wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 15
Błąd za błędem

                Zręczne, długie palce z niezwykłą precyzją zawijały kolejne warstwy papieru, który przybierał kształt pięknego kwiatu. Jasne płatki wyglądały na niemal żywe, oświecane przez wpadające do pokoju poranne słońce. Konan odłożyła swoje dzieło na półkę, przesuwając siedem identycznych kwiatów.
                - A więc misja?
Spojrzała na mnie, mrużąc swoje bursztynowe oczy, z wahaniem przyjmując kubek gorącej herbaty. Westchnęła ciężko, jakby nie mogła pozbyć się ciężaru spoczywającego na ramionach. Mimo to jej stan zdecydowanie się poprawił – spojrzenie nabrało ostrości, wargi odzyskały kolor, a w jej ruchach zaczęłam dostrzegać odrobinę życia i pewności. Ten niewielki pokój musiał stać się dla niej więzieniem.
- Tak – odpowiedziała cicho, szybko mrugając oczami. Ostatnio zdarzało się to aż nazbyt często. – Sama powiedziałaś, że jest ze mną lepiej i trochę świeżego powietrza mi się przyda. A ta misja powinna mi to umożliwić, prawda?
Pokręciłam głową, wygodniej rozsiadając się w fotelu. W milczeniu rozkoszowałam się orzeźwiającym powietrzem wpadającym przez okno, które najwyraźniej dawno nie spotkało się ze środkiem czyszczącym. Gdzie do cholery wywiało Nanase?
- Dlaczego rozmawiam o tym z tobą, a nie z Liderem? – Konan otworzyła usta, ale najwidoczniej moje pytanie zbiło ją z tropu. Przetarłam dłonią twarz. – To nie ja tutaj decyduję. Jasne, w sprawie twojego leczenia tak, ale to nie zmienia faktu, że nadal należysz do Akatsuki.
- Ty także, o ile się nie mylę.
Uśmiechnęłam się sztucznie, chcąc sprawić wrażenie zadowolonej. Nie mogłam jednak pozbyć się przeczucia, że jej błyszczące oczy bez problemu odkrywały całą prawdę. Poczułam się obnażona, tak jakby Konan przyciskała mnie do ściany i zmuszała do wyjawienia wszystkich brudnych tajemnic.
- Jestem jedynie medykiem. Nie interesuję się waszymi wewnętrznymi sprawami.
Kobieta przeczesała palcami swoje niebieskie włosy. Jej dłoń zadrżała.
- Lepiej dla ciebie.
Ignorując jej dziwaczne słowa, powoli podniosłam się na nogi, rezygnując z wygodnego siedzenia. Sprężyny fotela wydały dźwięk podobny do syczenia węża, tym samym wyrywając Konan z głębokich myśli.
- A więc się zgadzasz?
Wzruszyłam ramionami, przecierając zmęczone oczy. Nowy, cudowny dzień.
- Bezczynne siedzenie spowoduje więcej szkody niż pożytku – mruknęłam, kierując się w stronę drzwi. – Tylko uważaj na siebie. A jeśli cokolwiek się stanie…
- Skieruję się od razu do siedziby – dokończyła z powagą.
Przez dłuższą chwilę przypatrywałyśmy się sobie w milczeniu, a ja doszłam do wniosku, że więzi o wiele łatwiej zawiązać, niż zniszczyć.

