piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 9
Odporność

                Kojący dźwięk tarcia stalówki pióra o papier był jedynym odgłosem w przyciemnionym gabinecie Lidera. Z niewyjaśnionego powodu tym razem pomieszczenie wydało mi się mniejsze. Uważnie przyjrzałam się ciemnym ścianom, zakurzonej biblioteczce za którą znajdował się korytarz, niskiemu sufitowi. Wchłaniałam każdy najmniejszy szczegół, aż mój wzrok natrafił na rozbawione spojrzenie Kisame. Stał tuż obok, niedbale opierając się o swój miecz.
                Jak to możliwe, że był tak wyluzowany nawet przy Painie? Musieli znać się bardzo długo. Czyżby Kisame był jednym z pierwszych członków Akatsuki? W sumie wszystko by pasowało. To o nim tak naprawdę najwięcej słyszałam, poza tym był jednym z Siedmiu Szermierzy Ninja Mgły. Kto nie chciałby w swoich szeregach tak potężnego wojownika.
                - Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o broni, która jest ci tak koniecznie potrzebna – Lider nawet nie oderwał wzroku od dokumentów, które tak zawzięcie podpisywał.
                Westchnęłam cicho, nerwowo splatając palce.
                - To sztylet, który w naszym klanie jest, a raczej był, przekazywany z pokolenia na pokolenie. To tak naprawdę coś bardzo podobnego do miecza Kisame – tak samo jak Samehada nie opuszcza swojego posiadacza, mój sztylet zaatakuje każdego kto nie jest mną – skupiłam się na wzorach, które tworzył czarny atrament. – Dzięki temu mogłabym się lepiej bronić gdyby zaszła taka potrzeba.
                Zapadło ciężkie milczenie, a ja czułam, że Lider się waha. O co chodziło?
                - Czy opuszczenie przez ciebie siedziby będzie miało jakikolwiek wpływ na twoje zadanie? – wreszcie podniósł wzrok, skupiając się teraz tylko i wyłącznie na mnie.
                Już otwierałam usta, ale tym razem Kisame mnie uprzedził.
                - To prosta misja, więc powinniśmy wrócić następnego wieczoru. Kicie nie spadnie włos z głowy.
                Lider rzucił mu lodowate spojrzenie.
                - Nie lekceważ żadnej misji – pierwszy raz słyszałam, żeby podniósł głos. – Powinieneś doskonale zdawać sobie sprawę, że w najprostszych misjach zdarzają się najkrwawsze niespodzianki.
                Kisame spuścił wzrok jak zbity szczeniaczek, ale w głosie Paina zabrzmiała nuta tłumionego smutku. W życiu każdego z nas musiało zdarzyć się coś, co pokierowało nas na taką, a nie inną drogę. Lidera także. Ale co takiego mogło się stać, że ten człowiek postanowił stworzyć tak potężną i niebezpieczną organizację?
                - A więc? – znów skupił się na mnie.
                - Przygotuję specjalny napar, który tymczasowo zatrzyma leczenie. Nie będzie miało to żadnego wpływu, po prostu pomoże jej przeczekać do czasu, aż wrócę.
                Pain powrócił do starannego wypełniania kart zupełnie tak, jakby nasza rozmowa nigdy nie miała miejsca. Minęła dłuższa chwila nim uzyskaliśmy odpowiedź.
                - Dobrze. Możesz wyruszyć, tylko nie ważcie mi się spóźnić – kątem oka zerknął na Kisame. – Nie spuszczaj jej z oka.
                Hoshigaki zaprezentował swoje białe ząbki.
                - Ani na sekundę, Liderze.

***
                - Sztylet jest ci aż tak bardzo potrzebny, że decydujesz się na samobójczą misję? – fuknął złośliwie Rimo, przy okazji obrywając lecącą w niego koszulką.
                - Jaką znowu samobójczą misję? – z rozbawieniem przypatrywałam się jak kot próbuje zrzucić z siebie brudny materiał. – Gdyby Kisame i Itachi mnie tknęli, Lider z pewnością zatroszczyłby się o ich bolesną śmierć. W końcu jestem jedyną, która w tym momencie może pomóc Konan. Poza tym ostatnio Kisame ocalił mi tyłek, a Itachi nie wydaje się jakoś specjalnie przejęty moją obecnością.
                Dopakowałam do plecaka ostatnie ciuchy i trochę broni tylko po to, aby jeszcze bardziej męczyć się z zapinaniem. Może poproszę Paina o zakup nowej torby?
                - Byłaś już u Konan?
                - Tak. Nanase myślała, że opuszczam siedzibę na dobre i prawie się popłakała – wsypałam do bocznej kieszeni parę shurikenów. – Ciekawe skąd Lider ją wytrzasnął.
                - Szczerze mówiąc nie bardzo mnie to obchodzi… Kita, tabletki – Rimo rzucił w moją stronę małą buteleczkę. Przyjrzałam się uważnie pigułkom, których zdecydowanie zaczęło ubywać. – Kończą się, prawda? Skąd weźmiesz kolejne dawki?
                Machnęłam lekceważąco ręką, od niechcenia wrzucając lekarstwa do plecaka. Już niemal o nich zapomniałam.
                - Nie będzie kolejnych dawek.
                Kot podszedł bliżej, a ja zauważyłam nową ranę ciągnącą się wzdłuż przekłutego ucha. Czyżby wymsknął się na zewnątrz?
                - Zwariowałaś – stwierdził sucho. – Jak nie będziesz brać tego cholerstwa, to oni przybędą tut-
                - Wiem co robię – przerwałam ostro, zarzucając na siebie granatowy płaszcz. – Muszę to odrzucić, inaczej będę zaawansowaną ćpunką, co jest równoznaczne z tym, że moja czakra ucierpi i nie będę w stanie pomóc Konan. Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak to się dla nas skończy.
                Rimo rzucił pod nosem kilka przekleństw, ale wiedziałam, że mnie popiera. Dlaczego mieliby przybyć akurat teraz? Nie widziałam nikogo od dłuższego czasu. Trują mnie tylko głosami i co najwyżej widzę ich w snach.
                Rimo wydał z siebie dziwny dźwięk.
                - Chodźmy – mruknął wyraźnie niezadowolony. – A mogłem schować się w szafie.

