poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 17
Początek żniw

              Pierwsze co czuję, to zimno.
                  Przenika do moich kości, atakuje drżące mięśnie, niszczy moją samoobronę. Uświadamiam sobie, że zaciskam pięści. Paznokcie wbijają się w skórę. W dłoniach czuję coś ciepłego i lepkiego – krew?
                  Z trudem rozprostowuję palce, poruszając nimi jakbym chciała przetestować ich sprawność. Niepewnie, ale poprawnie łapią i ściskają powietrze. Jest świeże i pocieszające – starannie nagradza moje płuca przy każdym kolejnym oddechu. Nasłuchuję, chcąc wyłapać jakiś istotny dźwięk, który mógłby wskazać na to gdzie jestem. Kiedy nie słyszę niczego prócz mojego nieśmiałego oddechu, wreszcie otwieram oczy.
                  Znajduję się w śnieżnobiałym pomieszczeniu – zarówno sufit, jak i ściany wraz z podłogą wyłożone są białymi kafelkami. Są idealnie wypolerowane, błyszczą. I chociaż nigdzie nie dostrzegam lampy ani okna, pokój skąpany jest w łagodnym świetle.     
                  Kątem oka zauważam coś dziwnego. Z walącym sercem zerkam w dół, a kiedy mój wzrok natrafia na świeżą kałużę krwi, zaczyna kręcić mi się w głowie. Krople śmierdzącej cieczy coraz szybciej spadają z moich poranionych dłoni. Mimo to nie czuję bólu.
                  Kiedy się odwracam, na pobliskiej ścianie zauważam wąskie lustro. Mrużę oczy, chcąc dostrzec w nim jakiś kształt. Nie widzę niczego, prócz pokoju w którym się znajduję. Zaniepokojona robię kilka kroków w przód, ale wciąż się nie zbliżam. Zaczynam przyśpieszać. Zaciskam zęby. Biegnę.
                  Gdy w końcu w szklanym odbiciu dostrzegam czarny punkt, biegnę jak szalona. Potykam się o własne nogi i wydaje mi się, że mija wieczność, nim staję tuż przed złośliwym lustrem. Rozchylam zaczerwienione usta, obserwując jak długa, biała sukienka podkreśla równie białe kosmyki. Jak zahipnotyzowana przeczesuję palcami śnieżnobiałe włosy, tworząc kilka krwawych pasemek. Z dziwnym spokojem uświadamiam sobie, że z moich oczu spływa krew. Brudzi blade policzki, pozostawiając za sobą wyraźne ślady.
                  - Starzejemy się, Kito – słysząc znajomy głos, powoli zamykam oczy.
                   Jakaś niewidzialna siła zmusza mnie do obrotu i zmierzenia się z moim… no właśnie, czym? Czy mogę teraz nazwać Złego największym koszmarem?
                  - My? – pytam, patrząc w zielone oczy stojącej nieopodal dziewczyny. Mnie.
                  Mimo, iż jest moją kopią nie ma białych włosów ani zakrwawionej skóry. Szczupłą dłonią odgarnia czarne kosmyki, mrużąc powieki. Wygląda na zmęczoną. Zmęczoną, czy zmęczonego?
                  - Nie chcesz dostrzec tego, co się dzieje – zauważa, i w tej samej chwili tuż obok niej pojawia się uśmiechnięta Kaori wraz z nieruchomą Su. Z ich ciał wciąż sypie się pył.
                  Prycham niczym rozjuszona kotka, wbijając gniewne spojrzenie w fałszywą wersję mnie. Patrzy na mnie ostro, ale i z nadzieją, że wreszcie coś zrozumiem. Jakby ten wzrok i chore oddziaływanie na moją psychikę miały w czymkolwiek pomóc.
                  - Miałeś zostawić mnie w spokoju – szepczę, spuszczając wzrok. Bezsilność powoli zaczyna mnie przygniatać, a ja jej na to pozwalam. Jestem pewna, że słyszę jej śmiech.
                  - Myślałem, że dasz sobie radę – przewraca oczami, ignorując nagły wybuch śmiechu Kaori. – Twoja matka nie przestaje mnie lękać. Kiedyś byłem jej Stróżem, a po śmierci zmusiła mnie do pomocy tobie.
                  Marszczę siwe brwi.
                  - Pomocy…?
                  Dziewczyna zaciska zęby, a ja przez chwilę zastanawiam się, czy tak wygląda moja irytacja.
                  - Jeszcze tego nie rozgryzłaś? – warczy. – Klan Naito był wyjątkowy nie tylko pod względem medycznym, dziecko. Aby przetrwać, musieli mieć także coś, co wynagrodziłoby im brak potężnych, pomocnych do walk technik. A więc posiadali swoich Masuulka. Opiekunów. Nocnych opiekunów. Dzięki ich najgorszym koszmarom, które tworzyli Opiekunowie wasz klan przewidywał większe i mniejsze zagrożenia czy katastrofy. Człowiek musiał być bystry, aby rozszyfrować nocną marę – zamyśla się na chwilę, po czym niepewnie dodaje: - Twoja matka właśnie taka była.
                  Wypuszczam ze świstem powietrze, starając się nie zwracać uwagi na przerażającą Su. Wpatruję się w swoje dłonie, układając w głowie kolejne pytanie.
                  - Dlaczego więc nie wybraliście innych sposobów? Łagodniejszych sugestii? Czy to musiały być koszmary?
                  Zły – czy może już nie – śmieje się, jakbym opowiadała wyśmienity kawał.
                  - Dziecino, które sny zapamiętasz najlepiej? Te straszne, z powyrywanymi rękami i krzykiem w tle, czy te w których świeci słoneczko? – uśmiecha się dziwnie, jakby jej usta nie były do tego przyzwyczajone. – Masuulka musi przekazać coś, co zapamiętasz na długi, długi czas. Zauważysz każdy detal.
                  Patrzę na nią i próbuję zrozumieć. Próbuję rozszyfrować wiadomość.
                  - Widzisz ten pył, dziecko? – niedbale wskazuje na złoty i zielony popiół. – Wszystko się kończy. Przemija. To samo dzieje się z twoim czasem.
                  Wstrzymuję oddech, gdy podchodzi bliżej. Jesteśmy tej samej wysokości, mrużymy oczy w ten sam sposób, a nasz głos brzmi identycznie.
                  - Pomyśl. Coś się zbliża. Wspominałem o jakiejś kobiecie, prawda? – nachyla się, brzmi coraz bardziej natarczywie. – O kim? Kogo przeklinałem? Pamiętasz? Przecież wiesz doskonale o kogo mi chodzi, wiesz doskonale…
                  Wracam do wszystkich snów, do każdej rozmowy, każdego krzyku. Przez cały czas wpatruję się w swoje oczy, szukam ledwo dostrzegalnych, piwnych plamek na tęczówkach. I kiedy wymawiam to imię, wbijam sobie nóż w serce. Zimna stal przeszywa moje ciało, przedłużając jedno, jadowite słowo. Imię.
                  - Ikuko.