***

                Przytłaczający dźwięk kapania idealnie współgrał z odgłosem naszych ciężkich, roznoszących się po długim korytarzu kroków. Co chwilę wyciągałam ręce, chcąc upewnić się że lodowate, kamienne ściany wciąż są obok, a podłoga nie zamierza się zapaść. Mój kompletnie nieoswojony z ciemnością wzrok próbował nadążyć za Kisame.
                - Czy naprawdę nie mogłeś zainwestować w najtańszą świeczkę? – syknęłam, niemal przepadając przez własne nogi. Hoshigaki z trudem maskował rozbawienie.
                - To dobry trening, księżniczko – zerknął na mnie przez ramię, wkładając ręce do kieszeni spodni. – Nie mów, że boisz się ciemności.
                Uśmiechnęłam się złośliwie, w ostatniej chwili omijając jedną z drewnianych kolumn.
                - Byłabym spokojniejsza, gdybym wiedziała gdzie mnie prowadzisz.
                Mężczyzna rzucił mi przepraszające spojrzenie, chociaż nie byłam do końca pewna, czy nie pomylił mnie z drobną skałą.
                - Wszystko w swoim czasie.
                Jak się okazało Brzask posiadał również przerażające, lodowate i głuche podziemia. Cała sieć korytarzy przypominała labirynt – nie miałam bladego pojęcia jakim cudem Kisame zdołał to wszystko zapamiętać i skręcać we właściwe przejścia. Dla mnie każda ściana wyglądała tak samo, a wszystkie kolumny – które zapewne służyły do ewentualnego podtrzymywania niepewnego sufitu – miały taki sam kształt i kolor.
                Hoshigaki wydawał się być przyzwyczajonym do tak surowych klimatów – mając na sobie cienką, eksponującą wszystkie mięśnie brzucha podkoszulkę nie odczuwał chłodu, który skupił się na atakowaniu mnie. Trzęsłam się jak osika, mocniej przytulając do siebie jeden z grubszych swetrów. Prawdziwa Królowa Lodu.
                Już myślałam, że nasza podróż będzie trwała przez kolejne męczące minuty, kiedy nagle Niebieski zatrzymał się, przypominając jedną z nieruchomych skał. Wykonując tylko jeden ruch ręki odsunął olbrzymi głaz, a mnie od samego patrzenia zrobiło się słabo. Jakim cudem miał aż tyle siły? Chwilę potem zobaczyłam ogromne, metalowe drzwi, które wydały z siebie dźwięk niczym zarzynany człowiek. Przeszły mnie dreszcze.
                - Panie przodem – uśmiech Kisame błyszczał przy otaczającej nas ciemności, kiedy opierając się o skałę czekał, aż wykonam pierwszy krok.
                Moje serce jak na zawołanie zaczęło bić jak szalone, ale na twarzy pozostał spokój. Posyłając mu krytyczny uśmieszek, przekroczyłam próg. Znów wkroczyliśmy na korytarz, ale tym razem przypominał korytarze siedziby. Był całkiem ładnie urządzony – czerwone, mięsiste dywany, zwisające z sufitu kolorowe lampy. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Nagle zakręciło mi się w głowie.
                - Spokojnie – Hoshigaki położył olbrzymie dłonie na moich ramionach, a jego głos był zadziwiająco poważny. – Oddychaj powoli i spokojnie, a nic ci nie będzie.
                Słuchając jego rad, znów ruszyliśmy w ponowny marsz. Kiedy zawroty głowy stały się mniejsze, odetchnęłam z wyczuwalną ulgą.
                - Co to było? – mruknęłam, ukradkiem pocierając dłonie.
                Kisame wzruszył ramionami, skupiając się na mijanych przez nas drzwiach.
                - Coś, co pozwala bez zbędnego trudu okiełznać wroga.
                Gaz usypiający? Środek otumaniający? A może jakieś jutsu?
                Gdy po kolejnych kilku minutach stanęliśmy prze kolejnymi drzwiami, Hoshigaki z uwagą wpatrywał się w czerwoną klamkę. Z napięciem czekałam, aż wreszcie się odezwie.
                W ogóle nie przypominał tego roześmianego, brutalnego wojownika, którego tak wiele razy musiałam oglądać. Nie miał przy sobie Samehady ani płaszcza, zniknął też ochraniacz. Gdy się nie uśmiechał, na jego czole dostrzegałam kilka zmarszczek.
                Jest zmęczony.
                I wtedy rozległ się przeraźliwy okrzyk bólu, który wbił się w każdy zakamarek mojej głowy. Instynktownie zatkałam uszy, kuląc się jak atakowane dziecko. Kisame westchnął ciężko, jakby zrozumiał, że pora wracać do obowiązków.
                - To tutaj.
                Pchnął mosiężne drzwi, tym razem nie przepuszczając mnie pierwszej. Pewnym krokiem wparował do środka, a ja jak jego cień podążyłam za nim. Tym razem w pokoju nie znajdowało się wiele rzeczy. Białe ściany potęgowały wrażenie wielkości, a przez zasłonięte bordową kotarą okno przemykały się promyki bladego światła. Drewniana podłoga błyszczała. Pokój wyglądał jak sala, która tylko czekała na jakieś ważne wydarzenie.