***

                - I kiedy krzyknął „powiem wszystko, tylko oszczędź!”, sprawnie odciąłem mu głowę – Kisame westchnął cicho, a jego wzrok powędrował ku niebu. – Ach, te wspomnienia…
                Idący tuż obok mnie Rimo prychnął.
                - Rzeczywiście masz co wspominać. Tyle pięknych chwil.
                Mężczyzna zmrużył swoje drobne oczy.
                - Masz rację, futrzaku… Nasze wspólne momenty są ważniejsze. Może opowiemy jakąś małą historię, co Rimo?
                - Wal się, Hoshigaki.
                Piąta „rozmowa” Kisame i Rimo zakończyła się zwycięstwem niebieskiego. Kot najwyraźniej nie był skłonny do ujawniana przede mną tego tajemniczego życia, które od zawsze tak cholernie mnie irytowało. Rezygnując z jakichkolwiek komentarzy zerknęłam w lewą stronę.
                Jedynym widokiem były ciągnące się w nieskończoność drzewa. Nie miałam pojęcia, że las na obrzeżach Kirigakure był taki ogromny. Dzięki Itachiemu, który ku mojemu zdziwieniu prowadził, dotarliśmy do znajomej polany na której to pierwszy raz spotkałam Akatsuki.
                - Prowadź do swojego królestwa, księżniczko – Kisame przetarł mokre od potu czoło.
                Jak na Mgłę było zdecydowanie za ciepło. Słońce prażyło od samego początku wyjścia z siedziby, ale znając tą wioskę za dwie sekundy mogła zaskoczyć nas ulewa. Z lekkim ociąganiem wyprzedziłam Uchihę, nerwowo odpychając znajome gałęzie. Chociaż nas stary dom był idealnie zamaskowany przez zarośla, przedostanie się do innej części lasu było mordęgą.
                Rimo co chwilę wpadał do zagłębień w lepkiej ziemi, a zaledwie sekundę później przeklinał na śmiejącego się z niego Kisame. Zerkałam na Itachiego w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak irytacji, ale jego wyraz twarzy był pusty jak zawsze. Może po prostu przyzwyczaił się do zachowania swojego partnera.
                Wszystko wyglądało jak dawniej. Ba, nawet nie miało prawa się zmienić, bo opuściliśmy to miejsce zaledwie kilka dni temu. Czy minął już tydzień?
                - No już. Wchodź tam, bierz co potrzebujesz i wracaj.
                Zerknęłam na Kisame, który z niesmakiem obserwował walącą się chatkę. Cóż, najwidoczniej członkowie Brzasku byli przyzwyczajeni do wyższych standardów. Jeżeli można tak nazwać mieszkanie w tajemnej siedzibie pod ziemią.
                - Ale Lider powiedział-
                - Wiem co powiedział – Hoshigaki rzucił mi znaczące spojrzenie. Po krótkiej chwili skinęłam głową.
                „Próbuję dać ci trochę prywatności, księżniczko. Masz trzy minuty”.
                - Dzięki – mruknęłam i ciągnąc za sobą podejrzliwego Rimo, weszłam do środka.
                Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to stłuczona szyba, której dziwnym trafem wcześniej nie zauważyłam. Posłałam Rimo pytające spojrzenie, na co kot wyraźnie się zmieszał i bez słowa ruszył w stronę sypialni. Westchnęłam ciężko, czując jak napięcie powoli opuszcza moje ciało. Ten stary, rozpadający się dom dawał mi więcej poczucia bezpieczeństwa niż starannie ukryte korytarze Akatsuki.
                W sypialni unosił się dziwny zapach metalu. Najwyraźniej Rimo też to wyczuł, bo kiedy przekroczyłam próg już węszył po zakamarkach. Nienawidził kiedy o tym wspominałam, ale miał wilczy węch. Jakkolwiek to brzmiało.
                - Myślisz, że ktoś tutaj był? – uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, które wyglądało całkowicie normalnie.
                - Nie jestem pewien. Wyczuwam jakieś niewyraźnie zapachy, ale mogło to być jakieś zwierzę. Chyba, że ktoś nie był na tyle głupi i próbował pozbyć się dowodów.
                Podeszłam do skrzypiącej półki i zaczęłam gorączkowo w niej grzebać. Kot był tuż obok mnie.
                - Sztylet na miejscu – zauważyłam cicho, wyciągając srebrne ostrze.
                Przejechałam palcem po głowni noża, czując znajome kształty. Wyryte na ostrzu słowa wyglądały całkiem znajomo – pewnej nocy, w przebłyskach wspomnień widziałam matkę, której delikatny głos wymawiał nieznajome mi wyrazy bezbłędnie. Tak to przynajmniej brzmiało.
                Pewnie zacisnęłam palce na rękojeści, kilka razy się zamachując. Trzymanie przy sobie odpowiedniej broni przyniosło mi ulgę, której nawet się nie spodziewałam.
                - Chcesz coś jeszcze wziąć?
                Spojrzałam w przygasłe oczy kota, który najwyraźniej nie chciał opuszczać tego miejsca. Rozejrzałam się po raz ostatni tylko po to by uświadomić sobie, że prawdopodobnie nigdy już tu nie wrócę.
                - Nie – schowałam nóż za pasek. – Chodź, czekają na nas.

