Rozdział 9
Odporność
Kojący
dźwięk tarcia stalówki pióra o papier był jedynym odgłosem w przyciemnionym
gabinecie Lidera. Z niewyjaśnionego powodu tym razem pomieszczenie wydało mi
się mniejsze. Uważnie przyjrzałam się ciemnym ścianom, zakurzonej biblioteczce
za którą znajdował się korytarz, niskiemu sufitowi. Wchłaniałam każdy
najmniejszy szczegół, aż mój wzrok natrafił na rozbawione spojrzenie Kisame. Stał
tuż obok, niedbale opierając się o swój miecz.
Jak
to możliwe, że był tak wyluzowany nawet przy Painie? Musieli znać się bardzo
długo. Czyżby Kisame był jednym z pierwszych członków Akatsuki? W sumie
wszystko by pasowało. To o nim tak naprawdę najwięcej słyszałam, poza tym był
jednym z Siedmiu Szermierzy Ninja Mgły. Kto nie chciałby w swoich szeregach tak
potężnego wojownika.
-
Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o broni, która jest ci tak koniecznie
potrzebna – Lider nawet nie oderwał wzroku od dokumentów, które tak zawzięcie
podpisywał.
Westchnęłam
cicho, nerwowo splatając palce.
- To
sztylet, który w naszym klanie jest, a raczej był, przekazywany z pokolenia na
pokolenie. To tak naprawdę coś bardzo podobnego do miecza Kisame – tak samo jak
Samehada nie opuszcza swojego posiadacza, mój sztylet zaatakuje każdego kto nie
jest mną – skupiłam się na wzorach, które tworzył czarny atrament. – Dzięki
temu mogłabym się lepiej bronić gdyby zaszła taka potrzeba.
Zapadło
ciężkie milczenie, a ja czułam, że Lider się waha. O co chodziło?
-
Czy opuszczenie przez ciebie siedziby będzie miało jakikolwiek wpływ na twoje
zadanie? – wreszcie podniósł wzrok, skupiając się teraz tylko i wyłącznie na
mnie.
Już
otwierałam usta, ale tym razem Kisame mnie uprzedził.
- To
prosta misja, więc powinniśmy wrócić następnego wieczoru. Kicie nie spadnie
włos z głowy.
Lider
rzucił mu lodowate spojrzenie.
-
Nie lekceważ żadnej misji – pierwszy raz słyszałam, żeby podniósł głos. –
Powinieneś doskonale zdawać sobie sprawę, że w najprostszych misjach zdarzają
się najkrwawsze niespodzianki.
Kisame
spuścił wzrok jak zbity szczeniaczek, ale w głosie Paina zabrzmiała nuta
tłumionego smutku. W życiu każdego z nas musiało zdarzyć się coś, co
pokierowało nas na taką, a nie inną drogę. Lidera także. Ale co takiego mogło
się stać, że ten człowiek postanowił stworzyć tak potężną i niebezpieczną
organizację?
- A
więc? – znów skupił się na mnie.
-
Przygotuję specjalny napar, który tymczasowo zatrzyma leczenie. Nie będzie
miało to żadnego wpływu, po prostu pomoże jej przeczekać do czasu, aż wrócę.
Pain
powrócił do starannego wypełniania kart zupełnie tak, jakby nasza rozmowa nigdy
nie miała miejsca. Minęła dłuższa chwila nim uzyskaliśmy odpowiedź.
-
Dobrze. Możesz wyruszyć, tylko nie ważcie mi się spóźnić – kątem oka zerknął na
Kisame. – Nie spuszczaj jej z oka.
Hoshigaki
zaprezentował swoje białe ząbki.
-
Ani na sekundę, Liderze.
***
- Sztylet jest ci aż tak bardzo potrzebny, że
decydujesz się na samobójczą misję? – fuknął złośliwie Rimo, przy okazji
obrywając lecącą w niego koszulką.
- Jaką znowu samobójczą misję? – z rozbawieniem
przypatrywałam się jak kot próbuje zrzucić z siebie brudny materiał. – Gdyby
Kisame i Itachi mnie tknęli, Lider z pewnością zatroszczyłby się o ich bolesną
śmierć. W końcu jestem jedyną, która w tym momencie może pomóc Konan. Poza tym
ostatnio Kisame ocalił mi tyłek, a Itachi nie wydaje się jakoś specjalnie
przejęty moją obecnością.
Dopakowałam do plecaka ostatnie ciuchy i trochę broni
tylko po to, aby jeszcze bardziej męczyć się z zapinaniem. Może poproszę Paina
o zakup nowej torby?
- Byłaś już u Konan?
- Tak. Nanase myślała, że opuszczam siedzibę na dobre
i prawie się popłakała – wsypałam do bocznej kieszeni parę shurikenów. – Ciekawe
skąd Lider ją wytrzasnął.
- Szczerze mówiąc nie bardzo mnie to obchodzi… Kita,
tabletki – Rimo rzucił w moją stronę małą buteleczkę. Przyjrzałam się uważnie
pigułkom, których zdecydowanie zaczęło ubywać. – Kończą się, prawda? Skąd
weźmiesz kolejne dawki?
Machnęłam lekceważąco ręką, od niechcenia wrzucając
lekarstwa do plecaka. Już niemal o nich zapomniałam.
- Nie będzie kolejnych dawek.
Kot podszedł bliżej, a ja zauważyłam nową ranę
ciągnącą się wzdłuż przekłutego ucha. Czyżby wymsknął się na zewnątrz?
- Zwariowałaś – stwierdził sucho. – Jak nie będziesz
brać tego cholerstwa, to oni przybędą tut-
- Wiem co robię – przerwałam ostro, zarzucając na
siebie granatowy płaszcz. – Muszę to odrzucić, inaczej będę zaawansowaną
ćpunką, co jest równoznaczne z tym, że moja czakra ucierpi i nie będę w stanie
pomóc Konan. Chyba nie muszę ci tłumaczyć jak to się dla nas skończy.