                Jedynie na środku zauważyłam coś, co kompletnie niszczyło elegancki wystrój. Do niewielkiego, otoczonego kałużą krwi krzesła przywiązana była zgarbiona postać. Nie miałam pojęcia czy wciąż żyła – dopiero po dłużej chwili przypatrywania się jej ciału dostrzegłam płytkie ruchy klatki piersiowej. Z takiej odległości nie mogłam zdecydować czy więźniem była kobieta, czy może raczej mężczyzna. Wnioskując po piskliwym krzyku, stawiałam na płeć piękną.
                - Jesteście nieźle spóźnieni – podskoczyłam, kiedy  z cienia wyłoniła się kolejna postać. Zielone oczy znów przyprawiły mnie o ciarki.
                - Lider długo się zastanawiał czy ją w to wmieszać – oznajmił gładko Kisame, leniwym krokiem podchodząc do uwięzionego. Zaciskając palce na splątanych włosach, mocnym szarpnięciem uniósł jego głowę. A jednak kobieta.
                - Coś za bardzo mu zależy – mruknął ciężko Kakuzu, drapiąc się po odsłoniętym podbródku.
                Bez swojej maski i z rozpuszczonymi, długimi włosami wyglądał młodziej – wciąż wydawał się przerażający, ale i w nim dało się zobaczyć coś ludzkiego. Dało się też zauważyć dziwaczne, pozszywane kawałki skóry, przez co przypominał jedno z dzieł Akasuny. Ale nawet mimo takiego wyglądu jego oczy mówiły wszystko – oczy żywe, gwałtowne ale i rozsądne, potrafiące zrozumieć chłodną kalkulację. Zmrużyłam oczy.
                - Czego chcecie? – zerknęłam na kobietę, ale zaschnięta krew sprawiała, że jedyne co mogłam dostrzec na jej twarzy, to zaschnięta krew.
                Kisame przewrócił oczami i podszedł do okna. Przez krótką chwilę gapił się na kotarę po czym zwinnym szarpnięciem ją rozsunął. Na jego twarz powrócił szeroki, zarozumiały uśmiech.
                - No wreszcie trochę światła – odetchnął, podchodząc do Kakuzu. Wyglądali jak starzy partnerzy zbrodni. – Słuchaj, musisz uleczyć tą kobietę. Szwendała się za Kakuzu, kiedy był na misji, bez przerwy powtarzając jakieś słowa. Musimy się dowiedzieć o co chodzi, wyciągnąć wszystkie informacje, ale niestety jak widzisz jest… - skrzywił się lekko, szukając odpowiedniego słowa. – nieużyteczna. Lider się zgodził. To będzie twoja pierwsza i ostatnia pomoc naszej organizacji w sprawach wewnętrznych. Czy jakoś tak. Brzmiało oficjalnie?
                Przełknęłam ślinę, nie spuszczając wzroku z jeńca. Cholera, myślałam że nie będę musiała rozwiązywać tego w taki sposób. Miałam jedynie uleczyć Konan, a sprawy potoczyły się dalej, zatrzymując się na czymś takim. Podeszłam bliżej.
                - Pierwszy i ostatni raz, co? – mruknęłam bardziej do siebie niż do nich.
                - Dokładnie – odpowiedział Hoshigaki.
                Drżącymi rękoma dotknęłam policzków nieprzytomnej kobiety. Zimno jej skóry niemal natychmiastowo przedostało się do mojej, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że już ją kiedyś widziałam. Czując wwiercające się w moje plecy spojrzenia członków Akatsuki wzięłam głęboki wdech i rozprostowałam palce. Parę sekund później pojawiła się zwykła, ciemnoczerwona chakra.
                Po czterech minutach ciało ciemnoskórej nieznajomej drgnęło. Zacisnęłam zęby. Jeszcze trochę… Otworzyła oczy. I wtedy się zaczęło.
                Wspomnienia.
                Barwne stragany.
                Spódnica Temko.
                „Nikomu nie zdradzajcie jej adresu”
                Papuga.
                Mój wzrok w jednej sekundzie znalazł się na parapecie za oknem. Parapecie, na którym siedziała znajoma papuga, skrzecząca przedziwnym głosem i wpatrująca się we mnie z taką intensywnością, że aż bolało.
                - Naito, habaartay ilmaha – wychrypiała z trudem kobieta. Wyciągnęła rękę, chcąc chwycić moją rękę. Jej drżąca dłoń została wykrzywiona przez silniejszą, większą.
                - Idź już – polecił pilnie Kisame, wpatrując się we mnie. Nie silił się na spokój.
                Jak oparzona odwróciłam się, by szybko dotrzeć do zbawiennych drzwi. Wyszłam w akompaniamencie wściekłych krzyków kobiety. Dopiero w ciemnościach dostrzegłam, że prowadził mnie Kakuzu. Gdy wreszcie trafiłam do zwykłych, bezpiecznych korytarzy popędziłam w stronę mojego pokoju tylko po to, aby zamknąć się w nim na kilka następnych godzin.
                Habaartay ilmaha.
                Habaartay ilmaha.
               