***

                Kiedy odzyskałam swoją własność Kisame wyjaśnił, że od tego momentu zaczyna się ich misja i dla własnego dobra mam się nie wtrącać. Wiedziałam, że kiedy Hoshigaki wpadał w szał nic nie było w stanie go zatrzymać, a jakoś nie byłam skłonna do oddania głowy.
                Po południu dotarliśmy do małej wioski. Ludzie krzątali się po ulicach zupełnie nieświadomi naszej obecności. Nie mam pojęcia jak, ale Itachi rzucił na wszystkich mieszkańców jakieś genjutsu, które zdecydowanie ułatwiło nam zadanie. Uchiha naprawdę był geniuszem.
                Naszym celem, a raczej celem Kisame i Itachiego, okazała się mała chatka w północnej części wioski. Było tam niewyobrażalnie cicho, a okolica wydała mi się zaniedbana. Rosnące przed drzwiami chwasty, mech w okolicach okien, a nawet olbrzymia dziura w dachu świadczyły o tym, że mieszkaniec najwyraźniej nie ruszał tyłka z domu, lub przebywał poza nim tak często, że nie robiło mu to żadnej różnicy.
                Kisame chwycił mnie za ramię i bez trudu pociągnął w stronę pobliskiej ławki.
                - Poczekaj tutaj grzecznie – rzucił jak troskliwy ojciec do dziecka, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. – Naprawdę, nie chcesz uciekać. Zwłaszcza, że ostatnio zaniedbałem Samehadę…
                - Kisame – odezwał się Itachi. – Nie marnujmy czasu.
                Hoshigaki uśmiechnął się przerażająco, a gdy zniknęli za drzwiami domu rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk. Zerknęłam na Rimo, który wpatrując się w stojące po drugiej stronie ławki donice, najwyraźniej udawał że niczego nie słyszy.
                To było najdłuższe piętnaście minut mojego życia. Mogłabym przysiąc, że w pewnym momencie usłyszałam dźwięk łamanych kości.
                - Robota skończona – odetchnął Kisame, trzymając w zakrwawionej dłoni jakiś zwój.
                Zerknęłam niepewnie na ślady krwi ciągnące w wzdłuż ich płaszczy i dłoni.
                - Krew jest wasza…? – chyba nie chciałam znać odpowiedzi.
                - Nie – odpowiedział Itachi i nie uraczając mnie najkrótszym spojrzeniem, zaczął schodzić w dół wzgórza.
                Arogancki dupek, przeszło mi przez myśl.
                - Rusz się, księżniczko. Czeka nas długa droga.
                Razem z Kisame i Rimo zaczęliśmy podążać na Uchihą. Co chwilę zerkałam na dosyć pokaźny zwój. Widocznie nie robiłam tego aż tak niepostrzeżenie, skoro Hoshigaki wybuchnął głośnym śmiechem.
                - Jeśli jesteś ciekawa, po prostu zapytaj – posłał mi rozbawione spojrzenie. Ze złości wydęłam policzki.
                - Nie bądź taki pewny siebie – fuknęłam, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. – No więc… co to?
                - Jutsu potrzebne Liderowi – odparł beztrosko.
                - Zakazane? – Rimo strzepał z ogona resztki kurzu.
                Kisame przewrócił teatralnie oczami, kilka razy podrzucając zwój w dłoni.
                - Myślisz, że słowo „zakazane” jest dla Akatsuki jakąkolwiek nowością?
                Racja. W końcu każdy z nich był poszukiwanym ninja.
                - Powinniście coś o tym wiedzieć – odparował jakby od niechcenia. – W końcu sami jesteście w książce Bingo.
                Świst.
                W ostatniej sekundzie złapałam kunai, którego koniec znajdował się centymetr od mojego oka. Odwróciliśmy się w tył, uważnie lustrując okolicę. Chwilę później Kisame odbił trzy shurikeny.
                - Itachi – nie słysząc żadnej odpowiedzi od partnera, Hoshigaki odwrócił się w poszukiwaniu Uchihy.
                Dostrzegłam go dwie sekundy później. Walczył z trzema przeciwnikami w maskach, którzy najwyraźniej nie stanowili dla niego żadnego problemu. Ich bolesne jęki ucichły, kiedy bezwładne ciała znalazły się w pobliskim stawie. Trzeci wojownik stanął w ogniu, szaleńczo wymachując rękami jakby mógł się jakoś uratować. Itachi wracał do nas w akompaniamencie upiornych wrzasków bólu.
