Rozdział
10
Utracona
kontrola
-
Nienawidzę czwartków – stwierdził Kisame z niezadowoleniem, gdy tydzień później
siedzieliśmy w salonie.
Po
całych siedmiu dniach upału gwałtowna ulewa miło nas zaskoczyła. Cóż, może nie
Hidana, który powracając z misji wyglądał jak wrak człowieka. Jeszcze nigdy nie
słyszałam, żeby ktokolwiek wyśpiewał tyle przekleństw na jednym oddechu.
Niechętnie
oderwałam wzrok od spływających po oknie kropel deszczu i zerknęłam na
Hoshigakiego. Siedząc na o wiele za małym jak dla niego krześle, żałośnie
pochylał się nad rozłożonym zwojem ukradkiem popijając jakiś dziwny napój.
Wnioskując po dziwnym zapachu i tym, że Kisame nie potrafił złożyć dłuższego
zdania był to zapewne alkohol. Mocny.
-
Zmienisz zdanie gdy ci przypomnę, że za niecały tydzień otrzymasz wypłatę –
mruknął rozłożony na kanapie Deidara, nawet nie otwierając oczu. – Chociaż
znając twoją rozrzutność, po dwóch dniach będziesz narzekał na brak kasy.
Kisame
potrząsnął głową, wyciągając w jego stronę palec. Jeżeli można pomylić Deidarę
ze stojącym w kącie kwiatkiem, oczywiście. Ciekawe co będzie miał do powiedzenia
Lider, gdy zobaczy niebieskiego w takim stanie.
-
Nie pyskuj, nicponiu – uśmiechnął się dumnie, najwyraźniej zadowolony ze
swojego bogatego słownictwa. W odpowiedzi usłyszał kpiący śmiech blondyna.
Artysta
powoli wracał do zdrowia, a Lider najwyraźniej postanowił dać mu trochę dni
wolnego. Dzięki temu podczas nieobecności Kisame czy Temko, która – ku mojemu zdziwieniu
– wyruszała na misje o wiele częściej niż inni członkowie Brzasku, miałam z kim
pogadać i spędzić czas. Partnerem Deidary okazał się Sasori, którego chłopak
nazywał Mistrzem. Gdy zapytałam dlaczego darzy go takim szacunkiem, blondyn
tylko wzruszył ramionami i wymamrotał coś, co brzmiało jak: „z
przyzwyczajenia”.
Przeciągnęłam się leniwie, a leżący na moich
nogach Rimo mruknął z niezadowoleniem. Ciężkie bydle, o ile kiedyś bez problemu
mieścił się na moich kolanach, teraz bez wahania fundował mi obolałe mięśnie.
-
Księżniczko – Hoshigaki odsunął od siebie pustą butelkę, która przeturlała się
na drugi koniec stołu. – Co to za skaza na twoim policzku?
Instynktownie
dotknęłam blizny, o której szczerze mówiąc zdążyłam już zapomnieć. Z
rozbawieniem zauważyłam, że Rimo i Deidara przypatrują mi się z równą intensywnością
co pijany Kisame. Wzruszyłam ramionami.
-
Skutek pójścia z wami na misję – odparłam śmiertelnie poważnie. – Już nie
popełnię takiego błędu.
W
oczach rekina dostrzegłam dziwny błysk.
-
Cholera, przecież miałem załatwić nam walkę! Skoro masz już swój mały
sztylecik…
- W
twoim stanie walka raczej nie potrwa długo – zauważył Deidara, a ja nie mogłam
powstrzymać się od parsknięcia śmiechem na widok urażonej miny Kisame. –
Głodna?
Pokiwałam
głową, z trudem odsuwając śpiącego kota, który po chwili wygodnie ułożył się w
fotelu. Ignorując bełkoczącego Kisame, udaliśmy się w kierunku kuchni. Moje
serce boleśnie stanęło, a potem ruszyło ze zdwojoną prędkością, kiedy nagle w
progu pojawił się Itachi.