***

                  - …mimowolnie odrzucał wcześniejszą odtrutkę. Minęły dwa dni, odkąd stworzyłem nową, ale jak na razie postępy są niemal niezauważalne.
                  - To nieważne. Cieszę się jednak, że nowy napar działa. Powoli, ale mam nadzieję, skutecznie.
                  - Tak jest.
                  Kiedy drzwi się zamknęły poczułam, jakby ktoś wbijał nożyczki do moich uszu. Zacisnęłam zęby, a dziwny, metaliczny posmak w ustach sprawił, że zachciało mi się wymiotować. Moje ciało wydawało się być zrobione z kamienia, gdyż ciężko było mi nawet unieść drżące powieki.
                  Jasny sufit obserwował mnie tak uważnie, jak ja jego. Wzięłam głęboki wdech, wyczuwając znajomy zapach drewna. Pokój Akasuny…? Ślamazarnie uniosłam się na łokciach, zerkając na wypraną, granatową koszulę w którą byłam ubrana. Materiał gryzł mnie niczym stado rozzłoszczonych komarów, ale cała moja uwaga skierowana została na pracującego przy stoliku Skorpiona.
                  Tym razem nie majsterkował przy swoich lalkach – stolik zapełniony był różnorakimi buteleczkami i miskami, zauważyłam też nieznane mi składniki. Zmarszczyłam brwi, starając się nie zagłuszać idealnej ciszy. W mojej głowie wciąż rozgrywało się irytujące kołatanie, jakby coś ciężkiego zderzyło się z moją kruchą czaszką. Oparłam się o chłodną ścianę, naciągając na siebie szary koc.
                  - Umieram? – zapytałam głucho, wpatrując się w czerwone chmury na jego płaszczu. Nawet z takiej odległości nie dało się przeoczyć, że bywał wielokrotnie zszywany.
                  - W tej chwili nie – nawet się nie odwrócił. Zamknęłam oczy, chcąc przypomnieć sobie jakieś istotne wydarzenia.
                  Obrazy migały przed moimi oczami i rozmazywały się w tej samej sekundzie.
                  Misja. Deszcz. Wiatr. Dużo wrogów. Walka. Krzyk Hidana. I w końcu przeszywający, zawzięty ból.
                  - Rana w brzuchu? – mruknęłam, wyczuwając oplatający mnie bandaż.
                  - Rana w brzuchu, plus mocne uderzenie w głowę – podniósł się na nogi ciężkim, ociężałym ruchem, jakby przebywał w ciele staruszka. Odgarnął opadające na oczy czerwone kosmyki, po czym leniwym krokiem podszedł bliżej. – Wypij.
                  Niepewnie zacisnęłam palce na cienkiej fiolce. Granatowy kolor płynu nie wyglądał zachęcająco.
                  - Mocny uśmierzacz bólu. Pij, jeśli nie masz ochoty przeżywać tego od nowa.
                  Gorzki smak ukarał moje suche gardło w wyjątkowo nieprzyjemny sposób. Odetchnęłam cicho, oddając fiolkę w ręce Akasuny. Odszedł bez słowa.
                  - Twój organizm odrzucał wcześniejsze antidotum. Na szczęście, nie był także skłonny do całkowitego przyjęcia trucizny.
                  Trucizna. Wyobraźnia szybko podsunęła mi obraz niszczącej mnie substancji. Nerwowo podrapałam się po ramieniu, jakby pod skórą nadal płynęła śmierć.
                  - Kunai, który wbito ci w brzuch był zatruty – Sasori bezbłędnie odpowiadał na pytania, które zaczynały formować się w mojej głowie. – Ponadto trucizna ta nie miała na celu zadania ci powolnej, męczącej śmierci.
                  Zamilkł, podchodząc do potężnej szafy. Dopiero teraz zauważyłam, że pod niedomkniętymi drzwiami wbudowana została szuflada. Akasuna wygrzebał ze środka jakąś grubą książkę, której pożółkłe kartki zaczynały wypadać.
                  - Więc jaki miała… - zaczęłam, nie będąc w stanie poskromić swojej ciekawości.
                  Mężczyzna rzucił mi długie, przeszywające spojrzenie. Nagle poczułam jak po moim ciele zaczęła wspinać się gęsia skórka. Każda komórka przeczuwała najgorsze.