                Zauważyłam jeszcze czterech ninja. Wyskoczyli z krzaków i stając obok siebie, uważnie czekali na nasz ruch. Byli ubrani podobnie do członków ANBU, ale wyróżniały ich ciemnoniebieskie peleryny. Kiedy jeden ruszył na Kisame, ten bez problemu odciął mu głowę.
                - Tropiciele? – szepnął Rimo, ruchem głowy wskazując na sześciu następnych.
                - Nie sądzę – odparłam sztywno, wyciągając sztylet. – Żaden z tropicieli nigdy nie nosił peleryn.
                Wysoki ninja ruszył w moją stronę. Robiąc trzy kroki w tył zamachnęłam się nożem, ale miał szybki refleks – odbił się od wystającego korzenia drzewa, lądując tuż za mną. Warknęłam cicho, zablokowując jego silny cios. Kątem oka dostrzegłam, jak Rimo przegryza się przez nogę kolejnego mężczyzny.
                Zaalarmowany atakiem zwierzęcia wrzasnął głośno, na co zwrócił uwagę mój przeciwnik. Błąd.
                Wykorzystując jego rozdrażnienie z całych sił kopnęłam go w udo. Zatoczył się do tyłu bardziej z zaskoczenia niż z bólu, a chwilę potem zastygł w bezruchu, czując zimną stal przeszywającą jego klatkę piersiową. Mocnym szarpnięciem wyjęłam szkarłatny sztylet, akurat kiedy następny wróg pojawił się jakiś metr za mną.
                Fundując mi bolesny kopniak w brzuch, tym samym posłał mnie na mocne spotkanie z drzewem. Syknęłam cicho, w ostatnim momencie przesuwając głowę w bok. Katana wbiła się niebezpiecznie blisko mojej skroni. Z walącym sercem zatopiłam nóż w jego brzuchu, a z jego gardła wydobył się bulgoczący dźwięk. Przetoczył się ciężko w bok, upadając na zakrwawioną trawę. W tym samym momencie Samehada rozdarła ciała trzech ninja z dźwiękiem tak paskudnym, że aż się skrzywiłam.
                Z trudem podniosłam się na równe nogi, ale mocne pulsowanie i ból w głowie uświadomiły mi, jak mocno się uderzyłam. Wdech i wydech.
                - Na trzeciej! – głos Rimo boleśnie obijał się o moją czaszkę, ale na szczęście w ostatnim momencie rozcięłam gardło przeciwnika.
                Rana była tak głęboka, że wyglądała jak krwawy uśmiech. Migotanie.
                - Co do-
                Mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, a ja z walącym sercem zrozumiałam jak łatwo dałam się pokonać. Cholerny klon!
                Kolejny kopniak w plecy posłał mnie w najbliższe krzaki. Ostre kolce poharatały pieczącą skórę. Wyplułam z ust ślinę zmieszaną z krwią.
                Widziałam, że ich przybywało. Zupełnie jakby z każdym poległym rodził się następny. Nie byli utalentowanymi ninja – można by rzecz, że z technikami jakimi dysponowali zatrzymali się na poziomie genina, ale wynagradzała to szybkość. Refleks. Spostrzegawczość.
                Zauważyłam tylko cień, nikły błysk a następny był przy mnie. Nie zdążyłam nawet osłonić się rękami, kiedy rzucił mną jak szmacianą lalką kolejne sześć metrów w tył.
                Obraz zaczął się rozmazywać… Było ich dwóch? Wycharkałam coś niezrozumiałego, widząc jak niewyraźne cienie podchodzą coraz bliżej. Wstrząs mózgu gwarantowany.
                Ninja gwałtownie szarpnął mnie w górę, a moje nerwowe próby uwolnienia się spełzły na niczym. Zimna myśl przeniknęła przez mój umysł, przecinając go niczym miecz. Udusi mnie? Widocznie tak zamierzał, kiedy poczułam zimne dłonie na szyi. Przypominały mi macki Złego.
                Uścisk zaczął słabnąć, a chwilę później wpadłam w silne ramiona. Zaskoczona podniosłam wzrok, napotykając intensywne spojrzenie krwistych oczu. Zacisnęłam mocno pięści na płaszczu Itachiego czując powracające zawroty głowy. Pięknie.
                Nie byłam do końca świadoma, ale wydawało się, że wokół leży w trzydziestu poległych ninja. Z każdą kolejną sekundą czułam się coraz gorzej. Mrugałam oczami siłując się z bólem, ale wszystko – świst wiatru, irytujące świergotanie ptaków i nienaturalnie podniesione głosy Kisame i Rimo – działało na moją niekorzyść. W końcu nie mogłam złapać oddechu, a ostatnie co zapamiętałam to żółte ślepia Rimo i silny uścisk ciągnący mnie do góry.