- Przepraszam, że przeszkadzam – odezwał się,
zwracając na siebie uwagę Rimo i o dziwno nieco trzeźwiejszego partnera.
Przez
krótką chwilę mierzyli się z Deidarą zimnymi spojrzeniami. Napięcie panujące
między tą dwójką zaczynało mnie niemal dusić, a nienawistne spojrzenie blondyna
jeszcze bardziej potęgowało to nieprzyjemne uczucie. Czar prysł, kiedy wzrok
Uchihy skupił się na mnie.
-
Czy mógłbym cię prosić na krótką chwilę? – zapytał, najwyraźniej zbijając z
tropu wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
Westchnęłam
ciężko, niepewnie zerkając na Deidarę. Przyglądał się Itachiemu ze zmarszczonym
czołem. Kiedy na mnie spojrzał, rzuciłam mu uspokajający uśmiech.
-
Przekąszę coś później – wzruszyłam bezradnie ramionami, ruszając za odchodzącym
Uchihą. Żeby utrzymać jego tempo musiałam niemal biec.
W
ciszy przemierzaliśmy korytarze siedziby. Straciłam rachubę licząc ile razy
wchodziliśmy po schodach, ale było to jedno z ostatnich pięter. W końcu Itachi
zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami i naciskając klamkę, niemal
niezauważalnym ruchem głowy zaprosił mnie do środka. Dżentelmen.
Uświadomienie
sobie, że spodziewałam się ciemnego, zakurzonego pomieszczenia sprowokowało
niewinne parsknięcie śmiechem. Uchiha nie zauważył, albo nie skomentował mojej
reakcji. Pokój wyglądał bardzo podobnie do mojego – pościelone łóżko, otworzona
szafa z której wystawał jakiś czarny materiał, zaświecona lampka stojąca na
zapełnionej książkami komodzie. Do ściany pod oknem zasłoniętym ciemnozieloną
zasłoną przysunięto ciemnobrązowe biurko, a na parapecie dostrzegłam zaniedbaną
roślinkę.
Drzwi
zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Dopóki mężczyzna nie zabrał głosu, słychać
było jedynie uderzające o szybę krople deszczu. Uchiha przysiadł na łóżku, a ja
nerwowo przystawałam z nogi na nogę.
-
Więc?
-
Przypominam o umowie – oznajmił cicho, aktywując swojego sharingana. – Czy byłabyś
w stanie zacząć w tej chwili?
Cień
irytacji przebrnął przez mój umysł. Jak mogłam teraz odmówić?
-
Dobrze – odparłam równie cicho, powoli do niego podchodząc. – Połóż się i
rozluźnij.
Na
twarzy Itachiego widać było jedynie skupienie, zero wahania. Przymknął oczy, a
ja zdecydowałam dać mu krótką chwilę. Spojrzałam na swoje dłonie. Musiałam
zrobić to tak, aby chakry starczyło jeszcze dla Konan. Przecież to ona była
tutaj najważniejsza.
-
Nie musisz dzisiaj zużywać dużo – spojrzałam na niego zaskoczona. Nawet nie
otworzył oczu. – Dobrze wiem, że musisz pomóc partnerce Lidera. Chciałbym tylko
wiedzieć, jak ty to widzisz.
Skinęłam
głową choć wiedziałam, że Uchiha mnie nie widzi. Podchodząc do łóżka,
przysiadłam na skraju podkurczając prawą nogę. Zaczerpnęłam kilka głębszych
wdechów czując, jak z każdym kolejnym moje ciało coraz bardziej się rozluźnia.
-
Gotowy? – mały ruch głowy Itachiego całkowicie mi wystarczył. Wyciągnęłam przez
siebie ręce, a moje palce znalazły się niebezpiecznie blisko jego powiek.
-
Otwórz oczy.