                  - Miała zagwarantować, byś zapadła w śpiączkę.
                  Śpiączka. Tym razem fakty łączą się z przerażającą szybkością. Zamknęłam oczy, obserwując jak cała układanka nabierała kształtu. Kiedy ponownie je otworzyłam, wiedziałam, że Skorpion domyślił się wcześniej niż ja.
                  - Zaatakowała nas ta sama organizacja, którą spotkali Lider i Konan – oznajmiłam nadzwyczaj spokojnie. Mój głos nie brzmiał znajomo.
                  - W przeciwieństwie do partnerki Lidera nie poddałaś się tej dziwnej technice. Zemdlałaś, ale spowodowane było to zapewne silnym bólem.
                  Pokiwałam głową i w tej samej chwili odezwał się wewnętrzny alarm.
                  - Konan – szepnęłam, wbijając wzrok w Akasunę. Odpowiedział mi pustym, obojętnym spojrzeniem. – Co z nią? Czy…
                  - Cała i zdrowa – uspokoił mnie cicho. – Z niewiadomych przyczyn, tym razem zaatakowali jedynie ciebie.
                  Nie całkiem świadomie odetchnęłam z czymś w rodzaju ulgi. Niby od kiedy zaczęłam martwić się tą kobietą?
                  - A więc wszyscy cali i zdrowi – mruknęłam, przykładając dłoń do brzucha. Bandaż był dopasowany niczym druga skóra.
                  Kiedy znów zapadła cisza, zaczęłam zastanawiać się nad rozwojem sytuacji. Misja wydawała się być przysłonięta mgłą, bo kojarzyłam jedynie płaszcze przeciwników. Długie, zielone płaszcze przypominające peleryny. Jęknęłam cicho, czując jak moją głowę przeszywa ból. Zamknęłam oczy, ale nawet przyjemna ciemność nie była w stanie wynagrodzić mi takich tortur.
                  - Nie wysilaj się. Nic sobie nie przypomnisz – obojętność w głosie Sasoriego wypełniała całe pomieszczenie, mieszając się z powietrzem. Po dłuższej chwili stwierdziłam, że dałabym radę się tym udusić. – W truciźnie znalazłem dziwne substancje powodujące częściową amnezję. Zapewne miały one na celu całkowite usunięcie twoich wspomnień, ale znów się oparłaś – odwrócił się w moją stronę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. – Zaskakujące.
                  Nie mogłam już tego słuchać, więc skupiłam się na oddychaniu. Starannie wdychałam gorące powietrze, które zapewne nie przeszkadzało Akasunie. Widząc mój zamglony wzrok, mężczyzna uchylił okno. Każda próba powrotu do tej bitwy kończyła się ponownymi mękami. Zrezygnowana postanowiłam zastanowić się nad swoim stanem.
                  - Panie Sasori – zaczęłam niepewnie, unosząc na niego przestraszony wzrok. Moje serce dramatycznie zwolniło. – Ile byłam nieprzytomna?
                  Wzruszył ramionami, wbijając wzrok w dołujący krajobraz za oknem.
                  - Coś koło dwóch tygodni.
                  Dwa tygodnie. Czternaście dni niewiedzy, przez które tyle mogło się zdarzyć. Próbowałam wyobrazić sobie moją niezdolność do poruszania się, zamknięte oczy, niezdrowo bladą twarz, ale wszystko co dostałam, okazało się ciemną plamą.
                  - Więc zdążyliście już wrócić z misji – mruknęłam bardziej do siebie niż do Skorpiona, wpatrzona w swoje drżące palce. Gdzieś z samego tyłu majaczył obraz niebieskich oczu Deidary.
                  Nie odpowiedział, a ja nagle poczułam się niesamowicie senna. Moje powieki nie słuchały dudniącego w głowie głosu, który za wszelką cenę chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Zauważając moje niespodziewane zmęczenie, Sasori powoli skinął głową.
                  - Prześpij się. Potrzebujesz tego – podszedł do drzwi. – Ja muszę coś załatwić.
                  Dopiero gdy w pokoju zostałam ja i moja niezaspokojona ciekawość, posłuchałam tej, jak się okazało, trafnej rady Akasuny.