***

                Ciepło.
                Pierwsze co poczułam po przebudzeniu to przyjemne uczucie ciepła, które skutecznie rozgrzewało moją przemarzniętą skórę. Nie miałam najmniejszej ochoty otwierać oczu; moja głowa wciąż bolała, ale przynajmniej ustało wykańczające pulsowanie i zawroty. Westchnęłam cicho, dotykając czegoś obok mnie co jak się okazało, było futrem.
                Powoli otworzyłam oczy. Rimo spał zwinięty w kulkę, wtulony w mój bok. Panowała ciemność, a jedynym źródłem światła było palące się ognisko. Ciemnopomarańczowy ogień układał się w różne kształty, co chwilę zmieniając kierunek płomieni atakowany przez wiatr. To charakterystyczne syczenie od zawsze koiło moje stargane nerwy. Przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się błogą ciszą. Gdy znów je otworzyłam, naprzeciwko mnie siedział Itachi.
                - Widzę, że się obudziłaś – zauważył obojętnie. Podpierając się na łokciach, nieśpiesznie usiadłam.
                - Gdzie Kisame? – sama nie miałam pojęcia dlaczego, ale świadomość posiadania obok siebie tego olbrzyma nieco mnie uspokajała.
                Itachi skinął głową na drzewo nieopodal. Hoshigaki spał na plecach, a jego płaszcz wisiał na jednej z gałęzi pokaźnego drzewa. Najwyraźniej zimno nie stanowiło dla niebieskiego żadnego problemu. Opierając się o szorstką korę drzewa, z przyzwyczajenia zaczęłam drapać kota za uchem. Rimo miauknął cicho.
                - Dziękuję – szepnęłam, spoglądając na Uchihę. – Za pomoc.
                Jak zwykle pozostał niewzruszony. Przypatrywał mi się dziwnym wzrokiem, a ja nagle poczułam się pełna energii i chętna do dalszej podróży. Byle tylko nie musieć rozmawiać i jak najszybciej znaleźć się w siedzibie.
                - Dlaczego się nie uleczysz? – przechylił głowę w bok, jakby czekając na moją reakcję.
                Instynktownie dotknęłam swojej twarzy. Delikatnie przesunęłam palcami po lewym policzku, czując wąską wypukłość. No tak, to przez te cholerne kolce.
                Westchnęłam ciężko, opuszczając rękę. Rana powinna się zagoić, ale blizna na pewno zostanie. Zauważyłam, że Itachi wciąż czeka na odpowiedź.
                - Nie mogę. Chakra naszego klanu nie jest typową chakrą medyków. Jedną z różnic jest to, że nie można się samemu uzdrawiać. Przykry skutek uboczny należenia do mojego klanu.
                - Tak samo jak halucynacje, koszmary i psychoza?
                Wyraz mojej twarzy pozostał tak samo beznamiętny jak od początku naszej rozmowy, ale w środku cała się spięłam. Jego słowa powoli rozchodziły się w mojej głowie, uporczywie informując, że on wie.
                - Nie bardzo rozumiem – nieświadomie zacisnęłam dłoń na futrze Rimo.
                Znów miałam wrażenie, że zaraz się uśmiechnie. Uśmiechnie się z kpiną.
                - Widzisz, dawno temu, jeszcze przed wybiciem twojego klanu słyszałem o was, a nawet spotkałem jednego Naitę. Nie mam pojęcia skąd wziął się w Liściu, ale najwidoczniej był dobrym znajomym, lub wartościowym sprzymierzeńcem, bo mój ojciec zgodził się żeby u nas przenocował. W nocy usłyszałem krzyk, więc pobiegłem do kuchni i kogo tam zastałem? Członka twojej rodziny przyciskającego nóż do gardła mojej matki – nawet wspomnienie jego rodzicielki nie wywołało u niego żadnych emocji. Godne podziwu. – Kilka sekund później przybiegł mój ojciec i wymawiając jakieś dziwne słowa, wybudził mężczyznę z transu. Wyglądał na tak zmieszanego, jakby podczas tego całego przedstawienia był tylko marionetką w rękach mistrza. Moja matka była przerażona, ojciec nie bardzo. Zachowywał się jakby ta cała sytuacja nigdy nie miała miejsca. Później dowiedziałem się, że ta przypadłość towarzyszy – zamilkł na krótką chwilę, głęboko się nad czymś zastanawiając. – Może raczej powinienem powiedzieć towarzyszyła. A więc towarzyszyła wam od samego początku przez tą waszą dziwną chakrę. Liczne zbrodnie popełnione przez wasz klan nie były do końca waszą sprawką. Czyż nie mam racji?
                Rimo wydał z siebie stłumiony pisk bólu, kiedy moje palce zaczęły wbijać się w jego skórę. Przepraszająco pogłaskałam brzuch kota. Plotki o geniuszu klanu Uchiha okazały się prawdą.
                - Czego ode mnie chcesz? – mój głos mógłby z łatwością przeciąć czyiś umysł.
                - Przysługi za przysługę – odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
                Jego sharingan zalśnił w mroku, jednocześnie przysłaniając całą posturę tego człowieka. Nawet jeżeli ktoś byłby trzymetrowym, obrzydliwym i groźnym bandytą, te oczy budziłyby we mnie większy strach. Ból fizyczny jest niczym w porównaniu z bólem emocjonalnym, który z szybkością mrugnięcia mogła zafundować właśnie ta technika.
                - Nie odpuścisz – stwierdziłam cicho.
                - Wiem, że kogoś szukasz. Szukasz osoby, może osób, które są odpowiedzialne za cały ten bałagan. Pozwól więc że ci pomogę. Zrobię wszystko co w mojej mocy, jeśli ty uczynisz to samo.
                Prychnęłam głośno, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.
                - W jaki sposób ty możesz pomóc mnie? Co ty możesz wiedzieć?
                W tym momencie usta Itachiego rozciągnęły się w małym, niemal niezauważalnym uśmiechu.
                - Mogę ci zagwarantować, że informacje które posiadam znacznie ułatwią ci zadanie. A więc jak będzie? Umowa stoi?
                Przeczesałam palcami wilgotną trawę, wpatrując się w podróżujący po niebie księżyc.
                - Jeśli blefujesz upewnię się, że zostaniesz ślepy do końca życia.
                Itachi wydał z siebie dźwięk podobny do tłumionego śmiechu.
                - Nie wątpię.
               