Szkarłatne
tęczówki patrzyły w sufit, kiedy moja chakra łagodnie zdobywała niezbędne
informacje. Dzięki tak dziwnemu połączeniu mogłam odczuwać jego ból. Te
wszystkie lata nadużywania tak potężnej techniki niemal całkowicie zniszczyły
jego wzrok. Jakim cudem jeszcze nie oślepł?
-
Możesz poczuć ostry ból, ale po paru sekundach zniknie – czekałam, aż kiwnie
głową. Gdy to zrobił wzięłam się do pracy.
Tak
jak się spodziewałam Itachi drgnął gwałtownie, ale po chwili znów był tym samym
lodowatym posągiem. Zauważyłam jak powoli, powolutku jego ciało się rozluźnia,
najwyraźniej czując ulgę, której dawno nie doświadczył.
Cierpliwie
czekałam aż odpocznie po półgodzinnym leczeniu. Gdy ponowie otworzył oczy i
usiadł byłam gotowa do rozmowy.
-
Wszystkie operacje i zabiegi oczu są szczególnie trudne – z uwagą obserwowałam
rozciągającą się we wszystkie strony ulewę. – Oczy są wyjątkowo wrażliwe, więc
medycy rzadko podejmują się takich prób, a szczególnie jeśli stawką jest utrata
takiej techniki jak sharingan.
Westchnęłam
ciężko i z powagą spojrzałam na jego twarz. Przyglądał mi się z zaciekawieniem.
-
Mogę spróbować. Nie jestem jednak cudotwórcą, więc twoje oczy nie pozostaną
zdrowe do końca życia. Zasięg, który mnie ogranicza to najwyżej dziesięć do
czternastu lat. Później znów zaczną się problemy. Jak już wspominałam, każdy
zabieg to ryzyko. Nie gwarantuję ci stuprocentowego sukcesu. Szczerze mówiąc,
nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale mogę spróbować. Decyzja należy do ciebie.
Uchiha
nie przestawał mi się przyglądać, a ja czułam się coraz bardziej oblężona.
Nawet jeśli nie uaktywnił sharingana to i tak miałam wrażenie, że zaraz spotkam
się z karuzelą swojej przeszłości.
-
Zgadzam się.
Wypuściłam
powietrze dopiero wtedy zdając sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech przez
dobre piętnaście sekund. Moje serce boleśnie obijało się o żebra.
-
Będę wpadać trzy razy w tygodniu, trzeba zacząć powoli bo twoje oczy nie są
przyzwyczajone do mojej chakry.
Bez
zbędnych słów podniosłam się na swoje obolałe nogi i ruszyłam w kierunku drzwi.
Jak miałam znaleźć drogę powrotną?
-
Kita – odwróciłam się w jego stronę, z ręką zamarłą na lodowatej klamce. – Ja
też pamiętam o mojej części umowy.
Porozumiewawczo
uniosłam kącik ust tylko po to, aby za chwilę zniknąć za drzwiami. W samotności
powitała mnie dziwna ulga, a ja zadałam sobie pytanie: czy kiedykolwiek będę umiała zachować się w jego obecności normalnie?
***
Dwie
godziny spędzone w kompletnej ciszy uświadomiły mi, jak bardzo przyzwyczaiłam
się do nieustannie jazgoczącej Nanase. Zerknęłam na chowające się za pobliskimi
wzgórzami złociste słońce. Czyżby Pain postanowił się jej pozbyć?
Kobieta
nie robiła nic innego prócz bezczynnego snucia się po korytarzu, czy zawracania
mi głowy opowiastkami o wnuczkach. Najwidoczniej zachowała resztki wspomnień.
Sięgnęłam
po stojący na stoliku słoik z maścią. Przez ostatni tydzień stan Konan niemal
niezauważalnie się poprawił, ale wszystko wskazywało na to, że do końca
leczenia czeka zarówno nas obie długa droga.