***

                  Gdy się obudziłam Akasuny wciąż nie było. Skupiona wsłuchiwałam się w rozgrywającą się za oknem ulewę, czerpiąc przyjemność z wpadającego do pomieszczenia świeżego powietrza. Czując zimny podmuch wiatru, szczelniej okryłam się kocem.
                  Z dziwnym niepokojem uświadomiłam sobie, że spędzanie leniwych godzin w łóżku Akasuny było przyjemnym zajęciem. Gdy uświadomiłam sobie jak dwuznacznie to brzmiało, miałam wielką ochotę by ktoś znów pozbawił mnie przytomności.
                  Oczywiście, zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później będę musiała zmierzyć się z rzeczywistością – organizacja odpowiedzialna za chorobę Konan zaatakowała teraz mnie, a moje nieodporne na własną chakrę ciało dziwnym sposobem odrzuciło tę silną technikę. Myśl o twardym spojrzeniu Lidera i jego wątpliwościach co do mojej osoby sprawiła, że aż jęknęłam.
                  - Czy ktoś tam umiera? – psotliwy głos dobiegający zza drzwi momentalnie mnie rozbudził. Rozchyliłam usta, kiedy drzwi zaczęły się otwierać.
                  - Uch, brak Mistrza – odetchnął Deidara, kładąc dłoń na sercu. – Co za ulga.
                  Miał na sobie czarną koszulkę, tego samego koloru spodnie i ciężkie buty. Opaska ninja zniknęła, zastąpiona przez oplatający górną część czoła bandaż. Gdy podszedł bliżej zauważyłam płytkie rozcięcie na policzku.
                  - Widzę, że ktoś mnie zastąpił – mruknęłam, wskazując na opatrunek. – Tak szybko ze mnie rezygnujecie?
                  - Nowy lekarz jest do bani. Prawie złamał mi rękę.
                  Uniosłam brwi w geście zdziwienia, na co uśmiechnął się szeroko.
                  - Każdy dba o siebie, pani doktor.
                  Uśmiechnęłam się lekko, kiedy przysiadł po drugiej stronie łóżka. Wory pod jego błyszczącymi oczami ujawniały zmęczenie, które przejawiało się też w drżących dłoniach i ramionach blondyna. Usiadłam prosto, rzucając mu zmartwione spojrzenie.
                  - Wszystko w porządku?
                  Zmarszczył brwi, jakbym wyrażała się w innym języku. Po dłużej chwili niezręcznego milczenia pokręcił głową.
                  - Naprawdę? To raczej powinna być moja kwestia – jego uśmiech nie wyglądał już tak promiennie jak wcześniej. Nagle spochmurniał. – Co się stało? Słyszałem o truciźnie.
                  Wzruszyłam ramionami, przeczesując palcami włosy. Poczułam się jak niezwykle odporny królik doświadczalny.
                  - Misja nie przebiegła… przyjemnie – zaśmiałam się bez krzty rozbawienia. – Już chyba wolałam towarzystwo Kisame.
                  Jak na złość krępująca cisza znów rozgościła się w pokoju. Skupiłam się na torturowaniu koca. Nie mogłam przestać myśleć o tamtym wieczorze, kiedy pojawiłam się w pokoju Deidary i… cóż, zachowałam się jak desperatka. To wspomnienie momentalnie przywołało ciepło na moich policzkach.
                  - Co do tego wieczoru… - zaczęłam cicho, będąc pewna, że Deidara żądał ode mnie wyjaśnień.
                  Uniósł rękę, momentalnie zamykając moją buzię. Wpatrywałam się w niego bez słowa.
                  - Nie, lepiej nie zaczynaj tego tematu – spojrzał na mnie w taki sposób, że miałam ochotę zniknąć. – Nie byłoby to dla mnie zbyt przyjemne, co?
                  Poczułam gulę w gardle.
                  - Deidara…
                  - Nie – przerwał ostro. Zbyt ostro. – Nie rozmawiajmy o tym. Nie dziś, dobra?
                  Niemrawo pokiwałam głową. Z każdym dniem budowałam sobie coraz większy labirynt problemów.
                  - Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko gra. Wiesz, gdy mówiłaś o tych koszmarach… Czujesz się trochę lepiej?
                  Przełknęłam ślinę, mentalnie przygotowując się do kłamstwa.
                  - Jasne – zmusiłam się nawet do uśmiechu. – Jest okej.
                  Nagle usłyszałam gwałtowny trzask pioruna. Ciemne chmury niosły ze sobą silną burzę. Przymknęłam oczy, czując dziwne uczucie niepełności. Czego mi brakowało…?
                  - Lider tak się wkurzył, że oderwał Hidanowi rękę – rzucił niespodziewanie artysta, momentalnie zwracając na siebie moją uwagę. Czy ja się przesłyszałam?
                  - Żartujesz sobie – wydukałam, nie wyobrażając sobie furii Paina.
                  Deidara wzruszył ramionami, jakby stan Hidana miał głęboko w poważaniu. Zresztą pewnie tak właśnie było.
                  - Gdy cię przynieśli wyglądałaś jak martwa – odezwał się przygnębiającym tonem, a ja poczułam jak moje serce wykonało bolesny obrót. – Wszyscy tak właśnie myśleliśmy. Pain wpadł w taki szał, pierwszy raz widziałem go tak poważnie wkurwionego. Cały czas powtarzał, że ochranianie ciebie powinno być naszym priorytetem.
                  Konan wciąż nie wróciła do pełni zdrowia. Wciąż pozostawało wiele niewiadomych i zagrożeń, więc moja śmierć byłaby ogromnym problemem. Byłam ważna. Dbał o mnie. Na razie.
                  - Wiesz, kiedy cię zobaczyłem – spojrzałam w te błękitne oczy i to był mój błąd. Nie mogłam oderwać wzroku, a Deidara wyraźnie się wahał. – Kiedy cię zobaczyłem, poczułem się jak wtedy. Jak wtedy, gdy zobaczyłem tę wielką kałużę krwi i wiedziałem, że moja rodzina nie żyje – uśmiechnął się kpiąco, niemal szaleńczo. – Nie sądziłem, że wciąż jestem do tego zdolny.
                  Nigdy nie spodziewałam się, że może nadejść taki moment, kiedy zapomnę jak oddychać. Nie potrafiłam jakkolwiek zareagować na jego słowa, więc wpatrywałam się w niego zbolałym wzrokiem.
                  Nagle pierścień na jego palcu zabłyszczał intensywnym światłem, a na twarzy blondyna wykwitła dorodna irytacja. Nie wiele myśląc, złapałam go za rękę.
                  - Porozmawiamy – powiedziałam cicho, ściskając jego przyjemnie ciepłe palce. – Obiecuję.
                  Chłopak nie odezwał się ani słowem, tylko niemal niezauważalnie skinął głową, a chwilę później znów zostałam sama. Przypatrywałam się wgnieceniu w materacu nieobecnym wzrokiem. Jestem idiotką, pomyślałam, kolejna ściana labiryntu stworzona.