***
               
                Do organizacji dotarliśmy późnym popołudniem. Zatrzymał nas jeszcze jeden pojedynek, tym razem między Kisame i jakimś idiotycznym ninja, który stwierdził że zabije członków Akatsuki. Głupiec. Kisame jednym ruchem pozbawił mężczyznę głowy, a potem odszedł jakby nigdy nic. Oczywiście musiał przejść po martwym shinobi przy okazji rozdeptując mu twarz.                
                Kolejny obrzydliwy widok, który będę pamiętać aż do śmierci.
                W organizacji panowała cisza. Popijając sake przy oknie w kuchni zastanawiałam się co dalej. Co jeśli ukończę leczenie Konan? Lider mnie zabije, wyrzuci czy zostawi w Akatsuki? Uświadomienie sobie, że powinnam lepiej przemyśleć tą decyzję sprowadziło mnie do czarnej rozpaczy. Nienawidziłam tych cholernych wahań nastroju.
                Spoglądając na tysiące migoczących gwiazd wzięłam kolejny łyk kojącego alkoholu.
                - Wiesz, zaczynam naprawdę myśleć, że jesteś prawdziwą alkoholiczką – rozbawiony, ale zmęczony głos momentalnie przywrócił mnie do rzeczywistości.
                Odwróciłam się w stronę drzwi, mocniej zaciskając palce na butelce. Deidara wyglądał zaskakująco normalnie – schował ręce w kieszeniach czarnych spodni, założył szarą, nieco za dużą bluzę, a jego włosy opadały na ramiona nieskrępowane żadną gumką. Posłałam mu zmęczony uśmiech.
                - Nie zapominajmy, że byłeś w tym barze przede mną. Kto wie ile wypiłeś wnioskując po naszej rozmowie.
                Posłał mi oburzone spojrzenie.
                - Przepraszam, ale to ty wypiłaś całą butelkę sake. Sama.
                - Już wiadomo, kto ma lepszą głowę – uniosłam naczynie w górę, tylko po to aby po chwili znów się napić.
                Odwróciłam się w stronę okna, znów przypatrując się gwiazdom. Czy nagle ich przybyło…?
                Deidara stanął tuż obok. Nie mam pojęcia ile milczeliśmy, pogrążeni we własnych myślach. W końcu wybudził mnie znienawidzony przeze mnie dźwięk strzelania kostkami palców. Westchnęłam ciężko, z wyrzutem spoglądając na chłopaka, który tylko głupio się uśmiechał. Nienawidziłam tego nawyku, który wplątał się także w moje życie. Pierwsze pytanie zadane Deidarze było najgłupszym pytaniem świata.
                - Czy wy… macie tutaj jakiś zakład kosmetyczny? – wybełkotałam, wskazując na jego paznokcie.
                Blondyn zmarszczył brwi, a chwilę potem wybuchnął wesołym, znajomym śmiechem. Ja oczywiście pozostałam poważna, czekając na ważną odpowiedź.
                - Oczywiście – odparł, wzdychając teatralnie. – W każdy poniedziałek zbieramy się w salonie, a Kisame otwiera swój zakład. Wiesz, wolałbym zielone, ale niestety ten kolor jakoś mi nie pasuje…
                Uderzyłam go w ramię, na co on nawet nie drgnął. Jedyne co zrobił to znów się roześmiał.
                - Pytałam poważnie, wiesz? – już chciałam opróżnić butelkę do końca, kiedy artysta bezczelnie wyrwał mi ją z rąk. – H-hej!
                Wzruszył obojętnie ramionami, wchłaniając resztki alkoholu. Prychnęłam, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
                - A co jeśli było zatrute? – uniosłam wymownie brwi, na co Deidara zmrużył oczy.
                - Ta. Zatrułaś, a potem sama piłaś. Genialne!
                Uniosłam podbródek, uśmiechając się dumnie.
                - Jestem medykiem, bystrzaku. Potrafiłabym zatrzymać przygotowaną przez siebie truciznę w każdej chwili.
                Chciało mi się śmiać widząc, jak kolor powoli odchodzi z jego twarzy, a zastępuje go blada maska. Oparłam dłonie o parapet, kołysząc się w tył i w przód.
                - Nie martw się, nie umrzesz.
                Odetchnął cicho, odsuwając od siebie pustą butelkę. Chwilę później popatrzył na mnie z tym jego łobuzerskim uśmieszkiem.
                - Kolor paznokci to efekt uboczny jutsu Lidera – obrócił na palcu swój pierścionek. – Dzięki temu Pain może przekazywać nam informacje, zbierać nas wszystkich razem gdy jest potrzeba i przeprowadzać rytuały.
                Rytuały? W mojej głowie mimowolnie pojawił się obraz Hidana, pochylającego się nad krzyczącą kobietą oblaną szkarłatną cieczą. Zadrżałam.
                - No tak. Akatsuki. Chyba powinnam się domyślić, że jesteś z Brzasku – mój ton zabrzmiał nieco oskarżycielko. Deidara rzucił mi zdziwione spojrzenie.
                - Miałem się przedstawić jako członek ściganej przez cały świat ninja organizacji? „Cześć, jestem Deidara i w wolnym czasie zabijam na potrzeby pracy, która jest uważana za nielegalną”? Chyba nie zrobiłbym wrażenia takim wstępem.
                Zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc znaczenia tych słów.
                - A więc chciałeś zrobić wrażenie?
                Wzruszył ramionami, znów chowając dłonie do kieszeni spodni.
                - Chyba tak – nagle uśmiechnął się cwaniacko, nieco się przybliżając. – Udało mi, prawda?
                Prychnęłam, delikatnie go od siebie odpychając.
                - Chciałbyś – burknęłam, nagle tracąc pewność siebie. – A tak w ogóle, to jak się czujesz?
                Zapanowała cisza, a blondyn zapatrzył się w jakiś punkt na niebie. Wyglądał na niezwykle skupionego – niewiarygodne jak szybko zmieniał mu się humor.
                - W porządku, jestem tylko trochę wyczerpany – pokiwałam głową. – Wiesz, gdy cię zobaczyłem myślałem, że mam zwidy. No bo co miałabyś tutaj robić? W jednej chwili siedzimy razem na łące, a niedługo później ratujesz mi życie. Dziwny zbieg okoliczności?
                Przysiadłam na parapecie, czując jak ogarnia mnie zmęczenie.
                - Możliwe – odparłam tylko, znów zapatrując się w niebo.
                Nie mam pojęcia ile siedzieliśmy w kuchni na zmianę milcząc, dogryzając sobie, rozmyślając na dziwne tematy. Pytania kołatały mi się w głowie próbując uzyskać odpowiedź. Ile członkowie Akatsuki mieli twarzy? Jaka była ich przeszłość? Gdzie zmierzali?
                A gdzieś w środku moich rozmyślań uświadomiłam sobie, że najciężej będzie zrozumieć dokąd zmierzałam ja.
________________________________

Cześć i czołem. Szczerze sama się dziwię, że wyrobiłam się z tym rozdziałem tak szybko. Chyba powinnam się cieszyć. No, mam nadzieję, że się spodobało i że nowy rok zaczyna się pozytywnie. c:
Pozdrawiam i do napisania!