Lider
zaczął mi ufać, a przynajmniej przestał składać mi niezapowiedziane wizyty co
piętnaście minut. Nie winiłam go. Konan była prawdopodobnie ostatnią osobą, o
którą tak naprawdę dbał.
Szybkim
ruchem ściągnęłam obejmującą mój lewy nadgarstek gumkę i związałam włosy.
Zmęczenie powoli zaczęło mnie dopadać.
Odgarniając
opadający na brzuch kobiety koc, poczułam mocny chwyt krępujący moje ruchy.
Zimne mrowienie u koniuszków palców zmieniło się w potężny dreszcz, który w
sekundę przeszył każdą część mojego ciała. Musiałam przygryźć wargę, aby nie
krzyknąć.
-
Pomóż mi! – ochrypły głos próbujący na nowo swoich sił, powtórzył się w mojej
głowie niczym nieznośne echo. Szeroko otwarte bursztynowe oczy spotkały moje
zielone.
Tkwiłyśmy
w tej pozycji przez długość jednego uderzenia serca. Konan wyglądała jak
przerażone zwierzę, które nie do końca wiedziało czy powinno atakować, czy
raczej uciekać. Delikatnie dotknęłam jej zimnej dłoni, powoli odrywając ją od
mojego nadgarstka. Siniak na pewno będzie idealną pamiątką.
-
Wszystko w porządku, jesteś bezpieczna – tłumaczyłam łagodnie, nie przerywając
kontaktu wzrokowego. – Znajdujemy się w bazie Akatsuki. Przypominasz sobie tą
organizację?
Kobieta
wydała się odrobinę bardziej rozluźniona, gdy wspomniałam o organizacji.
Niepewnie pokiwała głową.
-
Czy pamiętasz co się stało? – moje serce powoli się uspokajało, wracając do
swojego normalnego rytmu.
Konan
przez dłuższą chwilę wpatrywała się w swoje dłonie, najwyraźniej próbując
przypomnieć sobie wydarzenia sprzed paru miesięcy.
-
Zostaliśmy zaatakowani – mruknęła w końcu, a jej głos brzmiał pewniej,
dojrzalej. – Byliśmy na misji, ja i Pain… Czy z nim wszystko w porządku?
Skinęłam
głową, na co niebiesko włosa odetchnęła z ulgą. Nie minęła sekunda, a znów podarowała
mi podejrzliwe spojrzenie.
-
Kim jesteś?
Moje
usta wykrzywił mały, pocieszający uśmiech. Powoli się wyprostowałam, czując
uciążliwy ból karku.
-
Byłaś w śpiączce przez kilka miesięcy, a ja od niedawna próbuję ci pomóc – nie
bardzo wiedziałam co powiedzieć w takiej sytuacji.
Konan
spojrzała na mnie z szokiem wymalowanym na jej porcelanowej twarzy.
- W
śpiączce?
Wzruszyłam
ramionami.
-
Cóż, można to tak nazwać – zmarszczyłam brwi, nagle martwiąc się o swoją
pacjentkę. – Jak się czujesz? Czy coś cię boli?
Wstrzymała
oddech, dotykając swojej szyi. Przeciągnęła się leniwie, co chwilę mrugając
oczami.
-
Czuję lekkie zawroty głowy i jestem trochę obolała – wyjaśniła niechętnie, tak
jakby nienawidziła się na cokolwiek skarżyć.
Westchnęłam
cicho widząc, że mimowolnie zamyka oczy. Jej ciało musiało być wykończone
chorobą, która jeszcze na pewno nie ustąpiła. Powoli podniosłam się na nogi.
-
Powiadomię Lidera, że się obudziłaś. Powinnaś się przespać, jeśli coś będzie
się działo wrócę jak najszybciej – zatrzymałam się w drzwiach, przyglądając się
jak głowa Konan opada na poduszkę. – Wpadnę jutro rano i wszystko ci wyjaśnię.
Na razie odpoczywaj.