***

                  Sasori wrócił późnym wieczorem, kiedy moje powieki znów zaczynały się kleić. Podał mi kolejne dawki lekarstw, które smakowały niemal tak ohydnie, jak wyglądały. Czułam się jak po całodziennym treningu, chociaż tak naprawdę spędziłam te wszystkie godziny na drzemkach, ziewaniach i rozmyślaniach. Mimo to, moje ciało było bardzo słabe.
                  Kiedy wpatrywałam się w pracującego przy lalkach Akasunę i zastanawiałam się nad sytuacją z Deidarą, rozległ się głuchy dźwięk uderzania w drewno. Ktoś pukał do drzwi.
                  - Proszę – odezwał się Skorpion, niemal natychmiastowo odrywając się od pracy. Najwidoczniej nie spodziewał się żadnej wizyty.
                  Przez drzwi niemal natychmiast wdarło się zimne powietrze, więc odruchowo zakryłam się kocem. Odetchnęłam cicho, widząc przemoczonego Kisame. Jego płaszcz był potargany, wyraźnie umazany krwią, a na twarzy zauważyłam kilka zadrapań i niezaprzeczalne napięcie. Patrzył na mnie w taki sposób, że odezwały się złe przeczucia.
                  - Tak naprawdę nigdy nie byłem dobrym kłamcą – wyrzucił z siebie te zadziwiające słowa, wyciągając przed siebie coś dziwnego. – Teraz będzie jeszcze gorzej.
                  Na początku nie mogłam zidentyfikować tego dziwnego przedmiotu. Powoli wygramoliłam się spod ciepłego koca, a każdy kolejny krok tracił na pewności. I ta nagła realizacja, która uderzyła mnie tak brutalnie sprawiła, że aż się zachwiałam. Przytrzymał mnie zadziwiająco silny ścisk Akasuny.
                  Wpatrywałam się w okaleczone zwierzę – niemal całe futro zostało wyrwane, odkrywając przerażającą, brudną, zapadniętą skórę. Na grzbiecie ciągnęły się krwawe rysy, z których ciekło coś podobnego do ropy. Kot wydawał z siebie piskliwe, bolesne jęki.
                  - Rimo – wyszeptałam, czując jak po moich policzkach suną łzy. 
_______________________________________
Witam. 
Po pierwsze przepraszam za tak długą przerwę; miałam sporo na głowie, a teraz jeszcze zaczynają się wakacje, więc rozdziały nie będą pojawiały się tak często, jak kiedyś. W sumie jestem tak średnio zadowolona z tego rozdziału, na samym początku miałam zupełnie inny pomysł, ale za nic nie mogłam przelać swoich myśli na klawiaturę. Ach i jeszcze jedna informacja: powstanie druga część opowiadania, więc tak szybko Was nie opuszczę :3
Pozdrawiam!