Rimo rzucił pod nosem kilka przekleństw, ale
wiedziałam, że mnie popiera. Dlaczego mieliby przybyć akurat teraz? Nie
widziałam nikogo od dłuższego czasu. Trują mnie tylko głosami i co najwyżej
widzę ich w snach.
Rimo wydał z siebie dziwny dźwięk.
- Chodźmy – mruknął wyraźnie niezadowolony. – A
mogłem schować się w szafie.
***
- I
kiedy krzyknął „powiem wszystko, tylko oszczędź!”, sprawnie odciąłem mu głowę –
Kisame westchnął cicho, a jego wzrok powędrował ku niebu. – Ach, te
wspomnienia…
Idący
tuż obok mnie Rimo prychnął.
-
Rzeczywiście masz co wspominać. Tyle pięknych chwil.
Mężczyzna
zmrużył swoje drobne oczy.
-
Masz rację, futrzaku… Nasze wspólne momenty są ważniejsze. Może opowiemy jakąś
małą historię, co Rimo?
-
Wal się, Hoshigaki.
Piąta
„rozmowa” Kisame i Rimo zakończyła się zwycięstwem niebieskiego. Kot najwyraźniej
nie był skłonny do ujawniana przede mną tego tajemniczego życia, które od
zawsze tak cholernie mnie irytowało. Rezygnując z jakichkolwiek komentarzy
zerknęłam w lewą stronę.
Jedynym
widokiem były ciągnące się w nieskończoność drzewa. Nie miałam pojęcia, że las
na obrzeżach Kirigakure był taki ogromny. Dzięki Itachiemu, który ku mojemu
zdziwieniu prowadził, dotarliśmy do znajomej polany na której to pierwszy raz
spotkałam Akatsuki.
-
Prowadź do swojego królestwa, księżniczko – Kisame przetarł mokre od potu
czoło.
Jak
na Mgłę było zdecydowanie za ciepło. Słońce prażyło od samego początku wyjścia
z siedziby, ale znając tą wioskę za dwie sekundy mogła zaskoczyć nas ulewa. Z
lekkim ociąganiem wyprzedziłam Uchihę, nerwowo odpychając znajome gałęzie. Chociaż
nas stary dom był idealnie zamaskowany przez zarośla, przedostanie się do innej
części lasu było mordęgą.
Rimo
co chwilę wpadał do zagłębień w lepkiej ziemi, a zaledwie sekundę później
przeklinał na śmiejącego się z niego Kisame. Zerkałam na Itachiego w
poszukiwaniu jakichkolwiek oznak irytacji, ale jego wyraz twarzy był pusty jak
zawsze. Może po prostu przyzwyczaił się do zachowania swojego partnera.
Wszystko
wyglądało jak dawniej. Ba, nawet nie miało prawa się zmienić, bo opuściliśmy to
miejsce zaledwie kilka dni temu. Czy minął już tydzień?
- No
już. Wchodź tam, bierz co potrzebujesz i wracaj.
Zerknęłam
na Kisame, który z niesmakiem obserwował walącą się chatkę. Cóż, najwidoczniej
członkowie Brzasku byli przyzwyczajeni do wyższych standardów. Jeżeli można tak
nazwać mieszkanie w tajemnej siedzibie pod ziemią.
-
Ale Lider powiedział-
-
Wiem co powiedział – Hoshigaki rzucił mi znaczące spojrzenie. Po krótkiej
chwili skinęłam głową.
„Próbuję dać ci trochę prywatności,
księżniczko. Masz trzy minuty”.
- Dzięki – mruknęłam i
ciągnąc za sobą podejrzliwego Rimo, weszłam do środka.
Pierwsze
co rzuciło mi się w oczy to stłuczona szyba, której dziwnym trafem wcześniej
nie zauważyłam. Posłałam Rimo pytające spojrzenie, na co kot wyraźnie się
zmieszał i bez słowa ruszył w stronę sypialni. Westchnęłam ciężko, czując jak
napięcie powoli opuszcza moje ciało. Ten stary, rozpadający się dom dawał mi
więcej poczucia bezpieczeństwa niż starannie ukryte korytarze Akatsuki.
W
sypialni unosił się dziwny zapach metalu. Najwyraźniej Rimo też to wyczuł, bo
kiedy przekroczyłam próg już węszył po zakamarkach. Nienawidził kiedy o tym
wspominałam, ale miał wilczy węch. Jakkolwiek to brzmiało.
-
Myślisz, że ktoś tutaj był? – uważnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, które
wyglądało całkowicie normalnie.
-
Nie jestem pewien. Wyczuwam jakieś niewyraźnie zapachy, ale mogło to być jakieś
zwierzę. Chyba, że ktoś nie był na tyle głupi i próbował pozbyć się dowodów.
Podeszłam
do skrzypiącej półki i zaczęłam gorączkowo w niej grzebać. Kot był tuż obok
mnie.
-
Sztylet na miejscu – zauważyłam cicho, wyciągając srebrne ostrze.
Przejechałam
palcem po głowni noża, czując znajome kształty. Wyryte na ostrzu słowa
wyglądały całkiem znajomo – pewnej nocy, w przebłyskach wspomnień widziałam
matkę, której delikatny głos wymawiał nieznajome mi wyrazy bezbłędnie. Tak to
przynajmniej brzmiało.
Pewnie
zacisnęłam palce na rękojeści, kilka razy się zamachując. Trzymanie przy sobie
odpowiedniej broni przyniosło mi ulgę, której nawet się nie spodziewałam.
-
Chcesz coś jeszcze wziąć?