Skinęła
lekko głową, ale zaledwie sekundę później zmorzył ją sen. Wyczerpana i
oszołomiona ruszyłam w stronę gabinetu Lidera.
***
Odłożywszy
ubrania do szafy, wyciągnęłam z niej ciepły sweter i westchnęłam ciężko. Mój
brzuch domagał się chwili uwagi, ale nogi odmawiały posłuszeństwa. Przysiadłam
na krótką chwilę obok śpiącego Rimo, który gwałtownie podniósł głowę
zaalarmowany czyjąś obecnością.
- A,
to ty – mruknął, a jego spojrzenie złagodniało. – Czego chciał Itachi?
Machnęłam
lekceważąco ręką, za wszelką cenę chcąc uniknąć tej rozmowy.
-
Nie mam siły o tym dzisiaj rozmawiać – widząc jego zdezorientowane spojrzenie,
uśmiechnęłam się blado. – Jutro ci wszystko wyjaśnię.
Wyburczał
coś niezrozumiałego, przewracając się na plecy.
- A
więc to twoja praca? – prychnęłam zaczepnie. – Jedzenie, spanie, wkurzanie
członków organizacji, jeszcze więcej spania?
Posłał
mi złośliwe spojrzenie.
-
Muszę jeszcze wytrzymywać z tobą.
Szarpnęłam
jego ogon, na co syknął groźnie. Pokręciłam głową z politowaniem.
-
Idę coś zjeść – z ociąganiem podeszłam do drzwi.
-
Przynieś mi coś, błagam! – miauknął żałośnie.
-
Zapomnij – odparłam, zamykając za sobą drzwi i zostawiając przeklinającego Rimo
samego.
***
Zegar wiszący w korytarzu dwa piętra niżej wybił
dziewiątą tak głośno, że aż się skrzywiłam. Irytujący dźwięk powtórzył się w
mojej głowie jeszcze dwanaście razy, a zaledwie sekundę później usłyszałam
odległe przekleństwa Hidana i tłumiony pisk Tobiego. Widząc zbliżające się
drzwi kuchni, przyśpieszyłam kroku. Ponowne spotkanie z Jashinistą nie byłoby
najprzyjemniejszym zakończenie dnia.
W progu powitał mnie gwałtowny powiew wiatru.
Skuliłam palce u stóp, ale zamiast przesiąkniętych zimnem płyt poczułam trawę.
Spojrzałam w dół. Trawę?
Wzgórze wydało mi się większe niż ostatnim razem,
a przynajmniej na tyle, aby doskonale obserwować pałający życiem niewielki dom.
- Błagam, nie… - głos wydobywający się z moich ust
brzmiał piskliwie, żałośnie.
Gdzieś głęboko moja podświadomość rzucała we mnie
przekleństwami, walczyła i wiła się żeby uzyskać ponowną kontrolę. Koszmar
uciszył ją dopiero, kiedy w krzakach nieopodal rozległ się dźwięk łamanych
gałęzi.
Jak
zahipnotyzowana wpatrywałam się w drobną dziewczynkę, kroczącą przed siebie z
dziwnie zamglonym wzrokiem. Jej zielone oczy spojrzały na wyjątkowo ogromny,
dominujący na niebie księżyc. Odgarnęła z twarzy ciemne kosmyki włosów i jak
maszyna zaczęła sztywno schodzić ze wzgórza.
Resztki
rozumu szarpały się w moich myślach, wysyłając chaotyczne sygnały.
„
Nie idź!”
„Stój!”
„Przestań!”
„Wracaj,
wracaj zanim to znów cię dopadnie!”
Moje
ciało odgrodziło się mocnym murem, skutecznie zablokowując się od wszystkiego
wokół. Serce podeszło mi do gardła, ale nogi kazały iść za dzieckiem.
Promienie
księżyca padały na trawę, tworząc dla nas prowadzącą do zgubienia drogę.