12 komentarzy:

  1. Ach, tak wiele mam myśli w głowie, że nie wiem, od czego zacząć, żeby niczego nie pominąć!
    Na początku może wyrażę swój zachwyt doborem podkładu. Świetnie pomógł w budowaniu napięcia, momentami zapominałam o oddychaniu, przyznaję!
    Drugą ważną rzeczą, która we mnie boleśnie uderzyła... czy tak właśnie się czujesz, czytając moje rozdziały? Dlaczego ten rozdział tak szybko się skończył?! Czuję się oburzona! To chyba pierwszy raz, kiedy notka jest u Ciebie aż tak krótka! Albo aż tak lekka i szybka, sama nie wiem. Nie zdążyłam nawet mruknąć, a już była akcja z Rimo...
    I o tej akcji... mój biedny, kochany Rimo! Cieszę się, że w ogóle znalazł się żywy, ale jego stan... aż nie mogę uwierzyć, że tak go załatwili! Mam nadzieję, że sprawa z nim szybko się wyjaśni i że prędko wyliże swoje rany. A Kisame rzeczywiście nie jest mistrzem przekazywania delikatnych informacji!
    Uwielbiam ten dystans Sasoriego, no i jego całego oczywiście. I tę ciszę, która mu towarzyszy, tutaj także. To ograniczanie słów do minimum, zwięzłość i obojętność. Tylko ach i ech! No i och... wydaje mi się jednak, że Kitą zajmuje się bardzo dobrze i ich relacja nie jest znów taka całkiem obojętna! Na szczęście...
    I Deidara... nie mogę się już doczekać tej ich szczerej rozmowy, bo teraz to oni oboje chyba błądzą jak dzieci we mgle! Oboje chcą, oboje zdają się do siebie ciągnąć, a efektów tych ich chęci jakoś nie widać. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Kita szybko znajdzie drogę w tym labiryncie, bo otworzenie się przed sobą pewnie im obojgu przyniesie ulgę.
    I nie bądź niezadowolona z tego rozdziału, jest naprawdę dobry, mimo tego, jak szybko się go czytało. Był trochę luźniejszy, powiedzmy, a jednak sen na początku zbudował napięcie, ukazanie relacji dziewczyny z Sasorim i Deidarą nie wniosło wiele nowego, ale okazało się jakby ciszą przed burzą. Rimo był wisienką na torcie, choć bardzo gorzką wisienką, i teraz będziemy musieli czekać, żeby się dowiedzieć, co z nim! Więc nawet jeśli będzie trzeba czekać trochę dłużej, na pewno będzie warto.
    Dużo weny życzę i mam nadzieję, że rozdział pojawi się jednak niebawem, stanowczo nie powinnaś brać ze mnie przykładu pod tym względem! :D
    Pozdrawiam, Mukudori.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, długość moich komentarzy zaczyna mnie przerażać... jeszcze trochę i będę Ci tu pisać eseje rozmiaru Twoich rozdziałów! :3

      Usuń
    2. Ty się długością komentarzy nie przejmuj, bo ich czytanie jest dla mnie ogromną przyjemnością :D
      Tak, tak właśnie się czuję kiedy czytam Twoje opowiadanie ;_; I to było zamierzone, wiesz, to że ten rozdział nie był tak długi jak reszta - specjalnie dla Ciebie :D A tak naprawdę to samej mi się wydaje, że to najkrótszy rozdział. Sama nie wiem, jakoś nie chciałam dokładać do niego innych akcji, bo wszystko stałoby się zbyt przerysowane. Poprawię się! :c
      O Rimo się nie martw, koty zawsze spadają na cztery łapy. No i mają oczywiście więcej żyć, więc... Powinno być dobrze.
      Cieszę się bardzo, że tak właśnie odebrałaś Sasoriego, bo w sumie mam ten sam problem, co Ty... Też nie jestem pewna czy dobrze oddaję jego skomplikowany charakter, ale trzeba przyznać - Skorpion jest cholernie ciężki!
      Deidara jest w sumie jak bomba, zresztą każdy z nich jest. Staram się nie zapominać, że jednak akcja dzieje się w Akatsuki i nie mogę ich jakoś za bardzo rozmiękczyć (jakkolwiek to brzmi :D).
      Cieszę się, że Ci się podoba, będę się starać, obiecuję! :3
      Omówmy się tak - jeszcze w tym miesiącu dodasz trzy rozdziały, to może ja wyrobię się z następnym ^^
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko popracować nad długością swoich rozdziałów! To straszne tak się wczytać i zostać z niedosytem... Ale przerysowanie rozumiem, ten rozdział jest w sumie niemal idealnie złożony, napięcie początkowe i końcowe, i trochę niedopowiedzeń pośrodku.
      Deidara to faktycznie bomba nad bombami! A Sasori jest bardzo, bardzo ciężki, ale myślę, że póki co dobrze Ci idzie kreowanie go. W sumie wydaje mi się najtrudniejszym członkiem Akatsuki do przedstawienia. I tak, to był najczęstszy błąd przeze mnie popełniany - robienie z nich ciepłych kluch. Dlatego teraz wolę, żeby byli zbyt zimni i nieludzcy, niż rozmiękli.
      Hahah, gdybym miała dodać ze trzy, to chyba nie robiłabym nic poza myśleniem, jak ubrać w słowa swoje pomysły! Ale kolejny już się pisze, więc nie powinno być źle :D

      Usuń
    4. Skoro zrozumiałaś ten niedosyt, to na naprawdę liczę, że kolejny rozdział będę czytała przynajmniej dwadzieścia minut! Uff, naprawdę myślałam, że za ten rozdział srogo mi się dostanie, więc to wielka ulga gdy to czytam :D
      Proszę Cię, jak na razie pamiętam tylko początkowy wątek z tym, jak wszyscy mordowali biedną Negai w piwnicach Brzasku ;_; A Ty mówisz, że robiłaś z nich ciepłe kluchy?
      Zawsze gdy czytam, że już piszesz kolejny, to powraca do mnie niecierpliwość dziecka :c Dasz radę i ze trzema, serio! :D