***

                Uniosłam pięść w kierunku znanych mi już drzwi, ale rytmiczne stukanie miało miejsce tylko w mojej wyobraźni. Zanim moja dłoń dotknęła starego drewna, w progu pojawił się pacjent, wyjątkowo wyposażony w płaszcz i niewielką torbę. Patrzyliśmy na siebie w irytującym milczeniu, ale to ja jak zwykle nie mogłam wytrzymać pod naciskiem jego spojrzenia. Przeklęty, czerwony sharingan.
                - Nie wiedziałam, że się gdzieś wybierasz – skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej, chcąc dodać sobie otuchy. – Co z leczeniem?
                Itachi zamknął za sobą drzwi, a jego cień ciągnął się do końca korytarza. Poczułam się jeszcze mniejsza.
                - Dzisiaj musimy to odwołać. To bardzo ważna misja.
                Wzruszyłam bezradnie ramionami, chociaż wkurzało mnie, że nie miałam w tej sprawie niczego do powiedzenia. Przecież też byłam ważna, do cholery!
                - A kiedy wrócisz? – nie zabrzmiało to tak pewnie, jak chciałam. Tym razem to Uchiha wzruszył ramionami, a w jego torbie coś zaszeleściło.
                - Góra pięć dni.
                Osłupiałam. Pięć dni?!
                - Pięć dni?! – powtórzyłam na głos, nie zawracając sobie głowy jego techniką. – Itachi, dobrze wiesz, że nieregularne leczenie nie przyniesie dobrych efektów. Rozumiem powagę misji, w końcu to Akatsuki, ale nie możemy wciąż tego przekładać.
                Zmarszczył brwi, a ja pierwszy raz dostrzegłam w jego oczach jakieś emocje. Niespodziewanie czerwień zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się hipnotyzująca czerń.
                - Myślisz, że nie wiem? To nie zależy ode mnie, Kita. Uwierz mi, że także chciałbym mieć to za sobą – kiedy okazywał jakieś emocje dostrzegałam, że tak naprawdę był ode mnie kilka lat starszy. – Dobrze wiem, że też czekasz na jakieś informacje. Właśnie dlatego moje misje są dłuższe. Muszę jakoś zebrać najistotniejsze informacje.
                Poczułam się jak idiotka. Świadomość, że Itachi ryzykował na misjach tylko po to, aby dowiedzieć się czegoś o psychozach mojego klanu przypomniała mi, że układ działał w dwie strony. Nie tylko ja męczyłam się z jego chorobą.
                - Racja. Wybacz.
                Uchiha skinął głową, a na jego twarz powróciła maska obojętności. Jednak zamiast odejść nie ruszył się z miejsca – wpatrywał się w moje oczy z dziwną intensywnością, ale miałam wrażenie, że myślami błądził gdzieś daleko.
                - Muszę wiedzieć – zaczął, ostrożnie dobierając słowa. – Czy w ostatnim czasie miewasz koszmary.
                Koszmary.
                Jak na zawołanie tysiące bezczelnych szeptów wdarło się do mojej głowy, przypominając mi wszystkie słowa, potwory, setki moich śmierci i bólu. Ale na pierwszy plan wysunęła się moja matka. Matka krztusząca się popiołem swojego dziecka, z oczami wwiercającymi się w głąb czaszki i próbą brania oddechów, ostatni raz ratując zwęglone płuca.
                - Kita?
                Moje oczy mimowolnie zaszły łzami, a przełknięte rano śniadanie zagroziło powrotem. Przymknęłam oczy. Uspokój się, uspokój…
                „Pożałujesz tego. Obiecuję ci, że kiedy tylko ta głupia nadzieja umrze jak wszyscy w twoim nędznym życiu, zniszczę twoją psychikę. Będziesz umierać w katuszach w nieskończoność.”
                Powoli, Kita. Oddychaj. To tylko wspomnienia.
                - Kita – pilniejsze wołanie Uchihy jest dalekie, odgrodzone niewidzialną barierą.
                Odlicz, policz oddechy.
                Pięć, cztery, trzy, dwa…
                Otworzyłam oczy. Korytarz. Światło. Przerażająco długi cień.
                - W porządku? – przyjrzałam się Itachiemu, wmawiając sobie, że przejęcie na jego twarzy to tylko rezultaty mojego zmęczenia i bezsenności.
                Przecież nie może się martwić. Nikt nie może. To moja sprawa.
                Ale siedzicie w tym razem, prawda?  przypomina szept w głowie, To układ.
                - Tak – odpowiedziałam cicho, skupiając wzrok na widocznym naszyjniku bruneta. – Miewam koszmary.
                A potem spojrzałam prosto w jego oczy, dając mu do zrozumienia, że powinien już ruszać. Słowa nie były potrzebne – przecież był geniuszem. Skinął głową tak, jakby sam był zmęczony, a chwilę później zostałam sama.
                Siadając na podłodze i przegrywając ze znienawidzonymi łzami pomyślałam, że bez długiego cienia dopadła mnie jeszcze większa samotność. Medyk organizacji Akatsuki, zdolna kunoichi, która przeżyła tyle lat walcząc z polującymi na nią ninja w tamtej chwili siedziała na brudnej, zimnej podłodze, poszukiwana przez dziwaczną kobietę i łkając jak małe dziecko potrzebujące matki.
                Ale matka krztusiła się prochami drugiej córeczki.
                „…zniszczę twoją psychikę”.
               