Maszerowałyśmy w jednym rytmie. Ona – dwa metry przede mną, z tak bardzo
znajomym kamiennym wyrazem twarzy i pustych, dziecięcych oczach. Ja – trzęsąc
się z wściekłości i rozpaczy, piszcząc jak zranione, bezsilne zwierzę.
Chwila
przedłużyła się w wieczność, kiedy podeszłyśmy do drewnianych drzwi. Metaliczny
posmak krwi wybudził mnie z odrętwienia. Uwolniłam zaciśniętą między zębami
wargę, z niesmakiem oblizując ją suchym językiem.
Nie
mogłam nic zrobić, tylko patrzeć jak dziewczynka wchodzi do środka. Nie mogłam
nic zrobić, tylko słuchać jak w domu rozbrzmiewają bolesne jęki, krzyki,
odgłosy błagań. Gdzieś w środku płakało dziecko, ale uciszyło się gdy ostrze
zatopiło się w czyimś ciele.
-
Błagam, błagam, błagam… - powtarzałam jak mantrę, niemal krztusząc się
obrzydzeniem.
Po
dziesięciu minutach wszystko ucichło. W oddali huczała sowa, wiatr poruszył
gałęziami drzew, a kilka płochliwych zwierząt rzuciło się w stronę zarośli.
Pchnęłam
ciężko drzwi, czując znajomy zapach śmierci. Uderzył we mnie z taką siłą, że
nieznośna wilgoć zaczęła spływać po moich policzkach. Mijałam trupy – mężczyzn
z poderżniętymi gardłami, powieszone kobiety, przecięte na pół dzieci.
Niektórzy nie mieli oczu, odcięte ręce były dokładnie uporządkowane na stole, a
parę głów zwisało z sufitu niczym lampy.
-
Mamusiu…? – zdezorientowane dziecko otworzyło przytomne już zielone oczy i ze
strachem spojrzało na zakrwawione ręce. – Mamo!
Z
płaczem szukała ciała kobiety, które leżało w progu tylnego wejścia. Szeroko
otwarte ramiona nie objęły łkającej dziewczynki, która rozpaczliwie przytuliła
się do głuchej piersi matki.
-
Błagam, obudź się – szarpnęła nią wściekle, wyżywając na niej swój ból. –
Obiecałaś, obiecałaś że nic złego się nie stanie! Miałaś mnie nie zostawiać,
obiecałaś! Błagam, otwórz oczy mamusiu… Nie żartujcie sobie, przepraszam…
Dl-dlaczego mi to robicie?! Błagam, błagam…
Słowa
plątały się tworząc żałosny ryk, a ja poczułam jak jej szalejąco bijące serce
rozerwało się na pół. Upadłam na kolana, odsuwając od siebie martwe ciała.
Powtarzając te same słowa co małe dziecko, drżącymi rękoma objęłam swoje
trzęsące się ciało. Nagle wszyscy zmarli zaczęli krzyczeć, wić się w
konwulsjach, a z poruszających się ust wydobyła się czarna ciecz. Wspomnienia
mieszały się z bujdami, szarpnęłam swoje włosy i krzyknęłam z całych sił.
-
Kita, Kita do cholery! – coś mną potrząsnęło. Pisnęłam w sprzeciwie, czując
zimno płyt.
Błyszczące
błękitne oczy były ostatnim co zobaczyłam, zanim ogarnęła mnie kojąca ciemność.
________________
I znów to samo zaskoczenie - nowy rozdział po ośmiu dniach :3 Kita jeszcze musi się pomęczyć tak do... końca opowiadania? Czekam na Wasze opinie i wrażenia po rozdziale.
Pozdrawiam cieplutko!
Raaany . Jesteś niesamowita :) ten rozdział jak w sumie każdy był genialny ;) Muzyka świetnie pasuje do ostatniej części , w ogóle to zachowanie przy Itachim jest takie no wiesz idealne :D Ech ale słodzę ,ale należy Ci się bo wyszło super <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next ! :*
~Tamara
Jeju, dziękuję bardzo :3 Cieszę się, że się podoba i mam nadzieję, że następne rozdziały nie okażą się gorsze.
