, kiedy to nie wiem, ale musi być :3
      Lubię Cię, Czepialska Stasiu (o co cho...?), i już poprawiam te żenujące błędy XD
      Dzięki, dzięki, trzym się! <3

      Usuń
    3. Ty! Miałam tak samo, powiedziałam mamie, że jak nie dostanę pod choinkę wszystkich części to umrę z rozpaczy (xD) i dostałam i wszystkie poszły w trzy dni :D niesamowicie wciągające, boże uwielbiam.
      Szczerze mówiąc.... przez większą część wolałam Gale'a, ale potem pod koniec trzeciej się tak zchamczył i w ogóle ich przyjaźń się zniszczyła, a Peeta pomimo wszystko dalej był cudowny, więc na koniec to jednak on jest moim faworytem xD a ty?
      Ty w sumie racja, ale zauważyłam, że nie tylko w twoich opkach tak mam xD lol, jestem najwyraźniej uprzedzona do wszelkiej władzy rodzicielskiej!
      Kiedyś była taka reklama jakiegoś lekarstwa bodajże i narrator przedstawiał ludzi coś w stylu 'Kichalska Ania' 'Chrypka Stefan' itd i to było takie głupie, że aż zajebiste i lubię sobie tak czasami mówić xD

      lofciam <3

      Usuń
    4. Ej ja też się nie mogłam oderwać, nawet mi nie przeszkadzały te braki romansu, bo zwykle czytam takie rzeczy, w których romans gra jedną z poważniejszych ról ;3
      Kuźde Gale może być przystojny, może rąbać drzewo z tą swoją gęstą czupryną i lśniącym potem, ale Peeta in my heart <3 No on jest taki zajebisty, jeszcze w tym ostatnim rozdziale jak pisało, że ją uspokaja słowami, a z czasem ustami - ooooo! W sumie nie lubię takich słodkich rzeczy, ale tam było wszystko idealnie <3 Ale wciąż - Finnick ;(
      Bo zwykle rodzice są tacy, cóż... specyficzni XD jak ja będę mieć kiedyś dzieci (w co szczerze wątpię) to będzie fajną mamą (nie taką, co uważa sie za fajną, a nie jest, tylko true fajną xd), a Ty to już szczególnie! :D
      Hahaha, widziałam tą reklamę, ej to jest chore że pamiętam takie gówno, a wzór na matmę magicznie wylatuje z głowy :c
      :* :*

      Usuń
    5. Hahahah xD nie wiem czemu, ale jakoś tam spodziewałam się, że jesteś w Team Gale, a tu takie zaskoczenie xD noooo, te ich relacje w końcówce były genialnie opisane ♥ e, jak ogólnie wszystko, także tego... xD
      Da fak, zapomniałam się odnieść do Finnicka - TAK! Normalnie też nie mogłam go przeboleć, jedna z moich najukochańszych postaci, normalnie jak czytałam scenę jego śmierci to nie mogłam pozbierać szczęki z podłogi... no bo jak to tak? Przynajmniej Haymitch'a oszczędziła <3
      Hahahah też mam takie postanowienie (jak prawdopodobnie każdy xD) ale zobaczymy jak to będzie! Pewnie w przyszłości nasze dzieci i tak będą się nas wstydzić xD dziękuję za wiarę :D

      Usuń
  2. Halo Halo. Wpadam, żeby poinformować cię, że jest nowy rozdział na wywiadzie, a tu taka niespodzianka!
    Zostawię sobie ją na jutro!
    Poczytam przed pracą i będę się jarać, przez cały dzień.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowite! Mimo, że rozdział był pozbawiony innych, została tylko Kita i w dodatku znowu to babsko... Jak ja jej nie cierpię, jest taka zła! Taka...boże jak to określić, za ładna i w dodatku to umarlak! Fuj, a inni na nią lecą...
      Nie lubię takich osób, bo przeszkadzają! Dlaczego główne bohaterki nie mogą no nie wiem, żyć tak se bez żadnych złych ludzi i o matko! Boże głowa tak bardzo mnie boli, że już piszę i myślę bez składu. Grałam już od dobrych parę godzin i czuję, że zaraz zwymiotuję...