***

                W pokoju panował dramatyczny bałagan. Podłogę zajmowały porozrzucane ubrania, ubrudzone bandaże i kilka porozrywanych zwojów. Na komodzie walały się resztki oderwanej gliny i rozlany napój, a parapet mienił się wszystkimi kolorami farb. Czując ogarniającą mnie niepewność i wahanie usiadłam na łóżku, które było tak miękkie jak ostatnio.
                Deidara musiał siedzieć w łazience, bo za zniszczonymi drzwiami rozległ się huk i głośne przekleństwo blondyna. Zacisnęłam palce na końcach swojej koszuli. Chyba nie powinnam wchodzić do pokoju bez pozwolenia, prawda?
                Zerkając na tradycyjnie otworzone okno próbowałam utworzyć w myślach jakiekolwiek słowa, które mogłabym wypowiedzieć po wejściu chłopaka. Jak na złość w głowie panowała przerażająca pustka, czułam się bezsilna, a opuchnięte od płaczu oczy i wciąż wilgotne policzki brutalnie mi o tym przypominały.
                Drzwi łazienki zaczęły się otwierać.
                Przygryzłam dolną wargę, czując nieprzyjemne pieczenie. Może powinnam była wrócić prosto do swojego pokoju?
                Deidara wszedł co pokoju wciąż przeklinając pod nosem, i wycierając swoje wilgotne włosy, odrzucił koszulkę na zagracone krzesło. Mogłam dokładnie przyjrzeć się jego pozawijanej bandażami klatce piersiowej – opatrunki były brudne i niechlujnie założone, a ja nawet bez przyjrzenia się rozległości ran stwierdziłam, że musiało boleć. I to cholernie. Pięć sekund później chłopak zauważył moją obecność.
                - Kita? – zaskoczony zmarszczył brwi, zatrzymując się w jednym miejscu. Siląc się na nieprzekonywujący uśmiech, podniosłam się na nogi.
                - No cześć.
                Kierowana przez dziwaczne siły i swoje własne zmęczenie, podeszłam bliżej. Machinalnie dotknęłam lodowatych policzków, przypominając sobie o swoim stanie. Przecież nie chciałam tego. Nie chciałam, żeby ktoś zobaczył moje łzy.
                Więc po co tu przyszłaś?
                - Płakałaś – stwierdził Deidara niebezpiecznie spokojnym głosem, a ja zdałam sobie sprawę, że był zdecydowanie za blisko. – Co się stało?
                Wzruszyłam ramionami czując, że moje nogi odmawiają posłuszeństwa i zaczynają zamieniać się w galaretę.
                - W sumie to całkiem sporo – wydukałam, patrząc prosto w błękitne oczy. – Coś ostatnio nie mogę spać, wiesz, trochę koszmarów i bezsenności. Ostatnio dosyć dużo pracy, może po prostu się nie nadaję – wstrzymałam płytki oddech, czując wzbierające się w oczach łzy. – Jeszcze przyszła jakaś wariatka, coś wie o moim klanie i nie wydaje się miła, być może chce mnie zabić. No i jeszcze Rimo mnie zostawił, odszedł i nie wiem gdzie się podziewa, nie wiem jak pomóc Konan i Itachiemu, no i jeszcze Zły zmusza mnie do oglądania mojej matki, a ona się dławi i… i… Chyba już nie mogę…
                Zaciskając drżące powieki, z całych sił próbowałam opanować wzbierający się we mnie płacz. Niestety ku mojej złości poskutkowało to tylko głośnym, żałosnym piskiem.
                Czując jak Deidara delikatnie mnie obejmuje i przyciąga do siebie, z zadziwiającą ulgą poddałam się pocieszającemu dotykowi. Po krótkiej chwili przytuliłam się jeszcze mocniej, wylewając ostatnie łzy i przysięgając sobie, że będą one ostatnimi jakie ktokolwiek widział. Płakałam i płakałam, a on wciąż mnie obejmował, a jego usta tak przyjemnie muskały moją prawą skroń. Był ciepły i bezpieczny, cierpliwie czekając aż się uspokoję. I tak trwaliśmy, pierwsze sekundy i minuty, a potem tracąc poczucie czasu i otaczającej nas rzeczywistości. Kiedy wreszcie zaczęłam się odsuwać, żałośnie pociągając nosem wydawało mi się, że moja głowa zaraz eksploduje.
                - Gdzie jest Rimo? – Deidara delikatnie odgarnął niesforny kosmyk moich włosów, a mnie ogarnęło przyjemne ciepło.
                - Nie wiem – odpowiedziałam, zdając sobie sprawę z mojej sytuacji. Niczego nie mogłam być pewna.
                Z niesmakiem do samej siebie otarłam piekące oczy. Wspomnienia nie przestawały mnie zalewać, a ostre szepty przyczepiły się do mojego umysłu jak macki.
                - Pomóż mi o tym zapomnieć – szepnęłam, wpatrując się w jego lazurowe oczy. – Sama nie dam rady.
                Nagle powietrze stało się cięższe, a każda część mojego ciała wołała o jego dotyk. Westchnęłam cicho, kiedy jego usta musnęły moje. Przez krótką chwilę przyglądał się mojej twarzy, szukając jakichkolwiek oznak sprzeciwu. Przełknęłam ślinę i zamykając oczy, przyciągnęłam go bliżej.
               Usta Deidary okazały się niezwykle miękkie i ciepłe, zupełnie niepodobne do warg bezdusznego mordercy. Nieśpiesznie położył dłonie na moich plecach, przyciągając mnie jeszcze bliżej, a ja zacisnęłam palce na jego napiętych ramionach. Serce wykonało gwałtowny obrót, kiedy pocałował mnie mocniej i pewniej, wprawiając moje ciało w drżenie. I chociaż resztki trzeźwego myślenia wystawały zza obłoku kojącej przyjemności, krzycząc o natychmiastowe oderwanie się od blondyna moje ciało nie chciało słuchać. Żyło własnym życiem, z wdzięcznością przyjmując chwilę ukojenia.
                W pewnym momencie poczułam, jak moje plecy spotykają się ze ścianą. Pisnęłam cicho, przenosząc palce w wilgotne włosy chłopaka i delikatnie zaciskając je na złotych kosmykach. Kiedy wreszcie ogień w płucach się wzmógł i nie zostało mi ani odrobinę zbawiennego tlenu, odsunęłam się z cichym jękiem zawodu. Nieznośny gorąc na policzkach uświadomił mi, że właśnie się rumieniłam. Próbując odzyskać swój płynny oddech, na drżących nogach powlekłam się w stronę drzwi.
                - Muszę iść – oznajmiłam, na oślep szukając klamki. Przez cały czas wpatrywałam się w zdezorientowanego blondyna, który również oddychał z niemałym trudem. – Muszę. Dobranoc.
                Oszołomiona i wykończona wybiegłam na korytarz, po raz kolejny niemal potykając się o własne nogi. Wróciłam do swojego pokoju jak zawodowa pijaczka, z ulgą rzucając się na twarde łóżko. Moje serce wciąż galopowało jak szalone, kiedy trzęsącymi się palcami dotknęłam ust.
                O mój Boże.
                Co ja znowu narobiłam?
____________________________
Nie wiem jak skomentować ten rozdział, więc pozostaje mi czekać na Wasze odczucia.
No, w przyszłym tygodniu szykują się testy, będzie ciekawie. No i wesołych świąt życzę, a głównie tego, żebyście się najedli :3
Pozdrawiam!

18 komentarzy:

  1. KYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYAAAA! ♥♥♥
    Jashinie, częściowo sama siebie w tym momencie nienawidzę. Głupia, łaknąca wszędzie romansów ja, z czymkolwiek się stykam, opowiadanie, książka, film, zawsze czekam na jakieś zbliżenie głównych bohaterów, miłość, kissy.. Doceniam fabułę, motywy, wątki, postacie, ogólnie wszystko co się dzieje, ale jednak gdzieś tam na pierwszy plan zawsze wysuwa mi się to oczekiwanie na romans. I niestety u ciebie mam to samo i wkurzam się tym bardziej, bo przecież relacje Kity z Deidarą nie są tutaj najważniejsze! To opowiadanie ma głębie, mnóstwo tajemnic, zniszczonych osobowości i genialne postacie, a ja głupia i tak jaram się najbardziej, kiedy oni w końcu się całują! Jestem niewdzięczną czytelniczką.
    No dobra, ale może od początku.
    Pominę Konan, i wędrówkę po podziemiach, bo opisane naturalnie bosko, ale moją głowę zaprząta ta kobiecinka. No i jakżeby inaczej! Kolejny sekrecik! Echhhhhhh no wiesz co xD
    'Habaartay ilmaha'...... wiesz, wrzuciłam to w google translatora i stwierdził, że po somalijsku oznacza to 'przeklęte dzieci' ;> słusznie?
    A potem Itacz *.* chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego, jak genialnie opisujesz jego postać. Ach, jaram się. Potem jak Kicie zaczęły się te wizje przypominać.. no i jak tak chaotycznie opowiedziała o tym Deidarze.. no kurczę, jestem poruszona xD a potem.... ten pocałunek! Strasznie emocjonalny, boże czytałam ten fragment z zapartym tchem!
    Jestem tylko ciekawa, czy ta ucieczka Kity nie wywoła znowu jakichś nieporozumień między nimi..
    A na koniec.. skopiowałam sobie zdanie, które stanowiło dla mnie niemałą zagadkę: '
    zerknęłam na kobietę, ale zaschnięta krew sprawiała, że jedyne co mogłam dostrzec na jej twarzy, to zaschnięta krew.' - no bo niby do bólu logiczne i w dziwaczny sposób zabawne, ale zastanawiam się czy to zamierzony efekt, czy się po prostu machnęłaś :D

    Powodzenia na testach! ♥♥♥♥
    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nie przejmuj się moja droga - mam dokładnie tak samo, już się zastanawiałam czy to normalne wszędzie doszukiwać się tych romansów, ale widząc, że masz taki sam problem już mi lepiej ♥
      A z tymi przeklętymi dziećmi - świetnie, masz u mnie szóstkę! Zastanawiałam się właśnie, czy ktoś pójdzie z tym do tłumacza XD
      A ja się tak długo wahałam z tym pocałunkiem, czy to nie za wcześnie, czy to nie będzie trochę zbyt naciągane, ale najwidoczniej się podoba :D
      O bosze, to zdanie nie miało zamierzonego efektu, jest wynikiem tego, że nie chciało mi się sprawdzać całości ;_;
      Nie dziękuję ♥♥♥
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. No wreszcie ! Już myślałam że się nie doczekam :D Cieszę się ogólnie że już zaczyna się rozkręcać najlepsza akcja KitaDei <3 Jestem ciekawa jak potoczy się dalej ich mały romansik i tego kim jest ta nowa dziewczyna ! :D Rimo zniknął i zaczyna mi go trochę brakować pomimo że nie darzyłam go na początku sympatią , to widać że Kita bez niego czuje się samotna strasznie :( Haha ja też piszę egzaminy , już chce mieć to za sobą bo mam dość że wszyscy mi ględzą jakie to ważne itp itd :D w ogóle opis Kakuzu świetny , mimo że wygląda jak wygląda to chociaż zrobiłaś tutaj z niego prawie człowieka co mi się strasznie spodobało :)
    Pozdrawiam i mam nadzieję że testy dobrze Ci pójdą :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokooojnie, Rimo jeszcze się pojawi i zdąży cię jeszcze zirytować :D Gdyby odszedł na zawsze, Kita faktycznie zapewne by zbzikowała...
      No to powodzenia życzę, u nas tak samo - nauczyciele jeszcze się bardziej nakręcają swoją paplaniną, a w sumie większość ma już na to brzydko mówiąc wyjebane...
      Uch, to cieszę się, że nie zawaliłam z opisem Kakuzu, bo zmieniałam go chyba z tysiąc razy.
      Nie dziękuję - ja też mam nadzieję, że zgarniesz dużo punktów :*

      Usuń
  3. Woooo, po co ja jadłam obiad przed czytaniem tego? XD Znowu mi niedobrze, spokojnie to nie z powodu pocałunku tylko cały czas przypominasz o tym okropnym śnie :P A co do pocałunku to nie wyszedł ci w ogóle sztucznie, po prostu pięknie to opisałaś jestem pod wielkim wrażeniem, i naprawdę doceniam to że się przełamałaś, ja na przykład nie jestem w stanie poważyć się na taki czyn, zawsze mam wrażenie że to wyszłoby mi sztucznie, (ale to też wynika z odmienności charakterów głównych bohaterek :P) Jesteś coraz lepsza w pisaniu, cholernie ci zazdroszczę wiesz? Robisz to trochę tak jakbyś malowała obraz za obrazem w mojej głowie, tak jak np. ze sceną w której Kita rozmawia z Itachim, ten jego długi cień, ciemne oczy i jego tajemniczość, rozmowa, i nagle przyśpieszenie, jestem w głowie Kity a jej myśli pędzą, migają obrazy... głęboki oddech wszystko, kilka uderzeń serca i wszystko zwalnia. Zajebistość jednym słowem! XD Czytałam całość z zapartym tchem ! :P
    Pozdrawiam, życzę powodzenia z testami, wesołych świąt i czekam niecierpliwie na nn !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że moje opowiadanie wywołuje odruchy wymiotne XD Naprawdę się cieszę. Hej no co Ty, ja się przełamałam to i Ty dasz radę :D (ale serio, jestem teraz nadzwyczajnie poważna). Jeez, przez Ciebie się teraz szczerzę jak głupia, nie wiem co napisać. Według mnie nie ma wgl porównania między mną a Tobą, bo czytając Twoje rozdziały to aż się wstydzę ;_; Ale cieszę się, że jest okej!
      Dzięki dzięki i nawzajem ♥

      Usuń
  4. A ja myślałam, że mnie zostawiłaś bo ani na moim blogu, ani tutaj cię nie było, a tu proszę!