      Usuń
  2. BOGOWIE UWIELBIAM SNY KITY! Jestem w sumie prawie pewna, że już kiedyś o tym wspominałam, ale cała ich koncepcja, twoje opisy, Zły i cała reszta.... umieram normalnie. A teraz jeszcze się okazuje, że one były dla jej dobra, żeby jej pomóc! Genialny zwrot akcji, muszę przyznać ♥ no i jeszcze ta muzyka..... och. Muszę pooglądać te filmiki z gry o których wspominałaś!
    Nie wiem czemu, ale jakoś tak fajnie czytało się o tym, jak Lider świrował przez stan Kity. Niby wiem, że to dlatego, że Konan i wgl, ale i tak to było takie trochę urocze. Ale... ODERWAŁ RĘKĘ MOJEMU HIDANOWI?! ;c cóż za tyran xD
    Ogólnie podobało mi się też jak Dei mówił o swoich uczuciach na widok prawie martwej Kity, wrrrrrrrr czemu nie przeprowadzili tej super poważniej rozmowy?! Domagam się romansu, przecież wiesz ♥
    W ogóle cała ta sprawa z organizacją i Ikuko mega intrygująca, zastanawiam się czy oni są ze sobą jakoś powiązani....
    A co do końcówki.. może to dziwne, ale cholernie mi ulżyło. Jak to często u mnie bywa, niechcący zerknęłam na ostatnią linijkę, psując sobie niespodziankę, ale czytając to wejście Kisame i emocje Kity, już myślałam, że Rimo nie żyje.... a tu okaleczony. No pewnie, szkoda mi go i to cholernie, ale cieszę się, że jednak nie jest martwy i w ogóle.
    'I ta nagła realizacja, która uderzyła mnie' - ten fragment jest trochę nielogiczny, no bo 'realizacja'?

    Udanych wakacji skarbie, pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ;3
      Wprost ubóstwiam fakt, że komuś podobają się takie brutalne i nieco nienormalne sceny ;_; Najwidoczniej z moją głową nie jest tak źle, dobrze wiedzieć. A co do oglądania - marsz na yt, teraz, w tym momencie, do zachwytu! :D
      Spoooko, odrywanie ręki jest urocze XD Ale czego mogłam się spodziewać po wielbicielce Hidana? :3 Nie warcz na mnie, pamiętam o tym romansie, pamiętam! W końcu ja też wszędzie się ich doszukuję, także zdaję sobie sprawę, jak jest ciężko bez nich :c
      Nie zabiłabym Rimo... Naprawdę... Przynajmniej nie w tak brutalny sposób ;>
      Dziękuję Ci bardzo, wzajemnie i pozdrawiam!

      Usuń
  3. No i teraz ja, od razu uprzedzam, że piszę z komórki, więc komentarz może mi nie wyjść taki długi, jak to zwykle bywa :/ są wakacje i za bardzo nie chce się człowiekowi wchodzić na komputer... straszne, posiadanie kumpli w realu rujnuje życie xDD nie no żarcik :) Wiesz, musiałam sobie przypomnieć ostatni rozdział, bo wszystko mnie zbiło z tropu - nie rób już miesięcznych przerw, no miejże serce :P
    W ogóle czasami oceniam autorki historii, które czytam i po twoich opowiadaniach powiedziałabym, że jesteś strasznie mroczną i dziwną osobą :P ale po komentarzach, które mi piszesz... czasami jak napiszesz jakąś refleksję to śmieje się jak głupia i zmienia mi się zdanie żeś bardzo pozytywna xD nie oceniaj autorki po jej książkach xD - wiem, moje postępowanie jest dziwne xD
    Do rzeczy xD Rozdział taki, taki OMG ♥ zajebisty, jak może ci się nie podobać? jak ja bym tak pisała to kurde ♥ w ogóle widzę, że Saso bawi się w lekarza, widzisz jak mu ta rola pasuje xD ma idealny charakter do takich zawodów x) te dokładne odpowiedzi mówione bez krzty emocji, no wow :O "uświadomiłam sobie, że spędzanie leniwych godzin w łóżku Akasuny było przyjemnym zajęciem" hahahahaha xD no nie mogłam z tego xD pewnie nie tylko leniwe chwile byłyby przyjemne - if you know, what i mean xD
    OK! Może teraz wrócę do snu Kity. jezu są takie przerażające i wciągające :O no w sumie nie wiem co sądzić, chyba te koszmary były tak naprawdę czymś dobrym... nie no, wciąż mnie jednak intrygują, mają fajną rolę w tym opowiadaniu :D
    Odwiedziny Deidary, aż się same prosiły o jakieś zbliżenie między nimi *oo* dlaczego nie chciał z nią rozmawiać... dobra, mam jedno podejrzenie, Kita by się nie oparła jego urokowi i pewnie by do czegoś doszło, a on nie chciał robić tego na łóżku swojego Danny XD a i w ogóle to ta gadka, że gdy ją zobaczył to poczuł się, jak w chwili śmierci jego rodziców... nie wiem, to był komplement?
    Pain urwał Hidanowi rękę xD Hidan xD tak mi przykro xD
    Nie wiem czy dobrze rozumiem ostatni wątek... nie wiem czemu Kisame, powiedział, że nigdy nie był dobrym kłamcą... on tak urządził Rimo? No kurde koniec, jak tak możesz kobieto? Skończysz w piekle... przed komputerem.. bez neta!
    Dobra, pisz szybko :D czekam na next :D
    Życzę weny, ochoty, czasu i ZADOWOLENIA Z PISANIA! :D ;*
    Pozdrawiam ;) ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posiadanie kumpli w real naprawdę rujnuje życie :c Przecież trzeba wychodzić z domu! ;_; Haha, postaram się już nie robić tych - uwierz mi, chciałabym dodawać notki co tydzień tak jak ty. Skąd ty czerpiesz swoją wenę? :o
      O, jak miło, jestem mroczna i dziwna ♥ A to dla mnie komplement, serio! Ale pozytywna też jestem? No to bardzo się cieszę, może ja mam rozdwojenie jaźni czy coś XD Taki klon Zetsu, chyba za dużo czasu spędzam w internetach...
      Nie Soli, nie wepcham Kity do łóżka Akasuny bo a) on jest lalką; b) jest troszkę creepy i c) tak, jest lalką XD
      Ej teraz sobie wyobraziłam to zbliżenie na łóżku Danny ;_; Nie, to by było niestosowne... Hm, raczej chodziło mu o to, że wiesz, w chwili śmierci tej rodziny się załamał i jak zobaczył taką Kitę to też nie było za fajnie... No i że coś tam poczuł.
      Wszyscy się śmieją z tej ręki, no ja nie mogę, staram się zrobić z tego opowiadania coś pod dramat a tu wszyscy się śmieją XD No to fajnie!
      HEJ KOMPUTER BEZ NETA?! JESTEM AŻ TAK STRASZNA. A i tak sobie dam rade, zagram w pasjansa czy coś ;_;
      Dzięki, dzięki, dzięki i pozdrawiam :*