Spojrzałam
w przygasłe oczy kota, który najwyraźniej nie chciał opuszczać tego miejsca.
Rozejrzałam się po raz ostatni tylko po to by uświadomić sobie, że
prawdopodobnie nigdy już tu nie wrócę.
-
Nie – schowałam nóż za pasek. – Chodź, czekają na nas.
***
Kiedy
odzyskałam swoją własność Kisame wyjaśnił, że od tego momentu zaczyna się ich
misja i dla własnego dobra mam się nie wtrącać. Wiedziałam, że kiedy Hoshigaki
wpadał w szał nic nie było w stanie go zatrzymać, a jakoś nie byłam skłonna do
oddania głowy.
Po
południu dotarliśmy do małej wioski. Ludzie krzątali się po ulicach zupełnie
nieświadomi naszej obecności. Nie mam pojęcia jak, ale Itachi rzucił na
wszystkich mieszkańców jakieś genjutsu, które zdecydowanie ułatwiło nam
zadanie. Uchiha naprawdę był geniuszem.
Naszym
celem, a raczej celem Kisame i Itachiego, okazała się mała chatka w północnej
części wioski. Było tam niewyobrażalnie cicho, a okolica wydała mi się
zaniedbana. Rosnące przed drzwiami chwasty, mech w okolicach okien, a nawet
olbrzymia dziura w dachu świadczyły o tym, że mieszkaniec najwyraźniej nie
ruszał tyłka z domu, lub przebywał poza nim tak często, że nie robiło mu to
żadnej różnicy.
Kisame
chwycił mnie za ramię i bez trudu pociągnął w stronę pobliskiej ławki.
-
Poczekaj tutaj grzecznie – rzucił jak troskliwy ojciec do dziecka, a ja
spojrzałam na niego jak na idiotę. – Naprawdę, nie chcesz uciekać. Zwłaszcza,
że ostatnio zaniedbałem Samehadę…
-
Kisame – odezwał się Itachi. – Nie marnujmy czasu.
Hoshigaki
uśmiechnął się przerażająco, a gdy zniknęli za drzwiami domu rozległ się
mrożący krew w żyłach krzyk. Zerknęłam na Rimo, który wpatrując się w stojące
po drugiej stronie ławki donice, najwyraźniej udawał że niczego nie słyszy.
To
było najdłuższe piętnaście minut mojego życia. Mogłabym przysiąc, że w pewnym
momencie usłyszałam dźwięk łamanych kości.
-
Robota skończona – odetchnął Kisame, trzymając w zakrwawionej dłoni jakiś zwój.
Zerknęłam
niepewnie na ślady krwi ciągnące w wzdłuż ich płaszczy i dłoni.
- Krew
jest wasza…? – chyba nie chciałam znać odpowiedzi.
-
Nie – odpowiedział Itachi i nie uraczając mnie najkrótszym spojrzeniem, zaczął
schodzić w dół wzgórza.
Arogancki dupek, przeszło mi przez myśl.
-
Rusz się, księżniczko. Czeka nas długa droga.
Razem
z Kisame i Rimo zaczęliśmy podążać na Uchihą. Co chwilę zerkałam na dosyć
pokaźny zwój. Widocznie nie robiłam tego aż tak niepostrzeżenie, skoro
Hoshigaki wybuchnął głośnym śmiechem.
-
Jeśli jesteś ciekawa, po prostu zapytaj – posłał mi rozbawione spojrzenie. Ze
złości wydęłam policzki.
-
Nie bądź taki pewny siebie – fuknęłam, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. –
No więc… co to?
-
Jutsu potrzebne Liderowi – odparł beztrosko.
-
Zakazane? – Rimo strzepał z ogona resztki kurzu.
Kisame
przewrócił teatralnie oczami, kilka razy podrzucając zwój w dłoni.
-
Myślisz, że słowo „zakazane” jest dla Akatsuki jakąkolwiek nowością?
Racja.
W końcu każdy z nich był poszukiwanym ninja.
-
Powinniście coś o tym wiedzieć – odparował jakby od niechcenia. – W końcu sami
jesteście w książce Bingo.
Świst.
W
ostatniej sekundzie złapałam kunai, którego koniec znajdował się centymetr od
mojego oka. Odwróciliśmy się w tył, uważnie lustrując okolicę. Chwilę później
Kisame odbił trzy shurikeny.
-
Itachi – nie słysząc żadnej odpowiedzi od partnera, Hoshigaki odwrócił się w
poszukiwaniu Uchihy.
Dostrzegłam
go dwie sekundy później. Walczył z trzema przeciwnikami w maskach, którzy
najwyraźniej nie stanowili dla niego żadnego problemu. Ich bolesne jęki
ucichły, kiedy bezwładne ciała znalazły się w pobliskim stawie. Trzeci wojownik
stanął w ogniu, szaleńczo wymachując rękami jakby mógł się jakoś uratować.
Itachi wracał do nas w akompaniamencie upiornych wrzasków bólu.
Zauważyłam
jeszcze czterech ninja. Wyskoczyli z krzaków i stając obok siebie, uważnie
czekali na nasz ruch. Byli ubrani podobnie do członków ANBU, ale wyróżniały ich
ciemnoniebieskie peleryny. Kiedy jeden ruszył na Kisame, ten bez problemu
odciął mu głowę.
-
Tropiciele? – szepnął Rimo, ruchem głowy wskazując na sześciu następnych.
-
Nie sądzę – odparłam sztywno, wyciągając sztylet. – Żaden z tropicieli nigdy
nie nosił peleryn.
Wysoki
ninja ruszył w moją stronę. Robiąc trzy kroki w tył zamachnęłam się nożem, ale
miał szybki refleks – odbił się od wystającego korzenia drzewa, lądując tuż za
mną. Warknęłam cicho, zablokowując jego silny cios. Kątem oka dostrzegłam, jak
Rimo przegryza się przez nogę kolejnego mężczyzny.