    Boże Kisame! Mraśny! super sexi!!! Taki zły taki przesłuchujący ludzi brutal! Niech mnie też przesłucha ja mu powiem wszystko! Dziękuje ci za ten rozdział!

    Deidara i buzi? Zakochał się!!! Będzie romansik? Co? XD

    Jej sny mnie przerażają no i ta baba też, wiesz ta na krześle, ciekawe o co jej chodzi.

    Kiedy nowy rozdział? Doczekać się nie mogę!
    No i powodzenia na testach! One nie są wcale trudne xD tylko ten angielski...brrr jak ja nienawidzę angielskiego za to kocham niemiecki!

    PS. U mnie zmienił się szablon, zobaczysz?

    Kisame taki silny!

    Hoshigaki Nami Pozdtawia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Pozdrawia

      Usuń
    2. Ps u mnie nowy rozdział xD

      Usuń
    3. Cierpię na brak czasu, tak bardzo przykro ;<
      Zawsze się śmieję czytając Twoje komentarze, takie na poprawę humoru :D Och, nad tyloma sprawami się zastanawiasz, że aż chce się tworzyć więcej tajemnic ^^ Wszystko się wyjaśni, kiedyś.
      Pozdrawiam :3
      Ps. już wszystko obczajone :D

      Usuń
  5. Yo :D trochę (bardzo) spóźniona, przepraszam :< ostatnio się opierdzielam…
    Przechodzę do rozdziału, jak dla mnie był mega :D niesamowicie się wciągłam podczas czytania, szczególnie ostatnia scena była taka… kawaiczna xD ale moich pisków się naczytasz później :P coraz bardziej zachwyca mnie twój styl pisania, to jak wspaniale przechodzisz z opisów do dialogów i dialogów do opisów – takie to płynne, uwielbiam tak czytać :D
    Konan wyrusza na misję, przyznam że się tego nie spodziewałam ;) Przecież jest n, chora :P że też Lider jej pozwala na takie swawole… coś czuję, że jej się pogorszy. Jednak nie będę się sprzeczać z lekarzem xD chyba wie co robi… tyle, że potem to ją będzie Pain obwiniał, bo przecież nie siebie :P
    Lochy Akatsuki :D hohoho wieje grozą na kilometr :DDD jeszcze jak się na tym korytarzu rozległ wrzask więźnia, ja bym stamtąd spierdzieliła, jak to przystało na tchórza xD ja nie wiem co ludzi ciągnie w takie miejsca, jak w ogóle można to wytrzymać… Kisame faktycznie zimnokrwisty jak rekin :P co do tej laski, która im w tym lochu umierała… nie mogę sobie wyobrazić jak można wyglądać tak źle, aby nie odróżniono płci… straszne no! W dodatku jak ta do niej podbiła i zaczęła mówić jakieś… nie wiadomo co xD zaklęcia? xD brzmiało jak jakiś hebrajski, więc należy się bać xD ciekawe dlaczego kazali jej wyjść i o co w tym chodzi…?
    Rozmowa z Itachim… no była spina, była xD a Pain to nie wie o dolegliwości Uchihy czy po prostu ma to w dupie? Bo chyba by mu odpuścił na jakiś czas misje, jak to było w przypadku Deidary, gdy został otruty, no nie? :P no ale ten jeszcze wydłuża swoje misje bo musi zebrać informacje dla Kity, prawy człowiek :P no, ale to go trochę kosztuje… jeszcze jak ją nawiedził te myśli przy tym zapytaniu o koszmarach, przyznam, że trochę powątpiłam czy mu powie prawdę, w końcu w jej psychice ją straszono, no ale się wzięła w garść :D
    No i, no i ♥ ♥ ten ostatni wątek był taki awww :D jestem nim zachwycona, tak ciepło na sercu mi się zrobiło :D fajnie to rozegrałaś, że Kita mu się wypłakuję, ale chyba za dużo mu powiedziała, a przynajmniej tak sądzę ;) no zobaczymy co z tego wyniknie :D ale jak się zaczęli całować i ten tekst „pomóż mi zapomnieć” OMG, OMG, OMG ♥ Tylko tym przerwaniem wszystko zniszczyłaś, hańba ci kobieto! :P
    Tyle ode mnie, niecierpliwie czekam na następny rozdział :D
    Życzę duuużo weny, pozdrawiam ;* ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No witam.
      Naprawdę tak sądzisz? Jeeez, bo ja muszę sprawdzać wszystko dziesięć razy czy jakiś dialog nie jest wymuszony, czy nie jest za dużo opisów... No tragedia. Ale skoro się podoba, to się cieszę :D
      Ja bym tam nie ryzykowała gniewem Paina, także się nie dziwię XD Lochy są spoko, zawsze kojarzyły mi się tylko z wilgocią, ale jakoś nie potrafiłam jej tu wplątać. Hebrajski! Brawo! Nie wiedziałam, że znasz tyle języków XDD
      Sprawa Itacza jest skomplikowana, boję się, że sama się nie wyrobie z tymi wątkami, taki los :c Tak strasznie się raduję, że ostatnia scena nie wyszła tragicznie ;_; Bo wiesz, człowiek w stresie mówi dużo rzeczy Oo
      Dzięki dzięki, przyda się ^^
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Sytuacja z kobietą szukającą Kity naprawdę napięta, Kisame taki nie kryjący zdenerwowania. Świetne! Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć, jak cała ta historia potoczy się dalej. I Uchiha taki... ludzki... zdjął maskę nawet, matko! Kiedy przedstawiasz postacie w taki sposób, mogłabym naprawdę pokochać całą tę cholerną organizację! I Deidara taki pocieszny i namiętny... po tej akcji sytuacja między nim a dziewczyną zapewne znowu może być napięta, ale dla takiego momentu na pewno warto było zrzucić na Kitę tyle nieszczęść naraz... trochę lekkomyślnie zdradziła Deidarze wszystkie rzeczy, które miały pozostać tajemnicą... nawet jeśli on nie wyda ich Liderowi, istnieje przecież ewentualność, że Lider zrobi mu pranie mózgu, no nie? W każdym razie takie ludzkie ukazanie Kity jako dziewczyny, która sobie nie radzi przede wszystkim ze sobą jest naprawdę dobre. Dobre dla opowiadania, znaczy się, bo ona tam pewnie się z tego nie cieszy jakoś bardzo! No i na koniec chciałam jeszcze powiedzieć, że podobają mi się te filozoficzne podsumowania niektórych akapitów, jak na przykład "więzi o wiele łatwiej zawiązać, niż zniszczyć". To sprawia, że Twoje opowiadanie nabiera takiej... życiowej głębi, no wiesz... Ach, i zapomniałabym!
    "- Czego chcecie? – zerknęłam na kobietę, ale zaschnięta krew sprawiała, że jedyne co mogłam dostrzec na jej twarzy, to zaschnięta krew." - czytałam to zdanie kilka razy i z każdym kolejnym moja mina zapewne stawała się coraz bardziej komiczna. Czy to specjalny zabieg czy po prostu nieuwaga?
    I tak na marginesie, jak Ci poszło na testach? Słyszałam, że nie były takie złe.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę mistrzowi weny!
    Ps. Przy okazji daję znać, że u mnie w końcu pojawił się nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jak tu nie kochać Akatsuki, prawda? Czasem żałuję, że nie przedstawili ich charakterów w głębszy sposób - zastanawiam się jakie mieli myśli, czego oczekiwali... Ale dobra, nie zagłębiam się xd
      Kita raczej nie jest paplą, ale gdy te tamy w końcu pękną... no co zrobić? Później może żałować. Doniesie, nie doniesie... Ale racja, przecież Lider też ma kilka asów w rękawie :>
      A to nieszczęsne zdanie jest skutkiem mojej nieuwagi, ale powiedzmy, że to był celowy zabieg :D
      O testy nie pytaj... Z części humanistycznej plus z angielskiego jestem zadowolona, ale reszta... Załamuję się jak tylko o tym słyszę :c
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :*