10 komentarzy:

  1. No świetne ;) Jako jedyna chyba dodajesz notki w jakimś normalnych odstępach czasu a nie jak na innych blogach czekać 3 miesiące :) Coraz ciekawiej się robi , nie mogę się doczekać aż zrobisz jakiś wątek Kita/Dei taki bardziej namiętny xD Pozdrawiam i czekam na kolejny :)

    ~Tamara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, bo w sumie wiem jakie to denerwujące gdy ktoś nie dodaje rozdziałów przez tak długi czas. Koszmar :o
      Dziękuję i również pozdrawiam! :3

      Usuń
  2. buuu nie jestem pierwsza? ;c
    W każdym razie jestem pod wrażeniem tego, jak szybko dodałaś notkę :D
    Przecież, że Dei i Kita, nie? Są razem tacy uroczy, a nawet jeszcze nie zdążyli zacząć na dobre kręcić.. Wybacz teraz pewnie za każdym razem będę ci o tym marudzić, bo uwielbiam romanse <3 a takie między mordercami/psycholami to już wgl
    'Jak nie będziesz brać tego cholerstwa, to oni przybędą tut-' no myślę, że osiągnęłaś zamierzony efekt, bo teraz cholernie rozkminiam o co może chodzić.. Kita powiedziała, że widuje ich przeważnie w snach, czyli ten cały Zły jednak serrio istnieje? Albo chodzi o kogoś zupełnie innego.. hm hm hm
    No i ogólnie świetny miałaś pomysł z całym tym klanem Naito i jego przypadłościami. Itachi coś nam się rozgadał :D czego może chcieć od Kity? Co to byli za kolesie którzy ich zaatakowali? Kto był w domu Kity? A Kita szuka osób, które wymordowały jej klan? Boże mogłabym tak pytać i pytać, no weź zdradź w końcu jakiś sekret xD
    Jeszcze podobał mi się wątek z pomalowanymi paznokciami Akatsuki. To twój pomysł, czy faktycznie jutsu Paina tak działa? Jeśli nie to.. gratulacje - całkiem błyskotliwe.

    Pozdrawiam, buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dobrze Cię rozumiem, bo też uwielbiam romanse w takim psychopatycznym świecie :D No, ale poczekamy zobaczymy...
      Och, uwielbiam jak się tak dopytujesz i zastanawiasz... więcej tajemnic specjalnie dla Anayanny ;3
      Tak naprawdę przeczytałam w jakimś opowiadaniu podobny wątek o tych paznokciach, tyle że to było chyba jakiś uboczny skutek po zakazanych technikach...? W sumie to już nie pamiętam, a jakoś musiałam wyjaśnić tą dziwną sprawę, bo zawsze mnie tak interesowała :D
      Pozdrawiam ciepło :*

      Usuń
  3. Hej, cieszę się, że rozdział pojawił się tak szybko. Czytałam go już wczoraj wieczorem, jak tylko zobaczyłam, że jest coś nowego, a teraz boję się, że zapomnę powiedzieć to wszystko, o czym wczoraj myślałam, czytając.
    Przede wszystkim muszę Ci powiedzieć, że od pierwszego rozdziału Twój styl bardzo się poprawił! Cieszy mnie to, bo potrafisz pięknie opisać ten klimat tajemniczości i dystansu, który towarzyszy wydarzeniom.
    A jeśli zaś chodzi o te wydarzenia... przede wszystkim muszę powiedzieć jeszcze raz, że uwielbiam to, jak kreujesz swoje postacie! Lider jest tak bardzo liderowy, że aż miło się czyta. Nie jest jak jakieś rozmiękłe kluchy. I Kisame - uwielbiam! Rimo wydaje się coraz bardziej intrygujący i bardzo chcę się dowiedzieć coś o jego przeszłości, szczególnie tej mającej związek z Akatsuki i Kisame. Nie pali się do opowiedzenia o tym Kicie, a to każe mi przypuszczać, że nie powinna o tym wiedzieć. Mam nadzieję, że to nie doprowadzi do rozłamu ich specyficznej więzi. Zastanawiam się też, o co chodzi z tabletkami i ze Złym. Niezwykle opisałaś moment walki i pomoc Itachiego. Cieszę się, że Kita nie okazała się jakąś super-ninja, która byłaby lepsza od wszystkich członków Brzasku razem wziętych, ale jest po prostu zwykłym medycznym ninja, który potrafi się bronić. Chociaż czuję, że pokaże jeszcze pazurki! Intryguje mnie Itachi i jego propozycja - czego też może chcieć od Kity? I chyba ostatnie, co chciałam powiedzieć to to, że cholernie podoba mi się relacja między Kitą, a Deidarą. Jak wiesz, jest jednym z tych członków Aka, których uwielbiam, dlatego mam nadzieję, że wyjdzie z tego coś więcej. A teraz... aż ciepło się robi na sercu, kiedy się czyta, chociaż dopiero się poznają!
    Pozdrawiam cieplutko, Mukudori.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że piszesz o poprawie mojego stylu. To dla mnie wielki komplement i bardzo motywuje do dalszego pisania.
      Nie chciałam robić z Kity jakiejś strasznie uzdolnionej wojowniczki - w końcu jest młoda, od dziecka była sama, a i tak ma już sporo mocy jako medyk. Niestety nie mogę nic więcej powiedzieć, ale wszystko się wyjaśni c: (tylko kiedy...)
      Deidara kojarzy mi się z taką beztroską, a ktoś taki zdecydowanie przyda się Kicie. No ale zobaczymy, zobaczymy... Jak na razie cieszę, że ich relacje są tak pozytywnie odbierane c:
      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam! ;*