Zaalarmowany
atakiem zwierzęcia wrzasnął głośno, na co zwrócił uwagę mój przeciwnik. Błąd.
Wykorzystując jego
rozdrażnienie z całych sił kopnęłam go w udo. Zatoczył się do tyłu bardziej z
zaskoczenia niż z bólu, a chwilę potem zastygł w bezruchu, czując zimną stal
przeszywającą jego klatkę piersiową. Mocnym szarpnięciem wyjęłam szkarłatny
sztylet, akurat kiedy następny wróg pojawił się jakiś metr za mną.
Fundując
mi bolesny kopniak w brzuch, tym samym posłał mnie na mocne spotkanie z
drzewem. Syknęłam cicho, w ostatnim momencie przesuwając głowę w bok. Katana
wbiła się niebezpiecznie blisko mojej skroni. Z walącym sercem zatopiłam nóż w
jego brzuchu, a z jego gardła wydobył się bulgoczący dźwięk. Przetoczył się
ciężko w bok, upadając na zakrwawioną trawę. W tym samym momencie Samehada
rozdarła ciała trzech ninja z dźwiękiem tak paskudnym, że aż się skrzywiłam.
Z
trudem podniosłam się na równe nogi, ale mocne pulsowanie i ból w głowie
uświadomiły mi, jak mocno się uderzyłam. Wdech
i wydech.
- Na trzeciej! – głos Rimo
boleśnie obijał się o moją czaszkę, ale na szczęście w ostatnim momencie
rozcięłam gardło przeciwnika.
Rana
była tak głęboka, że wyglądała jak krwawy uśmiech. Migotanie.
- Co
do-
Mężczyzna
rozpłynął się w powietrzu, a ja z walącym sercem zrozumiałam jak łatwo dałam
się pokonać. Cholerny klon!
Kolejny
kopniak w plecy posłał mnie w najbliższe krzaki. Ostre kolce poharatały
pieczącą skórę. Wyplułam z ust ślinę zmieszaną z krwią.
Widziałam,
że ich przybywało. Zupełnie jakby z każdym poległym rodził się następny. Nie
byli utalentowanymi ninja – można by rzecz, że z technikami jakimi dysponowali zatrzymali
się na poziomie genina, ale wynagradzała to szybkość. Refleks.
Spostrzegawczość.
Zauważyłam
tylko cień, nikły błysk a następny był przy mnie. Nie zdążyłam nawet osłonić
się rękami, kiedy rzucił mną jak szmacianą lalką kolejne sześć metrów w tył.
Obraz
zaczął się rozmazywać… Było ich dwóch? Wycharkałam coś niezrozumiałego, widząc
jak niewyraźne cienie podchodzą coraz bliżej. Wstrząs mózgu gwarantowany.
Ninja
gwałtownie szarpnął mnie w górę, a moje nerwowe próby uwolnienia się spełzły na
niczym. Zimna myśl przeniknęła przez mój umysł, przecinając go niczym miecz. Udusi mnie? Widocznie tak zamierzał,
kiedy poczułam zimne dłonie na szyi. Przypominały mi macki Złego.
Uścisk zaczął słabnąć, a
chwilę później wpadłam w silne ramiona. Zaskoczona podniosłam wzrok,
napotykając intensywne spojrzenie krwistych oczu. Zacisnęłam mocno pięści na
płaszczu Itachiego czując powracające zawroty głowy. Pięknie.
Nie
byłam do końca świadoma, ale wydawało się, że wokół leży w trzydziestu
poległych ninja. Z każdą kolejną sekundą czułam się coraz gorzej. Mrugałam
oczami siłując się z bólem, ale wszystko – świst wiatru, irytujące świergotanie
ptaków i nienaturalnie podniesione głosy Kisame i Rimo – działało na moją
niekorzyść. W końcu nie mogłam złapać oddechu, a ostatnie co zapamiętałam to
żółte ślepia Rimo i silny uścisk ciągnący mnie do góry.
***
Ciepło.
Pierwsze
co poczułam po przebudzeniu to przyjemne uczucie ciepła, które skutecznie
rozgrzewało moją przemarzniętą skórę. Nie miałam najmniejszej ochoty otwierać
oczu; moja głowa wciąż bolała, ale przynajmniej ustało wykańczające pulsowanie
i zawroty. Westchnęłam cicho, dotykając czegoś obok mnie co jak się okazało,
było futrem.
Powoli
otworzyłam oczy. Rimo spał zwinięty w kulkę, wtulony w mój bok. Panowała ciemność,
a jedynym źródłem światła było palące się ognisko. Ciemnopomarańczowy ogień
układał się w różne kształty, co chwilę zmieniając kierunek płomieni atakowany
przez wiatr. To charakterystyczne syczenie od zawsze koiło moje stargane nerwy.
Przymknęłam na chwilę oczy, rozkoszując się błogą ciszą. Gdy znów je
otworzyłam, naprzeciwko mnie siedział Itachi.
-
Widzę, że się obudziłaś – zauważył obojętnie. Podpierając się na łokciach,
nieśpiesznie usiadłam.
-
Gdzie Kisame? – sama nie miałam pojęcia dlaczego, ale świadomość posiadania
obok siebie tego olbrzyma nieco mnie uspokajała.
Itachi
skinął głową na drzewo nieopodal. Hoshigaki spał na plecach, a jego płaszcz
wisiał na jednej z gałęzi pokaźnego drzewa. Najwyraźniej zimno nie stanowiło
dla niebieskiego żadnego problemu. Opierając się o szorstką korę drzewa, z
przyzwyczajenia zaczęłam drapać kota za uchem. Rimo miauknął cicho.