      Boże wybacz mi tak durny komentarz! *błaga* ale od pewnego czasu tak źle się czuję, że nawet pisać nie mogę. Słaba wymówka, ale obiecuję, że jak tylko poskładam się do kupy, wróci dawna Nami.

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Tak dobrze nafaszerowałam się ibuprofenem i teraz mogę na spokojnie skomentować.
      Mama Kity jest niesamowita! Myślałam raczej, że oni nie chcą walczyć, a ona tak uczyła córkę, pewnie przez śmierć ojca ona pewnie podejrzewała coś, matki zawsze takie są...(chyba, że coś przegapiłam i znowu się pogubiłam i jej zachowanie było już kiedyś wyjaśnione) swoją drogą jak ona wyszła wtedy na ten korytarz, to myślałam, że ją jakiś rzeźnik napadnie. Mam złe skojarzenie z rzeźnikami po tym jak oglądałam silent hill 2, może lepiej nie będę sobie tego przypominała, bo już mnie znowu migrena łapie.
      Ta baba jest wredna, niech da jej spokój, bo jej nie lubię!

      No i Kita martwi się o Deidarę! Łał! Będzie romans? Będzie? Mi ostatnio jakoś Deidara zbrzydł...a zawszę go lubiłam. To dziecko w kołysce...ona miała rodzeństwo? Czy ja już naprawdę zwariowałam i przestaje pamiętać?
      Aby Akatsuki ją odnalazło i żeby ją Kisame przytulił żal mi biednej Kity, tyle przecierpieć i jeszcze ta suka...

      Wiem, wiem znowu bez składu i ładu, ale znowu mnie łeb zaczyna boleć.
      Zmiatam spać, bo jutro trzeba pisać na marzenie...obiecywałam, że skończę, więc muszę xD

      Pozdrawiam i życzę ogromnych pokładów weny!