      Usuń
  4. Jeeest:D Na szczęście długo nie musiałam czekać na rozdział u ciebie bo szczerze powiedziawszy dzień w dzień sprawdzałam czy coś się nie pojawiło.
    Tak mi się spodobała jej rozmowa z Itachim, że czytałam ją chyba pięć razy, do tego ten jego niewiadomo czy śmiech na końcu, no po prostu wymiękłam. Niesamowicie podoba mi się charakter postaci u ciebie zresztą z tego co widzę nie tylko mi. Czekam na ciąg dalszy jak zwykle z niecierpliwością.
    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam w wolnej chwili na mojego nowego bloga również o tej tematyce, link zostawię w spamowniku.
    Bones

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje mi nic innego tylko się cieszyć, że tak Ci się spodobało. Teraz będę musiała niczego nie zawalić c:
      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję!

      Usuń
  5. Uch, Lider się martwi o swojeg medyka :3 i słusznie, ja bym chyba jednak jej w ogóle nie wypuściła z siedziby… chociaż, moim zdaniem grupka Kisame & Itachi to najsilniejszy duet w organizacji, więc w takiej asyście… ach, nie jestem Liderem, po co ja się nad tym głowie xD sztylecik podobny do Samehady, jak miło :3 takie mieczyki jednak wzbudzają tonę respectu xD Konan nadal w swojej śpiączce, ale może sobie spać, bo Pain jest tak słodko o nią zatroskany ^^
    Hmm, co miał na myśli Rimo? Czyżby te senne koszmary Kity, znaczy postaci z nich, wychodzily do świata rzeczywistego? Hm, hm, hm – tutaj jest mowa o tabletkach, a Itachi później wspomniał o jakichś technikach słownych czy czymś, ciekawe, wymiana informacji będzie dla niej korzystna tak sądzę ;)
    W całej organizacji nikt chyba nie przepada zbytnio za Rimo xD ale ciekawi mnie co te kocisko łączyło z Hoshigakim :P nawet intrygujące były te zgryźliwe rozpoczęcia Kisame xD w ogóle cała jego postać tak fajna się tu wydaję, pomimo jego makabrycznych upodobań, no, ale każdy jakieś ma xD samo to, że złamał ten zakaz lidera i pozwolił Kicie samej wejść i poszukać tego sztyleciku ^^ no, ale ktoś u niej w domku szperał, och szykujesz tu niezły wątek, ile rzeczy mnie ciekawi po jednym rozdziale :P
    Ohohoho, jaka akcja, Kisame z tą groźbą mnie zniszczył, no ale tak to jest jak ma się nad sobą szefa xD w ogóle onie jest typem człowieka, który jak poda palec będzie można choćby pomyśleć o przejęciu całej ręki :P nie, nie, zdecydowanie nie, dlatego imponuje mi jak go tutaj trzymiesz w kwestii osobowości i w ogóle strasznie dużo jego osoby w tym blogu, jak mniemam on ma bardzo duży wpływ na te historie ;D a i scena walki była boska, fajnie je opisujesz ;D jesteś jedną z osób, przy opisach walkach, których nie trace kontaktu z tekstem xD
    Tak sądziłam, że Kita da plamę w walce i z opresji wyratuje ją nie kto inny, jak Itachi :P w ogóle, że mu tak zależy na wyleczeniu tych oczu, znaczy dobra, powinno i w ogóle, ale… on mi się wydaję taką osobą pt mam wyjebane xD no ale okej, cieszę się, że wymieni się informacjami i w ogóle przysługa za przysługę :D
    Deidara i Kita, ja pierniczę, jakie to było słodkie ;D a on jeszcze jej takie teksty posuwał xD jak z tą kosmetyczką, lol xD Kisame maluje, no szok xD albo to wyznanie z zrobieniem wrażenia *___* ach, ach, ach jak uroczo xD artysta się zakochał, no i nie w jakiejś tam pierwszej lepszej xD i ta mu z tą trucizną tak wystraszyła… ale co, poszedł by sobie do Danny i by mu pomógł, dopracowałby swoje umiejętności odtrutek :P
    Tyle ode mnie, spróbuje jeszcze następną przeczytać o skomentować teraz xD
    No to życzę weny ;* Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, Pain chyba najchętniej zamknąłby Kitę w klatce i po problemie. No ale jak układ to układ. Sztylecik dwa razy mniejszy od Samehady, ale to taki szczegół XD
      Wszyscy taki sprytni w Akatsuki, jak informacje to tylko wymiana i koniec. A Kisame mi się właśnie kojarzy z takim buntownikiem, co tak naprawdę knuje coś za plecami Lidera i nie do końca zgadza się na to co się dzieje w Brzasku.
      A Itachi jak chce mieć wyleczone oczy to musi przez chwilę grać jakiegoś dżentelmena czy coś. W końcu Kita nie rzuci się mu w ramiona ciesząc się, że może uzdrowić Uchihę, nie? :D
      Haha, Danna zapewne miałby go w dupie, w najlepszym wypadku przerobiłby jego ciało na laleczkę. Uroczo ;3
      Dziękuję i również pozdrawiam c:

      Usuń