-
Dziękuję – szepnęłam, spoglądając na Uchihę. – Za pomoc.
Jak
zwykle pozostał niewzruszony. Przypatrywał mi się dziwnym wzrokiem, a ja nagle
poczułam się pełna energii i chętna do dalszej podróży. Byle tylko nie musieć
rozmawiać i jak najszybciej znaleźć się w siedzibie.
-
Dlaczego się nie uleczysz? – przechylił głowę w bok, jakby czekając na moją
reakcję.
Instynktownie
dotknęłam swojej twarzy. Delikatnie przesunęłam palcami po lewym policzku,
czując wąską wypukłość. No tak, to przez te cholerne kolce.
Westchnęłam
ciężko, opuszczając rękę. Rana powinna się zagoić, ale blizna na pewno
zostanie. Zauważyłam, że Itachi wciąż czeka na odpowiedź.
- Nie
mogę. Chakra naszego klanu nie jest typową chakrą medyków. Jedną z różnic jest
to, że nie można się samemu uzdrawiać. Przykry skutek uboczny należenia do
mojego klanu.
-
Tak samo jak halucynacje, koszmary i psychoza?
Wyraz
mojej twarzy pozostał tak samo beznamiętny jak od początku naszej rozmowy, ale
w środku cała się spięłam. Jego słowa powoli rozchodziły się w mojej głowie,
uporczywie informując, że on wie.
- Nie bardzo rozumiem –
nieświadomie zacisnęłam dłoń na futrze Rimo.
Znów
miałam wrażenie, że zaraz się uśmiechnie. Uśmiechnie się z kpiną.
- Widzisz,
dawno temu, jeszcze przed wybiciem twojego klanu słyszałem o was, a nawet
spotkałem jednego Naitę. Nie mam pojęcia skąd wziął się w Liściu, ale
najwidoczniej był dobrym znajomym, lub wartościowym sprzymierzeńcem, bo mój
ojciec zgodził się żeby u nas przenocował. W nocy usłyszałem krzyk, więc
pobiegłem do kuchni i kogo tam zastałem? Członka twojej rodziny przyciskającego
nóż do gardła mojej matki – nawet wspomnienie jego rodzicielki nie wywołało u
niego żadnych emocji. Godne podziwu. –
Kilka sekund później przybiegł mój ojciec i wymawiając jakieś dziwne słowa,
wybudził mężczyznę z transu. Wyglądał na tak zmieszanego, jakby podczas tego
całego przedstawienia był tylko marionetką w rękach mistrza. Moja matka była
przerażona, ojciec nie bardzo. Zachowywał się jakby ta cała sytuacja nigdy nie
miała miejsca. Później dowiedziałem się, że ta przypadłość towarzyszy – zamilkł
na krótką chwilę, głęboko się nad czymś zastanawiając. – Może raczej powinienem
powiedzieć towarzyszyła. A więc towarzyszyła wam od samego początku przez tą
waszą dziwną chakrę. Liczne zbrodnie popełnione przez wasz klan nie były do
końca waszą sprawką. Czyż nie mam racji?
Rimo
wydał z siebie stłumiony pisk bólu, kiedy moje palce zaczęły wbijać się w jego
skórę. Przepraszająco pogłaskałam brzuch kota. Plotki o geniuszu klanu Uchiha
okazały się prawdą.
-
Czego ode mnie chcesz? – mój głos mógłby z łatwością przeciąć czyiś umysł.
-
Przysługi za przysługę – odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista
rzecz na świecie.
Jego
sharingan zalśnił w mroku, jednocześnie przysłaniając całą posturę tego
człowieka. Nawet jeżeli ktoś byłby trzymetrowym, obrzydliwym i groźnym bandytą,
te oczy budziłyby we mnie większy strach. Ból fizyczny jest niczym w porównaniu
z bólem emocjonalnym, który z szybkością mrugnięcia mogła zafundować właśnie ta
technika.
-
Nie odpuścisz – stwierdziłam cicho.
-
Wiem, że kogoś szukasz. Szukasz osoby, może osób, które są odpowiedzialne za
cały ten bałagan. Pozwól więc że ci pomogę. Zrobię wszystko co w mojej mocy,
jeśli ty uczynisz to samo.
Prychnęłam
głośno, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.
- W
jaki sposób ty możesz pomóc mnie? Co ty możesz wiedzieć?
W
tym momencie usta Itachiego rozciągnęły się w małym, niemal niezauważalnym
uśmiechu.
-
Mogę ci zagwarantować, że informacje które posiadam znacznie ułatwią ci
zadanie. A więc jak będzie? Umowa stoi?
Przeczesałam
palcami wilgotną trawę, wpatrując się w podróżujący po niebie księżyc.
-
Jeśli blefujesz upewnię się, że zostaniesz ślepy do końca życia.
Itachi
wydał z siebie dźwięk podobny do tłumionego śmiechu.
-
Nie wątpię.
***
Do
organizacji dotarliśmy późnym popołudniem. Zatrzymał nas jeszcze jeden
pojedynek, tym razem między Kisame i jakimś idiotycznym ninja, który stwierdził
że zabije członków Akatsuki. Głupiec. Kisame jednym ruchem pozbawił mężczyznę
głowy, a potem odszedł jakby nigdy nic. Oczywiście musiał przejść po martwym
shinobi przy okazji rozdeptując mu twarz.
Kolejny
obrzydliwy widok, który będę pamiętać aż do śmierci.
W
organizacji panowała cisza. Popijając sake przy oknie w kuchni zastanawiałam
się co dalej. Co jeśli ukończę leczenie Konan? Lider mnie zabije, wyrzuci czy
zostawi w Akatsuki? Uświadomienie sobie, że powinnam lepiej przemyśleć tą
decyzję sprowadziło mnie do czarnej rozpaczy. Nienawidziłam tych cholernych
wahań nastroju.