      Usuń
    3. Weź nie jedz tyle tych tabletek, bo potem serio zbzikujesz i cała wina spadnie na moje opowiadanie :c
      No właśnie, trzeba to docenić, że matka ryzykowała dla córki - gdyby reszta klanu się dowiedziała to nie byłoby już tak wesoło.
      Rzeźnik? Nie, raczej nie, nie przewiduję w tym opowiadaniu rzeźników... Chociaż teraz, jak już mi coś podsunęłaś... XD
      Czo ten Deidara Ci zbrzydł? :c U mnie Ci nie zbrzydnie, postaram się o to :D
      Tak, miała młodszą siostrę. Podczas tych pierwszych koszmarów, gdy siedziała przy stole ze Złym i Su, pamiętasz? Była tam jeszcze dziewczynka, Kaori, siostra Kity, która tak by właśnie wyglądała, gdyby dożyła tego wieku c: Tak więc, tak, miała rodzeństwo :3
      Kocham Twoje komentarze, są takie spontaniczne, idź pisać i się porządnie wyspać, a nie tabletki!
      Dzięki wielkie i pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Mukudori jak zwykle ma opóźniony zapłon, no ale tego nie ogarniesz! Ostatnio jestem taką zwłoką, że sama się tym czuję przerażona... no ale nieważne, i tak jakiś postęp jest, komentuję od razu po przeczytaniu i nawet nie dwa miesiące po opublikowaniu! c;
    Zacznę może od ogólnego klimatu i tego wspaniałego podkładu, który dodał smaczku i idealnie dopełnił początek. Dziwnie nostalgiczny ten rozdział był, tak mi się wydaje - nie tylko za sprawą muzyki, ale przyczyniła się do tego pewnie także samotność Kity i jej wspomnienia związane z dzieciństwem. Wcale się nie dziwię, że dziewczyna marzyła o towarzystwie Akatsuki... w sytuacji, w jakiej się znalazła, pewnie nawet Zetsu byłby idealnym towarzyszem!
    Do czego też muszę nawiązać, to oczywiście matka Kity. Przyznaję, że po poprzednim rozdziale i wzmiankach, które gdzieś tam kiedyś padały, inaczej ją sobie wyobrażałam. Ale odebrałam ją chyba nieco inaczej niż Anayanna - bo zgodzę się z tym, że ciężko musiała mieć ta biedna kobieta, no i że widać, że się starała, ale według mnie wygląda to tak, jakby przez to stała się osobą raczej twardo stąpającą po ziemi, rozgoryczoną i świadomą tego, do czego zdolni są ludzie. A mimo to kochającą, nawet jeśli trochę oschłą. No bo w sumie wytrenowała małą Kitę i nauczyła ją rzeczy, które naprawdę przydały jej się w życiu, więc możliwe, że gdyby nie to, dziewczyna równie dobrze mogłaby już być pewnie martwa. No ale o rodzinie Kity pewnie się jeszcze dowiemy czegoś, no nie? c; No i... czy to ja nie ogarnęłam, że wcześniej była gdzieś wzmianka o rodzeństwie Kity i czy dziecko w kołysce jest w ogóle jej rodzeństwem? O.o
    A Ikuko... jak zawsze irytująca. Demon nie demon, ale zasługuje na porządnego kopniaka, który nauczyłby ją sprawniej latać. Liderku, broń Kity i pokaż się w końcu z jakiejś lepszej strony! xD a jej wyjaśnienia faktycznie bardzo proste... Aż dziwne, że nikt na to wcześniej nie wpadł! :D
    No więc mam nadzieję, że mimo szkoły kolejny rozdział pojawi się wcześniej, bo już mnie zżera ciekawość, co też się będzie działo, jak Kita znajdzie się znów pośród członków Brzasku! *.* no i czo ten Deidara...?!
    Pisz szybciutko, bo życzę wora weny i czasu, no i pozdrawiam cieplutko! :*
    Ps. no i tak, pamiętam jeszcze o rozdziale na drugim blogu! Postaram się tam skoczyć jeszcze dzisiaj, a jeśli dziś nie zdążę, to w najbliższym czasie, przysięgam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siemanko Muku <3
      No, troszkę taki smutniejszy rozdział, ale to dobrze, że wyszło, bo tak zamierzałam :3 Musiałam wyjaśnić i przedstawić odrobinę przeszłości Kity.
      No i tutaj się z Tobą w pełni zgadzam i cieszę się, że tak postrzegłaś mamę Kity! Przeszła tyle, że musiała stać się twardsza, nie tylko w stosunku do samej siebie, ale też do swoich dzieci. O rodzinie... Czy w tej części to jeszcze nie wiem, ale może w następnej ;> Tak, to jej młodsza siostra Kaori. W pierwszych koszmarach Kity, gdy ona, Zły i Su siedzieli razem przy stole była tam też taka dziewczynka, właśnie jej siostra - tam jest powiedziane, że jej widok jest dla Kity najtrudniejszy, bo pewnie tak by wyglądała, gdyby dożyła tego wieku (Kita zamordowała razem z całym klanem). Nie dziwię Ci się, że nie pamiętasz, bo nawet ja muszę sobie przypominać szczegóły :D
      No, Lider się obija coś, niefajne. Takie jakieś holiday ma pewno, plaże i szampany XD Wyjaśnienie proste? Proste :D
      Dzięki, dzięki, dzięki i pozdrawiam Cię równie cieplutko, trzymaj się <3