UsuńRównież pozdrawiam ;*
Zaintrygowałaś mnie xD Dawno mnie nikt tak bardzo zainteresował, na pewno będę czekała na kolejny rozdział! Mój Kisame taki nawalony! Oj nie ładnie, nie ładnie.
OdpowiedzUsuńPS.
U mnie nowy rozdział xD
Uu, nowa czytelniczka! Dziękuję bardzo c:
UsuńHaha, Kisame musi jakoś odreagować, a jako że raczej nie może zabijać współlokatorów...
Hej skarbie, rozwijasz się widzę :D taki krótki czas oczekiwania? Taki boski rozdział? Takie moje haniebne spóźnienie? ;__;
OdpowiedzUsuńNa początku rozdziału taka rzadko spotykana u ciebie sielanka, miła atmosfera, przekomarzanki, nicpoń, księżniczka, nawalony rekin.. a potem BUM! Zakończyłaś całkiem spektakularnie, ujawniając, że Kita w jakimś dziwnym transie wybiła swoją rodzinę.. noooooo mega ciekawe. Poproszę kolejny rozdział znowu tak szybko, albo nawet jeszcze szybciej. Masz niesamowity dar wciągania i rozbudzania ciekawości. Czasami nawet książki znanych autorów nie intrygują mnie tak, jak twoje krótkie rozdziały.
Boska melodia dopasowana do poruszającego tekstu, ach chciałam żeby do Dei ją znalazł no i proszę :D zaczyna się ♥
Poza tym przebudzeniem Konan mnie zaskoczyłaś, no i jak zwykle cudownie cudowny Itachi <3
Ściskam i czekam na nową notę, pozdrawiam ;3
Raaaaany, dziewczyno, zawsze po twoich komentarzach cieszę się jak głupia. Nie mogę uwierzyć, że uważasz to opowiadanie za coś ciekawszego niż książki - mogę tylko podziękować ♥
UsuńTak, jest pięknie ładnie, a tu nagle tragedia... jak ja to kocham! Jak widzę naprawdę wielbisz romanse w tego typu opowiadaniach (ha, nie jestem jedyna :3)
Pozdrawiam i dziękuję ;*
Boże, jak ja nienawidzę odkładać komentowania na "później"... moje później trwa już parę dni i teraz zapomniałam już połowę tego, co chciałam powiedzieć. Moja wypowiedź może być okrojona i względnie powiem te najważniejsze rzeczy - po pierwsze, uwielbiam sposób, w jaki ukazujesz emocje, nastroje i klimat. Sytuacja z Konan wywołała u mnie jakieś zdziwienie, czułam napięcie, kiedy Kita rozmawiała z Itachim, i rozbawienie, kiedy przebywała w salonie. A największe wrażenie wywarła na mnie rozpacz na końcu. Nie wiem, co wywołało u Kity te... wspomnienia, prawda? Ale naprawdę świetnie to opisałaś. To, co jeszcze muszę powiedzieć, to to, że Kisame jest chyba głównym ubarwieniem tej historii, wielbię go! No i ciekawa jestem, co teraz będzie się działo, kiedy już Konan się obudziła. Ogólnie to jestem cholernie ciekawa ciągu dalszego, więc cieszę się, że rozdziały pojawiają się tak często.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę czasu i weny, Mukudori.
[historie-niewyszukane.blogspot.com]
Doskonale cię rozumiem - gdy nie zabieram się za komentowanie świeżo po przeczytaniu, wiele rzeczy wylatuje mi z głowy i niesamowicie mnie to frustruje. Cieszę się jednak, że komentujesz i mogę znów czytać tyle miłych słów c: Mogę tylko odetchnąć z ulgą, że czuć atmosferę i emocje. Aż żałuję, że nie mogę niczego zdradzić, ale cóż...