Spoglądając
na tysiące migoczących gwiazd wzięłam kolejny łyk kojącego alkoholu.
-
Wiesz, zaczynam naprawdę myśleć, że jesteś prawdziwą alkoholiczką – rozbawiony,
ale zmęczony głos momentalnie przywrócił mnie do rzeczywistości.
Odwróciłam
się w stronę drzwi, mocniej zaciskając palce na butelce. Deidara wyglądał
zaskakująco normalnie – schował ręce w kieszeniach czarnych spodni, założył
szarą, nieco za dużą bluzę, a jego włosy opadały na ramiona nieskrępowane żadną
gumką. Posłałam mu zmęczony uśmiech.
- Nie
zapominajmy, że byłeś w tym barze przede mną. Kto wie ile wypiłeś wnioskując po
naszej rozmowie.
Posłał
mi oburzone spojrzenie.
-
Przepraszam, ale to ty wypiłaś całą butelkę sake. Sama.
- Już wiadomo, kto ma lepszą
głowę – uniosłam naczynie w górę, tylko po to aby po chwili znów się napić.
Odwróciłam
się w stronę okna, znów przypatrując się gwiazdom. Czy nagle ich przybyło…?
Deidara
stanął tuż obok. Nie mam pojęcia ile milczeliśmy, pogrążeni we własnych
myślach. W końcu wybudził mnie znienawidzony przeze mnie dźwięk strzelania
kostkami palców. Westchnęłam ciężko, z wyrzutem spoglądając na chłopaka, który
tylko głupio się uśmiechał. Nienawidziłam tego nawyku, który wplątał się także
w moje życie. Pierwsze pytanie zadane Deidarze było najgłupszym pytaniem
świata.
-
Czy wy… macie tutaj jakiś zakład kosmetyczny? – wybełkotałam, wskazując na jego
paznokcie.
Blondyn
zmarszczył brwi, a chwilę potem wybuchnął wesołym, znajomym śmiechem. Ja oczywiście
pozostałam poważna, czekając na ważną odpowiedź.
-
Oczywiście – odparł, wzdychając teatralnie. – W każdy poniedziałek zbieramy się
w salonie, a Kisame otwiera swój zakład. Wiesz, wolałbym zielone, ale niestety
ten kolor jakoś mi nie pasuje…
Uderzyłam
go w ramię, na co on nawet nie drgnął. Jedyne co zrobił to znów się roześmiał.
-
Pytałam poważnie, wiesz? – już chciałam opróżnić butelkę do końca, kiedy
artysta bezczelnie wyrwał mi ją z rąk. – H-hej!
Wzruszył
obojętnie ramionami, wchłaniając resztki alkoholu. Prychnęłam, krzyżując ręce
na wysokości klatki piersiowej.
- A
co jeśli było zatrute? – uniosłam wymownie brwi, na co Deidara zmrużył oczy.
-
Ta. Zatrułaś, a potem sama piłaś. Genialne!
Uniosłam
podbródek, uśmiechając się dumnie.
-
Jestem medykiem, bystrzaku. Potrafiłabym zatrzymać przygotowaną przez siebie truciznę
w każdej chwili.
Chciało
mi się śmiać widząc, jak kolor powoli odchodzi z jego twarzy, a zastępuje go
blada maska. Oparłam dłonie o parapet, kołysząc się w tył i w przód.
-
Nie martw się, nie umrzesz.
Odetchnął
cicho, odsuwając od siebie pustą butelkę. Chwilę później popatrzył na mnie z
tym jego łobuzerskim uśmieszkiem.
-
Kolor paznokci to efekt uboczny jutsu Lidera – obrócił na palcu swój
pierścionek. – Dzięki temu Pain może przekazywać nam informacje, zbierać nas
wszystkich razem gdy jest potrzeba i przeprowadzać rytuały.
Rytuały?
W mojej głowie mimowolnie pojawił się obraz Hidana, pochylającego się nad
krzyczącą kobietą oblaną szkarłatną cieczą. Zadrżałam.
- No
tak. Akatsuki. Chyba powinnam się domyślić, że jesteś z Brzasku – mój ton
zabrzmiał nieco oskarżycielko. Deidara rzucił mi zdziwione spojrzenie.
-
Miałem się przedstawić jako członek ściganej przez cały świat ninja
organizacji? „Cześć, jestem Deidara i w wolnym czasie zabijam na potrzeby
pracy, która jest uważana za nielegalną”? Chyba nie zrobiłbym wrażenia takim
wstępem.
Zmarszczyłam
brwi, nie do końca rozumiejąc znaczenia tych słów.
- A
więc chciałeś zrobić wrażenie?
Wzruszył
ramionami, znów chowając dłonie do kieszeni spodni.
-
Chyba tak – nagle uśmiechnął się cwaniacko, nieco się przybliżając. – Udało mi,
prawda?
Prychnęłam,
delikatnie go od siebie odpychając.
-
Chciałbyś – burknęłam, nagle tracąc pewność siebie. – A tak w ogóle, to jak się
czujesz?
Zapanowała
cisza, a blondyn zapatrzył się w jakiś punkt na niebie. Wyglądał na niezwykle
skupionego – niewiarygodne jak szybko zmieniał mu się humor.
- W
porządku, jestem tylko trochę wyczerpany – pokiwałam głową. – Wiesz, gdy cię
zobaczyłem myślałem, że mam zwidy. No bo co miałabyś tutaj robić? W jednej
chwili siedzimy razem na łące, a niedługo później ratujesz mi życie. Dziwny
zbieg okoliczności?
Przysiadłam
na parapecie, czując jak ogarnia mnie zmęczenie.
-
Możliwe – odparłam tylko, znów zapatrując się w niebo.