      Usuń
    2. Tak, dokładnie. Czasami naprawdę żałuję, że twórca mangi nie zrobił z tego dzieła psychologicznego... tyle ciekawych osobowości!
      Zauważyłam jej małomówność i skrytość, ale przy naciskach ze strony Deidary (że on wie o niej niewiele, a ona o nim większość), jej słabości do niego i jeszcze tych wszystkich nieszczęśliwych wydarzeniach to była tylko kwestia czasu, aż w końcu potrzeba wyżalenia się weźmie górę. Teraz tylko czekać i zastanawiać się, jak się to rozwinie.
      Ach, może nie będzie aż tak źle! Zresztą, nie każdy musi być idealny ze wszystkiego. Masz już wybrany profil następnej szkoły?
      Ależ proszę bardzo :*

      Usuń
    3. I dlatego uwielbiam, jak w opowiadaniach niektórzy decydują się skupić na każdej postaci z osobna, bo strasznie denerwuje mnie, kiedy ludzie pokazują Hidana jako zboczeńca, Kisame jako rybę czy Kakuzu jako tylko i wyłącznie skąpca.
      Słabość do Deidary... Kto jej nie posiada? :D
      Oby, teraz będę błagać siłę wyższą o jakiś cud nade mną. No wiadomo, ja na przykład wiem, że asem z matmy i chemii to nie jestem xd Już ostatnio moja matematyczka stwierdziła, że jednak jakoś maturę będę musiała zdać (no kto by pomyślał -.-).
      Skłaniam się ku liceum, na profil językowy :3 O ile oczywiście się dostanę. A Ty, jaki profil sobie wybrałaś w swoim technikum? ;>

      Usuń
  7. Uuu, ambitnie! Poliglota ze mnie beznadziejny, jestem typowym humanem i mam dwie lewe ręce, ale w gimnazjum pokochałam chemię, dlatego wybrałam sobie technika analityka, jedyny chemiczny profil w moim mieście. Będę trzymać kciuki!
    A no, tak... jestem dopiero w pierwszej klasie, ale już z przerażeniem myślę o maturze z języka obcego... będę leżeć i kwiczeć, naprawdę!
    I zgadzam się z Tobą w sprawie płytkiego przedstawiania postaci. Sama walczę z tym, odkąd zaczęłam pisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwie lewe ręce - skąd ja to znam ♥ jeju, niemal wszyscy mi mówią, że całkiem nieźle się dogadują z chemią. Kurcze, zazdroszczę. No i dzięki za te kciuki, przydadzą się.
      Ej, nie może być tak źle. Taki straszny ten angielski? :c ja za to uczę się niemieckiego od 3 lat i mój zasób słów ogranicza się do Ich bin :c
      I dobrze, bo gdyby nie ta walka to większość opowiadań byłaby kitowa :(

      Usuń