      Usuń
  4. No witam! :D ile to już czasu minęło, mam wrażenie jakby mnie tu nie było latami xD ale nie, bo przecież mam do nadrobienia tylko jedną notkę =.= wstydź się, mogłaś mnie ostro pocisnąć, a ja bym wyciągnęła lekcje z tej nauczki, ale musiałaś się zrobić miła i zmyślić zepsuty komputer :P
    Tak czy siak! :D właściwie przez cały ten etap przetrwania w lesie, szukanie pożywienia i w ogóle to tak jakoś miałam przed sobą ostatnią część Tomb Raider xD gdzie też ta laska Croft, musiała wszystko zbierać i w ogóle… przeszłam grę i polecam, ale no, męczyłam się, że nie jest już taka wytrzymała… głupia rzeczywistość :P w każdym razie należy, a nawet trzeba docenić w tobie, że nie pomijasz takich szczególików :D bo w sumie większość autorów, w tym ja, to robi… no, dajmy na to ile rozdziałów temu Sasori poszedł sikać? Albo coś zjadł? xD dobra nie opisuje się takich szczegółów, ale fajnie jest przypomnieć, że bohater też człowiek xDD
    Te retrospekcje z przeszłości o mamie były bardzo fajne :D dużo nauczyła swoją córkę, no i nie rozpieszczała ją zbytnio, w sensie no kochała, ale potrafiła być surowsza, ja to doceniam, bo teraz widać na jaką zuch dziewczynę wyrosła Kita ;)
    W ogóle uwielbiam jej przemyślenia o Deidarze, choć za wiele ich nie było :< ale wiesz lepszy rydz, niż nic xD mam nadzieje, że w następnym rozdziale pod tym względem zadowolisz czytelników, bo chyba w następnym już ją znajdą albo ona ich ;) no i nie wiem, Deidara zrobi jej misiaczka czy coś <3 chcę się rozpłynąć, a przy twoich opisach to bardzo możliwe, więc liczę na to :D
    Okej, a na koniec kilka słów o Ikuko.. nie wiem co napisać xD fajnie, że nie żyje XD a tak całkiem serio to troszkę skomplikowana ta postać, szacun, że sama się w niej nie gubisz ;) w każdym razi Pain mógłby na nią zapolować, wszakże jest demonem, jako „bóg” winien zrobić z tym porządek xD
    Komentarz krótszy niż zwykle NIEMNIEJ rozdział także xD jak się poprawisz to zrobię to samo no! :D
    Życzę dużo, dużo weny, czasu i ochoty! :D :*
    Napisz te pozostałe 45%! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmyśliłam go! Jeszcze tego brakuje, żebyś mnie osądzała, powinnaś mnie wspierać i inspirować, o XD
      Nie grałam w Tomb Raider, znam tylko ten dialog z gościem. "-Co pan będzie robił w sylwestra?", "Będę grał w grę", "Jaką?", "Tomb Raider" XDD Może rzeczywiście jest taka supi, że się opłaca ogarnąć? :D
      Ej no właśnie ja nie wiem, czy poświęcam temu aż tyle uwagi! Bo na przykład: nikt nie wie, kiedy Kita miała okres, kiedy ostatni raz się wydalała czy coś... Może w takie szczegóły lepiej w ogóle nie wchodzić XD
      Nie lubię takich rozpieszczających dzieci matek, bo potem bachory są rozpieszczone i sobie w ogóle nie radzą :c Chociaż w sumie, Kita też sobie nie radzi, ale tu już nie jest jej wina!
      Deidara zrobi misiaczka, seriooo? :D Wyobraziłam sobie to ich spotkanie i taka muzyka, wiesz, ona do niego leci, ale się potyka i takie.. epic fail. Ale tego nie zrobię, nie Tobie, bo byś mnie chyba zabiła XD
      Może Painowi się po prostu nie chce ruszyć dupy, ma urlop tymczasowy? Ej, rozdział nie jest znowu taki krótki, szczerze mówiąc takie właśnie najtrudniej mi się pisze, ale nie chce niczego zmieniać bo w czymś takim też muszę się wyćwiczyć.
      No dzięki, postaram się :* ♥

      Usuń