UsuńDziękuję i również pozdrawiam!
Jestem xD matko, już czwarta rano :O No zdarza się xD rozdział wydaję mi się jakiś krótki, ale jest w nich tyle zajebistych rzeczy, że przymknę na to oko :)
OdpowiedzUsuńKisame się upił, no ktoś musiał xD chociaż oni to chyba wolą pić w bardziej ustronnych miejscach xD Haha Deidara jaki zaczepny no szok, ale chyba z takim Kisame to chyba można, bo co mu zrobi? Nic mu nie zrobi tylko roślince w kącie xD Kita widzę już się powoli do nich wszystkich przyzwyczaja, znaczy no, widać pasuje jej to towarzystwo xD wiesz minęło dziesięć rozdziałów, a ty bardziej pokazałaś kontakty między czwórką z aka Itachi, Deidara, Kisame, Pain i zrobiłaś to tak fajnie, tak wolno pokazujesz te tworzenie relacji, że aż jestem pod wrażeniem no ;D I Itachi i Deidara się nie lubią takie to smutne :P chociaż nie, mi tam zawsze imponuje ich nienawiść do siebie ;) Kita taka załamana się wydawała jak mówiła o tych czternastu latach, a ja takie WTF XD To mało? xD zdziwiłabym się jakby Itachi powiedział coś w stylu nie, nie kali się xD no w każdym razie fajnie, że zaczęła go leczyć, może tak nieświadomie zostanie ich osobistym medykiem :P
No i Konan odzyskała przytomność, ale chyba jeszcze Kita nie zostanie, że tak powiem, zwolniona, nie? :P w sumie to by było takie nieprofesjonalne nagle odejść xD tak mnie zastanawiają jej relacje z nią, oczywko, kobieta z kobietą zawsze się dogada, ale może Konan zdradzi jej kilka swoich sekretów, hm? D
Cóż za koszmar o.O ja pierdziele nie chciałabym być w jej klanie sorry xD tak się dziwie czy ona czasem też nie potrzebuje się komuś wygadać? Bo jednak to jest to, że proszą ją o zainteresowanie, a sami jednak to tak w dupie trochę mają, znaczy może nie Itaś, on potrafi się zrewanżować, no ale co z tego skoro jest taki niedostępny…
Tyle, krótki, wiem, przepraszam, spać mi się chce xD
Lepiej późno, niż wcale xD
Życzę duuużo weny, pozdrawiam ;) ;*
Czwarta rano, a ty masz siłę komentować? Podziw dziewczyno, ukłony dla ciebie! Dziwnie z tymi rozdziałami, raz wydaje mi się, że za długie a raz, że za krótkie. No nic nie poradzisz :c
OdpowiedzUsuńA, Kisame jako jeden ze starszych to totalna wyjebka, haha :D Dopóki jest pijany to niewiele Deidarze zrobi, najwyżej zaatakuje roślinkę :< No właśnie, Kita się za bardzo przyzwyczaja, w końcu kurde, mordercy i kryminaliści a ona sobie z nimi żartuje. To niedopuszczalne! Dzięki, cieszę się że nic nie wygląda na przyśpieszone, nie chcę z nich robić best friends forever już od pierwszych rozdziałów.
Oj, ty już chcesz żeby ją wykorzystywali do swoich niecnych planów XD Ale niee, leczenie Konan jeszcze potrwa, w końcu jakieś cholerstwo w środku nie zniknie tak szybko. A gdyby odeszła, to zapewne wylądowałaby pod ziemią. W najlepszym wypadku.
No wiesz, zaufałabyś mordercom i wyjawiłabyś prawdę o swoim chorym klanie? Bo ja raczej nie. Chyba XD Itaś niedostępny - żadna nowość.
Lepiej późno niż wcale, dokładnie.
Dziękuję i pozdrawiam ;*