Nie
mam pojęcia ile siedzieliśmy w kuchni na zmianę milcząc, dogryzając sobie, rozmyślając
na dziwne tematy. Pytania kołatały mi się w głowie próbując uzyskać odpowiedź.
Ile członkowie Akatsuki mieli twarzy? Jaka była ich przeszłość? Gdzie
zmierzali?
A
gdzieś w środku moich rozmyślań uświadomiłam sobie, że najciężej będzie
zrozumieć dokąd zmierzałam ja.
________________________________
Cześć i czołem. Szczerze sama się dziwię, że wyrobiłam się z tym rozdziałem tak szybko. Chyba powinnam się cieszyć. No, mam nadzieję, że się spodobało i że nowy rok zaczyna się pozytywnie. c:
Pozdrawiam i do napisania!
No świetne ;) Jako jedyna chyba dodajesz notki w jakimś normalnych odstępach czasu a nie jak na innych blogach czekać 3 miesiące :) Coraz ciekawiej się robi , nie mogę się doczekać aż zrobisz jakiś wątek Kita/Dei taki bardziej namiętny xD Pozdrawiam i czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuń~Tamara
Staram się, bo w sumie wiem jakie to denerwujące gdy ktoś nie dodaje rozdziałów przez tak długi czas. Koszmar :o
UsuńDziękuję i również pozdrawiam! :3
buuu nie jestem pierwsza? ;c
OdpowiedzUsuńW każdym razie jestem pod wrażeniem tego, jak szybko dodałaś notkę :D
Przecież, że Dei i Kita, nie? Są razem tacy uroczy, a nawet jeszcze nie zdążyli zacząć na dobre kręcić.. Wybacz teraz pewnie za każdym razem będę ci o tym marudzić, bo uwielbiam romanse <3 a takie między mordercami/psycholami to już wgl
'Jak nie będziesz brać tego cholerstwa, to oni przybędą tut-' no myślę, że osiągnęłaś zamierzony efekt, bo teraz cholernie rozkminiam o co może chodzić.. Kita powiedziała, że widuje ich przeważnie w snach, czyli ten cały Zły jednak serrio istnieje? Albo chodzi o kogoś zupełnie innego.. hm hm hm
No i ogólnie świetny miałaś pomysł z całym tym klanem Naito i jego przypadłościami. Itachi coś nam się rozgadał :D czego może chcieć od Kity? Co to byli za kolesie którzy ich zaatakowali? Kto był w domu Kity? A Kita szuka osób, które wymordowały jej klan? Boże mogłabym tak pytać i pytać, no weź zdradź w końcu jakiś sekret xD
Jeszcze podobał mi się wątek z pomalowanymi paznokciami Akatsuki. To twój pomysł, czy faktycznie jutsu Paina tak działa? Jeśli nie to.. gratulacje - całkiem błyskotliwe.
Pozdrawiam, buziaki ♥
Haha, dobrze Cię rozumiem, bo też uwielbiam romanse w takim psychopatycznym świecie :D No, ale poczekamy zobaczymy...
UsuńOch, uwielbiam jak się tak dopytujesz i zastanawiasz... więcej tajemnic specjalnie dla Anayanny ;3
Tak naprawdę przeczytałam w jakimś opowiadaniu podobny wątek o tych paznokciach, tyle że to było chyba jakiś uboczny skutek po zakazanych technikach...? W sumie to już nie pamiętam, a jakoś musiałam wyjaśnić tą dziwną sprawę, bo zawsze mnie tak interesowała :D
Pozdrawiam ciepło :*
Hej, cieszę się, że rozdział pojawił się tak szybko. Czytałam go już wczoraj wieczorem, jak tylko zobaczyłam, że jest coś nowego, a teraz boję się, że zapomnę powiedzieć to wszystko, o czym wczoraj myślałam, czytając.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim muszę Ci powiedzieć, że od pierwszego rozdziału Twój styl bardzo się poprawił! Cieszy mnie to, bo potrafisz pięknie opisać ten klimat tajemniczości i dystansu, który towarzyszy wydarzeniom.
A jeśli zaś chodzi o te wydarzenia... przede wszystkim muszę powiedzieć jeszcze raz, że uwielbiam to, jak kreujesz swoje postacie! Lider jest tak bardzo liderowy, że aż miło się czyta. Nie jest jak jakieś rozmiękłe kluchy. I Kisame - uwielbiam! Rimo wydaje się coraz bardziej intrygujący i bardzo chcę się dowiedzieć coś o jego przeszłości, szczególnie tej mającej związek z Akatsuki i Kisame. Nie pali się do opowiedzenia o tym Kicie, a to każe mi przypuszczać, że nie powinna o tym wiedzieć. Mam nadzieję, że to nie doprowadzi do rozłamu ich specyficznej więzi. Zastanawiam się też, o co chodzi z tabletkami i ze Złym. Niezwykle opisałaś moment walki i pomoc Itachiego. Cieszę się, że Kita nie okazała się jakąś super-ninja, która byłaby lepsza od wszystkich członków Brzasku razem wziętych, ale jest po prostu zwykłym medycznym ninja, który potrafi się bronić. Chociaż czuję, że pokaże jeszcze pazurki! Intryguje mnie Itachi i jego propozycja - czego też może chcieć od Kity? I chyba ostatnie, co chciałam powiedzieć to to, że cholernie podoba mi się relacja między Kitą, a Deidarą. Jak wiesz, jest jednym z tych członków Aka, których uwielbiam, dlatego mam nadzieję, że wyjdzie z tego coś więcej. A teraz... aż ciepło się robi na sercu, kiedy się czyta, chociaż dopiero się poznają!
Pozdrawiam cieplutko, Mukudori.
Strasznie się cieszę, że piszesz o poprawie mojego stylu. To dla mnie wielki komplement i bardzo motywuje do dalszego pisania.