      Usuń
  4. OMG biedny Hidan, tam mu rękę uwalić! No, ale należało mu się przecież, powinien jej pilnować, a nie pałętać się gdzieś nie wiadomo gdzie! Ma za swoje! Zastanawia mnie tylko, co zrobił Kakuzu, bo jak coś mu zrobił to idę się z nim bić na gołe klaty! A mam się czym bić xD

    Kisame nie był dobrym kłamcą, mój biedny Kisame taki zadrapany, no ale wiesz im więcej blizn tym większe mrrrr, a jak jeszcze będą blizny na klacie to będzie wrrr i mrrr, uwielbiam mojego Kisame, ale to wiadomo. Każdy to wie, nawet mój chłopak i to jest chyba straszne.

    Przepraszam Kisame za to co powiem, ale idiota z niego, że jej jednak nie okłamał, albo jakoś tak delikatniej jej tego nie powiedział o tym biednym kocie. Wiem, że kłamać jednak nie umiał, no ale jednak!

    Deidara i Kita wielka miłość! Tak niech będzie hentai! Wielkie ruchanie! Błagam! Bo zabiję Deidarę! Niech pokaże, że jest mężczyzną, a nie kurwa jakieś pierdolenie. wybacz 6 lat z romantycznym idiotą się udziela... No, ale prawię się wzruszyłam, jak mówił o swoich rodzicach, że tak się poczuł. Ach piękne!

    Jej sny nadal mnie przerażają, nie lubię horrorów bo się boję czegoś takiego, bo sobie to cały czas wyobrażam. Ostatnio miałam problemy bo oglądałam Grave Encounters wszystkie części i o boże znowu sobie te mordy przypomniałam! Przez ciebie to bo wspomniałam o tym...(W tym momencie królik mi wylazł z pod łóżka, a ja wrzeszczę z zawałem serca, bo zapomniałam, że ją wypuściłam, żeby się tego słodziaka przestraszyć xD) no i znowu będę miała koszmary! Twoja wina.

    Leniuchowanie u Sasoriego, pamiętam jak kiedyś miałam na niego fazę. Ach czasy cudowne.

    No kończę, bo chce mi się jeść i spać xD Pozdrawiam i mam nadzieję, że teraz dodasz wcześniej i, że ci się nie znudzi! Niech wena będzie z tobą, albo naślę mięśnie Kisame na ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach no i zapomniałam u mnie nowy rozdział xd

      Usuń
    2. Okej, to już kolejny fakt o Nami - ma się czym bić jeśli chodzi o gołe klaty. Całkiem fajnie :D
      I co, chłopak nie jest zazdrosny? Tylko go nie próbuj kreować na Kisame, bo nie wiem jakby to przyjął ;_;
      "Wielkie ruchanie!" - takie tam żądania Nami XD Nie mogę, to Kisame ci już nie wystarcza? Ty niewyżyta kobieto!
      Ej, też mam królika, pjona! Tylko miniaturkę i niestety jest strasznie płochliwy i... no cóż, często zaznacza swój teren XD
      No to smacznego i wgl, nie musisz straszyć mnie Kisame - już wystarczająco się go boję XD
      Pozdrawiam! :3

      Usuń