UsuńNie chciałam robić z Kity jakiejś strasznie uzdolnionej wojowniczki - w końcu jest młoda, od dziecka była sama, a i tak ma już sporo mocy jako medyk. Niestety nie mogę nic więcej powiedzieć, ale wszystko się wyjaśni c: (tylko kiedy...)
Deidara kojarzy mi się z taką beztroską, a ktoś taki zdecydowanie przyda się Kicie. No ale zobaczymy, zobaczymy... Jak na razie cieszę, że ich relacje są tak pozytywnie odbierane c:
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam! ;*
Jeeest:D Na szczęście długo nie musiałam czekać na rozdział u ciebie bo szczerze powiedziawszy dzień w dzień sprawdzałam czy coś się nie pojawiło.
OdpowiedzUsuńTak mi się spodobała jej rozmowa z Itachim, że czytałam ją chyba pięć razy, do tego ten jego niewiadomo czy śmiech na końcu, no po prostu wymiękłam. Niesamowicie podoba mi się charakter postaci u ciebie zresztą z tego co widzę nie tylko mi. Czekam na ciąg dalszy jak zwykle z niecierpliwością.
Pozdrawiam cieplutko i zapraszam w wolnej chwili na mojego nowego bloga również o tej tematyce, link zostawię w spamowniku.
Bones
Nie pozostaje mi nic innego tylko się cieszyć, że tak Ci się spodobało. Teraz będę musiała niczego nie zawalić c:
UsuńPozdrawiam cieplutko i dziękuję!
Uch, Lider się martwi o swojeg medyka :3 i słusznie, ja bym chyba jednak jej w ogóle nie wypuściła z siedziby… chociaż, moim zdaniem grupka Kisame & Itachi to najsilniejszy duet w organizacji, więc w takiej asyście… ach, nie jestem Liderem, po co ja się nad tym głowie xD sztylecik podobny do Samehady, jak miło :3 takie mieczyki jednak wzbudzają tonę respectu xD Konan nadal w swojej śpiączce, ale może sobie spać, bo Pain jest tak słodko o nią zatroskany ^^
OdpowiedzUsuńHmm, co miał na myśli Rimo? Czyżby te senne koszmary Kity, znaczy postaci z nich, wychodzily do świata rzeczywistego? Hm, hm, hm – tutaj jest mowa o tabletkach, a Itachi później wspomniał o jakichś technikach słownych czy czymś, ciekawe, wymiana informacji będzie dla niej korzystna tak sądzę ;)
W całej organizacji nikt chyba nie przepada zbytnio za Rimo xD ale ciekawi mnie co te kocisko łączyło z Hoshigakim :P nawet intrygujące były te zgryźliwe rozpoczęcia Kisame xD w ogóle cała jego postać tak fajna się tu wydaję, pomimo jego makabrycznych upodobań, no, ale każdy jakieś ma xD samo to, że złamał ten zakaz lidera i pozwolił Kicie samej wejść i poszukać tego sztyleciku ^^ no, ale ktoś u niej w domku szperał, och szykujesz tu niezły wątek, ile rzeczy mnie ciekawi po jednym rozdziale :P
Ohohoho, jaka akcja, Kisame z tą groźbą mnie zniszczył, no ale tak to jest jak ma się nad sobą szefa xD w ogóle onie jest typem człowieka, który jak poda palec będzie można choćby pomyśleć o przejęciu całej ręki :P nie, nie, zdecydowanie nie, dlatego imponuje mi jak go tutaj trzymiesz w kwestii osobowości i w ogóle strasznie dużo jego osoby w tym blogu, jak mniemam on ma bardzo duży wpływ na te historie ;D a i scena walki była boska, fajnie je opisujesz ;D jesteś jedną z osób, przy opisach walkach, których nie trace kontaktu z tekstem xD
Tak sądziłam, że Kita da plamę w walce i z opresji wyratuje ją nie kto inny, jak Itachi :P w ogóle, że mu tak zależy na wyleczeniu tych oczu, znaczy dobra, powinno i w ogóle, ale… on mi się wydaję taką osobą pt mam wyjebane xD no ale okej, cieszę się, że wymieni się informacjami i w ogóle przysługa za przysługę :D
Deidara i Kita, ja pierniczę, jakie to było słodkie ;D a on jeszcze jej takie teksty posuwał xD jak z tą kosmetyczką, lol xD Kisame maluje, no szok xD albo to wyznanie z zrobieniem wrażenia *___* ach, ach, ach jak uroczo xD artysta się zakochał, no i nie w jakiejś tam pierwszej lepszej xD i ta mu z tą trucizną tak wystraszyła… ale co, poszedł by sobie do Danny i by mu pomógł, dopracowałby swoje umiejętności odtrutek :P
Tyle ode mnie, spróbuje jeszcze następną przeczytać o skomentować teraz xD
No to życzę weny ;* Pozdrawiam :)
Hm, Pain chyba najchętniej zamknąłby Kitę w klatce i po problemie. No ale jak układ to układ. Sztylecik dwa razy mniejszy od Samehady, ale to taki szczegół XD
UsuńWszyscy taki sprytni w Akatsuki, jak informacje to tylko wymiana i koniec. A Kisame mi się właśnie kojarzy z takim buntownikiem, co tak naprawdę knuje coś za plecami Lidera i nie do końca zgadza się na to co się dzieje w Brzasku.
A Itachi jak chce mieć wyleczone oczy to musi przez chwilę grać jakiegoś dżentelmena czy coś. W końcu Kita nie rzuci się mu w ramiona ciesząc się, że może uzdrowić Uchihę, nie? :D
Haha, Danna zapewne miałby go w dupie, w najlepszym wypadku przerobiłby jego ciało na laleczkę. Uroczo ;3
Dziękuję i również pozdrawiam c: