Rozdział 7
Znajoma twarz
- To
jedno z moich ulubionych miejsc. Tutaj można poczuć się jak w innym świecie,
wiesz? Tyle kolorów, zapachów, odgłosów… Cudownie!
Temko
zaczęła wirować wśród barwnych straganów, wprawiając swoją długą, żółtą
spódnicę w ruch. Nagle straciłam ją z oczu, ale po chwili jej niebieskie włosy
opadły na ladę, za którą stała koścista, ciemnoskóra kobieta.
Dwa
dni po pierwszej wizycie u Konan, otrzymałam zgodę na opuszczenie siedziby. Po
dość dłuższym tłumaczeniu Liderowi, że aby uzdrowić kobietę potrzebuję
specjalnych lekarstw, mężczyzna zgodził się na „wypuszczenie mnie na wolność”.
Oczywiście nie ufał mi na tyle, abym wybrała się sama, więc wysłał ze mną cukierkową
Temko.
Co
bym zrobiła, gdybym mogła wyruszyć sama? Spróbowałabym uciec? Pytania
bezsensownie spływały na moją głowę, która domagała się spokoju. Niestety –
wśród krzyczącego tłumu, migoczących światełek i obijających się o mnie dzieci,
nie miałam co liczyć na krótką chwilę wytchnienia.
-
Chodźmy do niej, bo ze swoim długim jęzorem na pewno coś wypapla.
Zerknęłam
na stojącego obok mnie Rimo, który w tej chwili wypalał wzrokiem dziurę w
plecach Temko. Oczywiście musiałam wziąć go ze sobą. Gdybym kazała mu zostać w
siedzibie i tak by nie posłuchał, a zaczerpnięcie świeżego powietrza przydało
się nam obojgu.
Przepychając
się obok grupki handlujących naszyjnikami kobiet, szybko znalazłam się u boku
Temko. Uśmiechała się od ucha do ucha, z przyzwyczajenia poprawiając opadające
na nadgarstki bransolety.
-
Przepraszam bardzo, nie wie pani może gdzie znajdę sklep Ran? Sprawdzałam w
starej dzielnicy, ale ludzie powiedzieli, że się przeniosła.
Kobieta
za ladą przyjrzała się nam podejrzliwie, a papuga w klatce stojącej w rogu
namiotu głośno zaskrzeczała. Przyjrzałam się dziwnemu zwierzęciu, które nagle
zastygło w bezruchu. Sprzedawczyni obejrzała się za siebie, a po chwili wahania
podała Temko obdartą, pożółkłą kartkę.
-
Nikomu nie zdradzajcie jej adresu – wychrypiała. – Ran miała ostatnio… małe
problemy.
Nazura
już otwierała usta, aby zapewne zadać kolejne pytania, gdy nagle Rimo zacisnął
swoje ostre zęby na jej przewiewnej spódnicy. Jednym ruchem pociągnął
dziewczynę do tyłu, łagodnie sugerując, żeby się przymknęła.
-
Dziękujemy za pomoc – skinęłam głową na pożegnanie, odchodząc za moimi
kłócącymi się towarzyszami.
Oddalając
się o parę metrów, do moich uszu znowu doszedł dźwięk wydawany przez papugę,
któremu zawtórowały liczne przekleństwa ciemnoskórej kobiety.
***
Sklep
Ran okazał się być starym, ciemnobrązowym budynkiem ozdobionym migoczącymi
światełkami i kolorowymi pentagramami. Dach wyglądał, jakby zaraz miał się
rozsypać, ale ze znajdującego się na nim komina uparcie wydostawał się ciężki,
ciemny dym. Całość nie wyglądała zachęcająco, ale po uradowanej minie Temko
wiedziałam, że trafiłyśmy w odpowiednie miejsce.
-
Mam rozumieć, że tutaj są sprzedawane leki, których potrzebuję? – spojrzałam z
powątpiewaniem na ozdobione gałęziami drzwi.
- Były sprzedawane – Temko uśmiechnęła się
dziwnie, jakby z dumą, ale i szaleństwem.
Zanim
zdążyłam się zastanowić nad tym co usłyszałam, dziewczyna już ciągnęła mnie w
stronę wejścia. Rimo wydał z siebie niezadowolony pomruk, ale ruszył za nami.
Spodziewałam
się, że widząc setki kolorowych, palących się świeczek poczuję słodkie, kojące
zapachy, ale w moje nozdrza momentalnie uderzyła woń krwi. Minęła sekunda, a
może dwie, kiedy dostrzegłam ogromne plamy i kałuże śmierdzącej cieczy.
Wszystko
- od zawalonych książkami półek, przez mięsiste dywany, po zwisające z sufitu
żarówki – było ubrudzone krwią. Pomieszczenie wyglądało jak pobojowisko. Po
podłodze walało się rozsypane szkło, z rozszarpanych kanap wystawał pobrudzony
puch, a chwiejąca się w kącie lampa przewróciła się z trzaskiem.
- Co
do cholery… - mruknął Rimo, podchodząc do jednej z większych kałuż krwi.
Kiedy
Temko wybuchła głośnym, radosnym śmiechem, aż podskoczyłam. Spojrzałam na nią,
na dziewczynę która znowu zaczęła tańczyć w tym obrzydliwym, śmierdzącym
śmiercią pokoju.
- Co
ty wyprawiasz? – chwyciłam ją za ramię nagle przestraszona, że straciła rozum
do reszty.
Uśmiechnęła
się szeroko, delikatnie muskając palcami jakąś zwisającą z sufitu ozdobę.
-
Cieszę się – wypaliła. – Cieszę się, że udało mi się was zaskoczyć! A wszyscy
mówią, że jestem taka przewidywalna.
Zerknęłam
na kota, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jego wzrok wyrażał jedno słowo: Wariatka.
Nagle
dotarły do mnie słowa Temko. Odsunęłam się w tył, natrafiając na niebezpiecznie
drżącą półkę.
- Ty
to zrobiłaś?
- No
jasne, że tak! – dziewczyna przewróciła teatralnie oczami. – Myślisz, że Ran pozwoliłaby
nam tutaj wejść? Dobrze wiedziała, kto należał do Akatsuki. Krążą plotki, że
rzucała jakieś zaklęcia na ten sklep, żeby poszukiwani ninja nie mogli do niego
wchodzić. Była sprytna, ale nie wystarczająco szybka. Starość nie radość!
Z
niewiadomych przyczyn nie mogłam uwierzyć, że Temko faktycznie kogoś zabiła.
Zrozumienie przyszło parę minut później, podczas poszukiwania odpowiednich
lekarstw.
Nazura
należała do Akatsuki. Akatsuki składało się z zimnych morderców, którzy nie
wahali się ani trochę, podczas zażynania swoich ofiar. A więc zachowanie
dziewczyny – wybuchy śmiechu, gadatliwość, całe to wesołe usposobienie – były
tylko przykrywką dla zimnokrwistego ninja? Trudno mi było w to uwierzyć. Może
naprawdę była pogodną dziewczyną, ale jakieś drastyczne wydarzenia zrujnowały
jej psychikę?
Kiedy
ja męczyłam się z koszmarami i dręczącymi mnie głosami, Temko mogła po prostu
robić wszystko, aby odwrócić swoją uwagę od przeszłości. Może i wydawała się
szalona, ale kto w tej organizacji mógł uważać się za zrównoważonego człowieka?
-
Nie myśl o tym – napotykając spojrzenie żółtych ślepi Rimo, westchnęłam głośno.
-
Chciałabym to wyłączyć. Jeden ruch i wyrzuty sumienia znikają.
W
pomieszczeniu obok Temko wydała z siebie pisk, gdy piąta już butelka rozbiła
się z hukiem.
-
Wiem – Rimo podał mi kolejną butelkę, którą zapakowałam do wypełnionej po
brzegi torby. – A teraz nie myśl o tym.
***
Skończyliśmy
„opróżnianie” sklepu około siedemnastej, a moja torba zaczęła być uciążliwie
ciężka. Zabraliśmy ponad połowę leków, ziół i syropów – wszystko mogło się
przydać. Gdy wychodziliśmy zaczęłam się upierać, żeby przynajmniej trochę
ogarnąć sklep. Temko odparła tylko, że i tak nikt nie ośmieliłby się wejść do
Ran. Była uważana za „szaloną psychopatkę” więc ludzie zapewne pomyślą, że
popełniła samobójstwo. Smutne, że nawet po śmierci inni będą uważali tę kobietę
za chorą psychicznie.
Po
dwóch godzinach marszu narzekania Nazury stały się tak irytujące, że Rimo
odpuścił i zatrzymaliśmy się w jakimś małym, opustoszałym barze. Panował tam
syf jakich mało, a naszymi jedynymi kompanami byli stojący za ladą barman,
przechadzająca się w stanowczo za krótkiej spódniczce kelnerka i jakiś
skacowany, śpiący na stole facet.
Milutko.
- A
więc Pain postanowił wynająć cię jako medyka – oznajmiła Temko, gdy piętnaście
minut później zajadała jakąś nieapetycznie wyglądającą sałatką.
Lider
musiał nazywać się Pain. Temko była pierwszą osobą, która nazwała go po
imieniu. Nigdy nie słyszałam, aby Kisame czy Itachi zwracali się do niego
inaczej niż „Liderze”.
- Na
to wygląda – odpowiedziałam wymijająco, przeżuwając stwardniały ryż.
Zerknęłam
na siedzącego obok mnie Rimo, który w tamtej chwili przyglądał się dziewczynie
nieodgadnionym wzrokiem. Dopiero wtedy zauważyłam, że wyglądał odrobinę lepiej
– przybrał na wadze, dzięki czemu jego kości już tak strasznie nie wystawały,
rany zaczęły się goić, a spojrzenie wydawało się bardziej trzeźwe.
Zadziwiające, jak szybko potrafił się pozbierać. Minęły zaledwie trzy dni od
naszego pojawienia się w Akatsuki.
- To
całkiem niesamowite, nie sądzisz? – kontynuowała. – Jesteś całkiem młoda,
założę się, że jesteśmy w podobnym wieku, ale ty już tyle osiągnęłaś… Sławna
Kita z klanu Naito, utalentowanych medyków i świetnych ninja. Cała wasza
historia jest tak tajemnicza i mroczna, że czasami myślę, że to tylko dobra
książka. Bo wiesz, siedmioletnia dziewczynka morduje cały klan, zostaje
poszukiwanym ninja, a na swoim koncie ma tyle ofiar, że trudno zliczyć…
Dlaczego tak na mnie patrzysz, Rimo?
Zerknęłam
na kota, który wyglądał, jakby miał zamiar skoczyć Temko do gardła. Delikatnie
musnęłam jego futro, próbując go uspokoić. Zawsze się denerwował, gdy ktoś
zaczynał streszczać „historię mojego życia”. O ile ja przyzwyczaiłam się do
lęku, ale i dziwnej fascynacji ze strony innych, on za każdym razem dostawał
białej gorączki.
-
Bez powodu – syknął z takim jadem, że aż się wzdrygnęłam. Chwilę potem
zeskoczył z niewygodnego krzesła. – Zbierajmy się. Zaczyna się ściemniać, a
słyszałem, że w okolicy czają się zwierzęta, które uwielbiają pożerać
dziewczynki z niebieskimi włosami.
Temko
spojrzała na niego z nieukrywanym zdziwieniem, ale po chwili na jej ustach
wykwitł znajomy, śnieżnobiały uśmiech.
- A
więc wracajmy do domu!
***
Gdy
dotarliśmy do znajomego głazu, Temko zaczęła składać dłonie w te same
pieczęcie, które widziałam wcześniej. Pomyślałam, że może kiedyś poproszę ją o
to, aby mnie ich nauczyła. No, chyba że Pain wydał całkowity zakaz rozmawiania
ze mną na takie tematy. Szczerze mówiąc nie zdziwiłabym się, gdyby faktycznie
tak było – ten facet nie chciał wypuścić mnie nawet na drobne zakupy.
Zastanów się, jaki finał miały te „drobne
zakupy” – usłyszałam w swojej głowie drażniący głos.
Na
schodach nadal panowała ciemność, ale byłam już bardziej zorientowana w
terenie. A może tylko mi się tak wydawało, bo tak naprawdę podążałam na
gwiżdżącą jakąś melodyjkę Temko.
Gdy
znaleźliśmy się w korytarzu, dziewczyna momentalnie stanęła. Zatrzymałam się
kilka centymetrów za nią, w ostatniej chwili nie wpadając na jej plecy. Już
otwierałam usta, aby zapytać, kiedy usłyszałam głośny, przepełniony bólem
krzyk.
Temko
wyprostowała się jak struna, a jej ramiona zaczęły dziwnie drżeć. Rzuciłam
spojrzenie w stronę Rimo, który z konsternacją wpatrywał się w drzwi gabinetu
Lidera. Czy tylko ja nie miałam bladego pojęcia o stanie sytuacji?
- Co
się dzieje? – ku mojemu zdziwieniu mój głos zabrzmiał tak, jakbym nie odzywała
się tygodniami.
Nazura
odwróciła się tak szybko, że z zaskoczenia cofnęłam się do tyłu. Wpatrywała się
we mnie z taką powagą, jakiej jeszcze nigdy u niej nie widziałam. Chwilę
później stała tuż przede mną, a jej dłonie lekko ściskały moje ramiona.
-
Idźcie do pokoju. Poinformuję Lidera o naszym powrocie – oznajmiła cicho,
uparcie się we mnie wpatrując.
Czułam,
że nie spuściła ze mnie wzroku dopóki nie znalazłam się na piętrze. Rimo
człapał tuż obok, bez przerwy się odwracając.
Nie
miałam pojęcia co mogłam zrobić w tak beznadziejnej sytuacji, więc udałam się
prosto do swojego pokoju. Mój brzuch domagał się o uwagę, ale czułam, że jeśli
cokolwiek zjem i tak zaraz to zwrócę. Stres robi swoje.
- O
co chodziło? – mruknęłam, rzucając się na łóżko.
Kot
wytargał spod łóżka jakieś jedzenie, które znalazł w lodówce. Chociaż dzielnie
je przeżuwał, po jego minie można się było domyślić, że nie była to wyborna
uczta.
-
Tak prawdę mówiąc nie mam pojęcia – odparł. – Wiem tylko, że ktokolwiek był za
tymi drzwiami, musiał nieźle dostawać w kość.
Tak
właśnie musiało być. Przecież to Akatsuki. Nikt nie je wspólnych obiadów i nie
spędza rodzinnych niedziel. Tutaj tortury są na porządku dziennym.
-
Biedaczysko.
***
Obudziło
mnie głośne walenie w drzwi. Z resztkami snu wymalowanego na twarzy ruszyłam w
kierunku drzwi, starając się ignorować drażniące stukanie. Zanim nacisnęłam
klamkę, szybkim ruchem przetarłam oczy i twarz.
Za
drzwiami stał Tobi.
-
Pani Kito, Tobi musi zaprowadzić panią do Lidera! – chłopak z trudem łapał
oddech. – I to bardzo szybko, bo przecież sprawa jest taka ważna! Och, biedny,
biedny Senpai!
-
Senp… - zanim zdążyłam dokończyć, Tobi zacisnął dłoń na moim nadgarstku i bez
uprzedzenia wyciągnął mnie na korytarz.
Zaczął
ciągnąć mnie w kierunku schodów, kompletnie ignorując moje okrzyki
niezadowolenia, a gdy w końcu mnie puścił, rzucił się biegiem w kierunku
gabinetu Lidera niczym dzikie zwierzę.
Przez
krótką chwilę stałam kompletnie zdezorientowana, rozmasowując boleśnie
pulsujący przegub. Wszystko to trwało może z dziesięć sekund więc nie byłam do
końca pewna, czy to nie jeden z moich dziwacznych snów.
Zrezygnowana
podeszłam do drzwi i weszłam do środka. W pomieszczeniu unosił się zapach kadzidełek,
świeżego potu, mięty i krwi. Moje oczy musiały przyzwyczaić się do ciemności,
bo jedyne źródło światła stanowiła maleńka, stojąca na biurku Lidera świeczka.
Przy okazji rozświetlała jego zmęczoną, pobladłą twarz.
W
pokoju było duszno jak w saunie. Kiedy wchodziłam tu po raz pierwszy, prawie
zamarzłam. Tym razem marzyłam o lodowatym prysznicu, nawet jeśli minęło tylko
kilka sekund.
-
Podejdź bliżej – Lider skinął palcem.
Posłusznie
stanęłam przed biurkiem, a wtedy dostrzegłam dwie zarysy postaci stojących pod
ścianą. O ile pierwszą z nich był nerwowo podskakujący Tobi, który wyglądał
jakby tym razem naprawdę przedawkował cukier, nie miałam bladego pojęcia kim
była druga osoba.
Dosyć
niski mężczyzna, wyglądający jednak jak nastolatek z potarganymi, czerwonymi
włosami i beznamiętnym spojrzeniem wyglądał jak lalka. Nie poruszył się nawet o
milimetr, nie mrugał, nie zauważyłam nawet, żeby oddychał.
-
Oto Akasuna no Sasori – oznajmił Pain. – Jeden z członków Akatsuki.
Cóż,
domyśliłam się po jego płaszczu, który wyglądał identycznie jak płaszcze Kisame
i Itachiego. Na głowę miał jednak założony kaptur, który wyglądał na stanowczo
za duży. Wszystko, począwszy od obojętnej postawy, zimnych, ciemnobrązowych
oczu po sam wygląd lalki, stwarzało wokół niego dziwną aurę.
Nie
byłam do końca pewna co zrobić. O ile z Itachim, Kisame, a nawet i Hidanem
przyszło mi to łatwiej, nie miałam bladego pojęcia jak zareagować na postać
Sasoriego. Miałam wrażenie, że to nie człowiek, ale gdy zmrużył oczy
przekonałam się, że jednak musi oddychać. Skinęłam lekko głową, a gdy nie
dostrzegłam z jego strony żadnej reakcji, znów spojrzałam na Paina.
-
Podobno miałeś do mnie ważną sprawę – przypomniałam cicho. Przecież nie mógł
mnie tu ściągnąć tylko po to, abym poznała Akasunę.
Lider
zamknął oczy, najwyraźniej nad czymś rozmyślając. Nagle poczułam się strasznie
małą, stojącą w otoczeniu trzech przerażająco niebezpiecznych ninja świata
dziewczynką. Cisza jeszcze bardziej potęgowała to uczucie.
-
Nigdy nie spodziewałem się, że będę musiał cię prosić o coś takiego, zwłaszcza
że przebywasz tutaj od niedawna – wciąż nie otwierał oczu, ale czułam się
obserwowana. – Niestety nie mam innego wyboru. Rozumiem, że możesz się nie
zgodzić. Wyjaśniliśmy sobie naszą umowę, a ta prośba nie nawiązuje do niej w
najmniejszym stopniu. Jednak nie zaszkodzi spróbować.
Poczułam
jak serce podchodzi mi do gardła.
-
Nie rozumiem…
-
Dzisiejszego popołudnia Sasori i jego partner wrócili z misji. Niestety,
podczas wykonywania zadania wystąpiły pewne komplikacje. Na początku sądziłem,
że damy sobie z nimi radę, ale najwyraźniej jest to trudniejsze, niż
przypuszczałem.
Mężczyzną
rzucił Sasoriemu wymowne spojrzenie, po czym znów zamknął oczy. Wyglądał, jakby
nie spał od kilku dni. Może faktycznie tak było.
- To
się stało, gdy odebraliśmy zwój – po pomieszczeniu rozniósł się ciężki głos
Akasuny. – Byliśmy już dosyć blisko siedziby, kiedy nagle zaatakowała nas grupa
ninja. Nie mieli ochraniaczy i nie sądzę, aby należeli do którejś z Ukrytych
Wiosek. Wyglądali raczej jak jakaś grupa, stowarzyszenie… No cóż, na twarzach
mieli założone szare maski zwierząt, coś podobnego do masek ANBU, ale na
zielonych pelerynach namalowany był duży znak, coś jakby pentagram. Zaatakowali
nas tak niespodziewanie, że ledwie zdążyłem się obronić. Cholernie szybcy i
bezszelestni. Bachor nie miał tyle szczęścia, jak zwykle błądził gdzieś myślami
i go trafili. Sam nie wiem, wbili mu w przedramię jakiś łuk, z pewnością
nasączony trucizną, a potem… zniknęli – przerwał na chwilę, nadal mrużący oczy.
– Nie próbowali nas zabić, myślę, że ich celem było otrucie któregokolwiek z
nas.
I
znowu zapanowała cisza. Wszyscy trawiliśmy słowa Sasoriego w milczeniu, a ja
zaczęłam zastanawiać się nad tym „stowarzyszeniem”. Po co mieliby zaatakować
tylko jednego członka Akatsuki, a po chwili uciec? I co miał na myśli Sasori
mówiąc „bachora”?
-
Nie mamy pojęcia jaki plan mieli ci ninja – Lider oparł podbródek na
splecionych dłoniach. –Jednak czas leci. Z początku myślałem, że poradzimy
sobie sami. Sasori zna się na truciznach, ale niestety w tym przypadku jest
bezradny. I dlatego właśnie cię wezwałem. Jesteś świetnym medykiem, Kita, a
twoja unikatowa chakra mogłaby uzdrowić chłopaka. Rozumiem, możesz się nie
zgodzić, nie jesteś lekarzem Brzasku. Jeśli jednak tego nie zrobisz, chłopak
umrze w potwornych męczarniach, a jego śmierć będzie poważnym ciosem dla naszej
organizacji.
Usłyszałam,
jak ktoś nieudolnie próbuje stłumić szloch. Tobi stał w kącie, kulił się jak
małe dziecko i obcierał maskę rękawami płaszcza. Czy on naprawdę należał do
Akatsuki?
-
Kita – Pain podniósł się z krzesła, patrząc na mnie z wrodzonym spokojem. –
Jeśli się zgodzisz, będę ci ogromnie wdzięczny. Ponadto, będę miał do spłacenia
już dwa długi. Więc jeśli w przyszłości Brzask osiągnie swój cel, na pewno o
tobie nie zapomnimy. Decyzja należy do ciebie.
I
znów wszystkie trzy pary oczu skierowały się na mnie. Fioletowy Rinnegan Paina,
czekoladowe spojrzenie Skorpiona, zasłonięty maską wzrok Tobiego.
Zrobisz to? Pomożesz mordercom?
Sama jestem mordercą.
Ale nie jednym z nich. Zastanów
się. Chcesz być związana z Akatsuki do końca swoich dni?
Skazałam się na to, kiedy
zgodziłam się na leczenie Konan.
Westchnąwszy ciężko,
spojrzałam w oczy Lidera.
-
Zrobię to.
***
Pokój
mojego następnego „pacjenta” znajdował się piętro niżej od mojego. Samotnie
przemierzałam oświetlony korytarz, z trudem utrzymując w rękach wszelakie
bandaże, maści, tabletki i lecznice zioła. Coś mi się jednak wydawało, że w tym
przypadku napar nie wystarczy.
Gdy
zapytałam Sasoriego o pokój, ten tylko rzucił mi obojętne spojrzenie.
-
Usłyszysz– odpowiedział, a chwilę potem zniknął za drzwiami jakiegoś pomieszczenia.
Tak
więc przemierzałam korytarz w ciszy, wyostrzając słuch do granic możliwości,
chociaż wydawało mi się, że dudnienie mojego serca zagłuszy najgłośniejszy
krzyk.
Gdy
przechodziłam obok jedenastych drzwi, w pomieszczeniu rozbrzmiał głuchy jęk
bólu. Wzdrygnęłam się na samą myśl, jakie męki musi przeżywać ten chłopak. Zostali
zostać zaatakowani wczesnym popołudniem, a teraz dochodziła dwudziesta
pierwsza. Przynajmniej siedem godzin morderczego bólu.
Delikatnie
uchyliłam drzwi. Gdy tylko przekroczyłam próg poczułam zapach krwi, którą
bezskutecznie próbowało zamaskować zimne powietrze wpadające przed otwarte
okno. Odłożyłam swoje zaopatrzenie na drewniany stolik. Przez chwilę męczyłam
się z fruwającymi zasłonami, które utrudniały mi zadanie. Kiedy okno zamknęło
się z trzaskiem odetchnęłam i zerknęłam w stronę siedzącego na podłodze członka
Akatsuki.
Po
raz pierwszy od pamiętnego zamordowania klanu przeżyłam taki wstrząs. Drażniące
mrowienie ogarnęło każdą część mojego ciała, serce pominęło kilka uderzeń, a
oczy na krótką chwilę straciły ostrość. To
muszą być chyba jakieś żarty.
Zaledwie metr ode mnie, plecami
oparty o brzeg łóżka, siedział znajomy mi artysta. Wyglądał jednak zupełnie inaczej
niż gadatliwy chłopak z baru. Wciągał powietrze do płuc tak zachłannie, jakby
każdy wdech miał być jego ostatnim. Kilka brudnych blond kosmyków wymknęło się
z jego kucyka, opadając na drżące, nagie ramiona. Mocno zaciskał powieki,
mamrocząc pod nosem coś niezrozumiałego, a jego lewa ręka zaciśnięta była na
krwawym, oplatającym prawe przedramię bandażu.
Jego
cierpienie było niemal namacalne. Coś dziwnego ścisnęło mnie za serce, ale w
głowie panowała pustka. Jedyna myśl, która przyszła kilka sekund później
pulsowała w całym moim ciele, pomagając funkcjonować.
Pomóż mu, pomóż mu, pomóż mu, pomóż mu.
Powoli, tak, aby go nie
przestraszyć, podeszłam bliżej. Przykucnęłam w niewielkiej odległości,
delikatnie kładąc dłoń na jego mokrym od potu ramieniu.
-
Deidara? – wyszeptałam cicho, ale wystarczająco głośno, żeby mnie usłyszał.
Deidara
z oporem otworzył oczy. Blask wpadającego do pomieszczenia światła księżyca sprawił,
że dokładnie widziałam jego twarz. Dawny łobuzerski uśmieszek zastąpił grymas
bólu, a intensywne spojrzenie błękitnych oczu nieprzytomny wzrok.
-
Pomogę ci, dobrze? – dotknęłam jego zaciśniętej w pięść dłoni, próbując ją
odsunąć od rany.
Chłopak
szarpnął się nerwowo, najwyraźniej zaalarmowany kontaktem fizycznym. Uniosłam
ręce w górę, próbując go jakoś uspokoić. Cokolwiek było w tej truciźnie,
zdążyło to dotrzeć do głowy, przekształcając wszystko w koszmar.
Nagle
zgiął się jeszcze bardziej, wydając z siebie przeraźliwy jęk bólu. Zacisnęłam
zęby. Musiałam coś szybko wymyślić.
Kiedy
byłam mała dowiedziałam się, jakie trudne było życie w moim klanie. Wyjątkowa
chakra niosła za sobą wiele negatywnym obciążeń, takich jak niespodziewane
bóle, koszmary, halucynacje. Z moim wrodzonym szczęściem doznałam wszystkiego.
Pewnego
dnia, kiedy doświadczyłam najpotworniejszego bólu i halucynacji w życiu, moja
mama próbowała mi pomóc. Zachowywałam się jednak jak spłoszone zwierzę –
krzyczałam, biłam, gryzłam przekonana, że każdy chce mnie skrzywdzić.
I
wtedy poczułam kojące ciepło. Nie stłumiło ono mojego bólu, ale chwilowo
odwróciło uwagę. W tym czasie mama zdążyła mnie uspokoić, a gdy otworzyłam oczy
zobaczyłam jak jej zimna, blada dłoń oświetlona przez niebieskie światło, delikatnie
dotyka mojego policzka. Mama nazwała tą sztuczkę „ukojeniem”.
Biorąc
głęboki wdech, spojrzałam na swoją drobną dłoń, która zamigotała błękitnym
światłem. Odczekałam chwilę, aż Deidara się wyprostuje, a kiedy to zrobił, ostrożnie
przyłożyłam dłoń do jego policzka.
Sekundę
później poczułam, jak cały się spina, ale gdy wypuścił z ulgą powietrze z płuc,
uniosłam kąciki ust w górę. Zaczął się odprężać, więc powoli położyłam jego
rozprostowaną już rękę na podłodze, aby odwinąć bandaż.
Rana
wyglądała paskudnie. Wypływał z niej jakiś żółty płyn, coś podobnego do ropy,
jednak śmierdziało jak gnijące mięso. Zaczęłam koncentrować się na wyciąganiu
trucizny. Aktywowałam zwykłą, ciemnoczerwoną chakrę. Przez dziesięć dłużących
się w nieskończoność minut, wyciągałam z jego ciała każdą kroplę śmiertelnej
cieczy. Moja chakra gnieździła w sobie śmierdzący płyn, z trudem go niszcząc.
To coś było tak silne, że poczułam zawroty głowy jednak widząc, że Deidara
odzyskuje świadomość, nie przestawałam.
Napięcie
z jego ciała odeszło, a wzrok wydawał się bardziej trzeźwy. Widać było, że
blondyn jest kompletnie wykończony i że za krótką chwilę zemdleje. Niestety
wchłanianie trucizny całkowicie wyczerpało moją moc, więc musiałam jeszcze raz
przemyć ranę i owinąć ją czystym bandażem.
Gdy
kończyłam opatrywać ramię, poczułam, że Deidara mnie obserwuje. Niepewnie
podniosłam wzrok, napotykając jego przeszywające spojrzenie. Walczył z
wycieńczeniem, ale najwyraźniej nie zamierzał się poddać tak łatwo.
-
Powiedz mi, czy ja ciągle mam halucynacje? – po wielu godzinach krzyków i jęków
odzywał się z wyraźnym trudem. – Czy może jestem pijany?
Dotknął
mojej zaciśnięte na bandażu dłoni. Zacisnął swoje drżące palce na moich,
uporczywie się im przyglądając.
- A
może mogę wreszcie odpocząć, bo już nie żyję… – wymamrotał.
Wydawało
mi się, że nie chodziło tylko o dzisiejszy dzień. Westchnęłam cicho.
-
Musisz odpocząć, Deidara – oznajmiłam stanowczo, pomagając mu się dostać do
łóżka.
Przykryłam
go grubym kocem, chociaż ciągle był rozpalony. Zanim wyszłam kazałam mu wypić
napar na gorączkę i czekałam, aż zaśnie. Sen zmorzył go w dwie sekundy.
Po
cichu wyszłam z pokoju, nie zawracając sobie głowy uprzątnięciem leków ze
stolika czy pójściem do Paina. Jak we śnie udałam się do mojego pokoju, w
którym panowała idealna cisza. Nogi się pode mną uginały, więc z ulgą upadłam
na łóżko, wtulając się w miękką poduszkę.
Poczułam
się zmęczona, wyczerpana i bezsilna. Nie chciałam zasypiać, wolałam odejść z
tego miejsca jak najdalej, wymazać z pamięci obraz wyjącego Deidary. Chciałam,
aby moim ostatnim wspomnieniem był jego radosny uśmiech i pasja w oczach, kiedy
mówił o sztuce.
Gdy
zmęczenie wygrało i sen zaczął powoli się wkradać poczułam, jak coś miękkiego
odgarnia mi włosy z czoła. Zauważyłam tylko futro i zmartwione spojrzenie
żółtych tęczówek.
-
Nie myśl o tym – tego dnia Rimo wypowiedział te słowa już trzeci raz, ale tym
razem poczułam, że faktycznie zadziałały.
Przynajmniej
na krótką chwilę.
__________________
Cześć Wam. Aż się sobie dziwię, że tak szybko się wyrobiłam, ale cóż, lubię pisać sceny gdzie występuje nasz artysta, więc jakoś to poszło. :)
Poza tym mam małą prośbę, w sumie nigdy nie myślałam, że będę o tym pisać, no ale... Hm, liczba wyświetleń cały czas wzrasta, a jak na razie dostałam bardzo mało komentarzy. Chciałabym poznać Wasze opinie, nawet i te krótkie, ale wiadomo, że komentarze strasznie motywują, a ja jestem ciekawa, co myślicie o opowiadaniu. No więc do następnego c:
Czeeeeeść :) Masz nowego czytelnika :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny i tak się wciągnęłam, że ja cie kręce :D
Biedny Deidara musiał strasznie cierpieć :(
Powiem Ci że świetnie piszesz i idealnie przy tym idzie wczuwać się w emocje bohatera :) Dobra już nie przynudzam :D Pozdrawiam i życzę weny żeby następny rozdzialik był szybciutko :)
Łał, dziękuję bardzo! c: Dobrze wiedzieć, że nikt nie przysypia, przynajmniej tyle.
UsuńPozdrawiam :3
Kyaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa nowa nota! *.*
OdpowiedzUsuńWeź ty walnij, proszę ja ciebie, jakichś obserwatorów, bo spóźniłam się o całe dwa dni!
Wiedziałam, że Temko nie może być taka pierdolnięta bez powodu, jestem ciekawa jej historii. No i wreszcie dowiaduje się więcej o Kicie, zamordowała swój klan (arrrrrr jak mi szybko nie podasz powodu to umrę z powodu nadmiernych przemyśleń), ma wyjątkową chakrę, przez którą cierpi i wgl.. super sprawa xD znaczy nie, ale lubię takie doświadczone przez życie bohaterki!
Tak w ogóle to zachwycam się nad twoją kreacją Paina. Dużo blogów o Akatsuki ma Lidera despotę, tyrana i wgl bezwzględnego dupka (w sumie u mnie jest.. sama nie wiem jaki xD chociaż władczy odrobinę za bardzo) a przecież w mandze jest uprzejmy, spokojny i opanowany, ciągle pamiętam moment jak Hidan go wyzywał przy pieczętowaniu demona, a on to miał gdzieś. No i właśnie u ciebie jest ta jego uprzejmość, na dodatek taka urocza *.* Fajny Lider
No i potem te cierpienia Dei'a.. jaki smuteczek :<<< świetnie opisałaś ten jego wygląd i ogólnie wszystko. Jestem ciekawa czy ogarnął obecność Kity, czy weźmie to za jakiś majak wywołany gorączką.
No, ale Saso oczywiście też boski. A o Tobim przedawkowującym cukier już nie wspomnę xD
Zdarzyło się kilka powtórzeń i literówek, np
'gdy nagle Rimo zacisnął swoje ostre żeby' - zęby
Albo gdzieś tam w gabinecie Lidera napisałaś 'mężczyzną' bodajże, a miało być 'mężczyzna'
Pozdrawiam, buziaki ;3
Haha, jaki entuzjastyczny wstęp! :D
UsuńProszę bardzo, obserwatorzy gotowi, niestety z moim życiowym ogarem trochę to trwało.
Jakoś tak lubię torturować główne bohaterki, bo prawie zawsze jak coś oglądam albo czytam, to kurde ONA najważniejsza, ONA niesplamiona -.-
Pamiętam ten odcinek z Hidanem, haha :3 No w sumie chyba jakoś Lider musi szanować tych swoich "podwładnych", bo jakby tak wszyscy się mu sprzeciwili to nie wiem co by zrobił :o
No widzisz, nieważne ile razy będę sprawdzać rozdział, to i tak coś przeoczę XD
Pozdrawiam ;*
Rozdział świetny , fajnie że Dei w końcu się pojawił :) Nie przejmuj się małą liczbą komentarzy , większości się po prostu nie chce , mam nadzieje że i tak będziesz pisać , czekam na kolejny :) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń~Tamara
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam :3
UsuńRozdział jest naprawdę cudowny. Piszesz tak ładnie i ciekawie, przez co nie mogę oderwać się od czytania i z niecierpliwością czekam na nowości. Mam nadzieję, że niedługo coś dodasz. Pozdrawiam gorąco. :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak miło jest przeczytać coś takiego. Dziękuję! :)
UsuńNo nie, wstyd, po prostu wstyd! Oczywiście mówię o tym, że komentuję dopiero teraz. Po tak długim czasie... Ale w końcu znalazłam czas na przeczytanie w spokoju wszystkich zaległych rozdziałów. Wreszcie :)
OdpowiedzUsuńNa początku muszę napisać, że jestem zachwycona postacią Temko. Jest genialna... uwielbiam takich psychopatów jak ona. Niby taka słodziutka i milutka, a jednak ma diabła pod skórą. W tym rozdziale pokazała się od najlepszej strony, także fragment z wyprawą po zakupu uważam za naprawdę udany ^^
Idąc dalej, nowy pacjent Kity był niemałym zaskoczeniem. Deidara to ma jednak pecha. Żeby tak ucierpieć... no cóż, ważne, że Kita mu pomaga (choć wcale nie jest mi go szkoda - niedobra ja). W sumie to byłoby całkiem miłe spotkanie, Kity i jego, gdyby nie okoliczności. Ale przynajmniej nasza bohaterka wie już, że chłopak też jest w Aka.
Tobi i ten tekst o przedawkowaniu cukru powalił mnie na łopatki ^^ Gdy jeszcze sobie wyobraziłam tą scenę, w której tak skakał, to momentalnie na mojej twarzy zagościł uśmiech :) Dobrze, że jest tam taka postać jak on. Ciekawa jestem, czy z nim będzie tak jak w przypadku Temko i w końcu Kita również zobaczy, że nie bez powodu należy do tej organizacji.
Nie mogę też doczekać się, kiedy rozpocznie się leczenie Konan i czy będzie skutkowało. No, ale wierzę w zdolności Kity. Może nie będzie to łatwe, ale nie tracę nadziei, że podoła temu zadaniu. (I żeby być zupełnie szczerą, muszę Ci o czymś napisać xD Przeżyłam małe wtf?! gdy w poprzednim rozdziale czytałam opis Konan. Chodzi mi o ten cień na powiekach. Ale potem wszystko się wyjaśniło - jeśli ma taką swoją opiekunkę, to jest to prawdopodobne. Nawet bardzo. I nie ma w tym nic dziwnego xD).
Hmm... tak mnie teraz naszło na przemyślenia i stwierdziłam, że bardzo przyjemnie czytało mi się te zaległe rozdziały. Bardzo dobrze piszesz, pewnie Ci już to mówiłam, ale warto to powtórzyć ^^ Ani razu się nie znudziłam, choć rozdziały mają całkiem przyzwoitą długość :) I bardzo dobrze! :D
Na koniec jeszcze chciałam Ci powiedzieć, żebyś nie przejmowała się komentarzami. Choć wiem, że gdy ich nie ma, to motywacja jednak trochę zanika, to myślę, że trzeba mimo wszystko robić swoje ^^
Tak. To będę już kończyć :) Życzę weny oraz, co ważniejsze, wolnego czasu :) Pozdrawiam! ;)
Dziewczyno, uwielbiam Cię <3 dzięki za taki wyczerpujący komentarz!
UsuńNo to mogę odetchnąć z ulgą, że charakter Temko wyszedł zgodnie z planem. Biedny Deidara, ale męczenie postaci to jedno z moich ulubionych zajęć :3
Tobi to strasznie skomplikowany gość jak już wszyscy wiemy, więc postaram się to jakoś rozwinąć. ^^ Może ta opiekunka jest jakaś psychiczna, skoro ją maluje...? Kto to wie, w końcu jest pod urokiem jakiegoś jutsu...
Wielkie dzięki za takie miłe słowa, aż się rumienię c:
To nic żenującego prosić o opinie, tak sądzę. To miłe, kiedy ludzie doceniają coś, nad czym siedzimy - bądź co bądź - sporo czasu i wkładamy w to serce. Ale nieważne! Deidara, uwielbiam! Biedny, bezbronny i skrzywdzony Deidara. Aż prosił się, żeby go mocno przytulić! Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału i ich kolejnego spotkania, mam nadzieję. Temko... słodka, za słodka! Ona przekroczyła już chyba wszelkie znane mi granice, chociaż w Akatsuki przyda się zapewne ktoś taki, kto będzie potrafił rozweselić towarzystwo. Sasori mnie rozbraja, ale przedstawienie go jako tego "złego" (o ironio, zły Sasor w bandzie morderców...) zawsze mnie urzekało. I mało coś Rimo ostatnio. Strasznie usunął się w cień. No ale poczekam jeszcze, na pewno pokaże pazurki już niedługo, bo coś czuję, że on skrywa więcej, niż pokazuje. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i mam nadzieję, że pojawi się już niedługo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mukudori.
Na wstępie ogromnie Ci dziękuję za te wszystkie komentarze, przeczytałam je szczerząc się do siebie jak głupia. :D Tak naprawdę jestem dosyć zdziwiona, ale cieszę się, że opowiadanie ma klimat który się większości podoba. Już mam przypływ weny twórczej...
UsuńI dobrze, że udaje mi się w jakimś stopniu wzbudzić ciekawość, a fakt że nie poszłaś po swojego czekoladowego mikołaja jest dla mnie zaszczytem. ^^ Wielkie dzięki za tyle ciepłych słów, za wypomnienie błędów. Mam nadzieję, że nie zawiodę c:
Pozdrawiam!
Witam, witam ^^ się ociągałam trochę u ciebie… no dobra bardzo, bo od tej notki powinnam zacząć, tak więc tak będzie :D Przepraszam cię ogromnie! Oczywko, zrehabilituje się komentarzami :> To zacznę wpierw od ogólnej oceny, no bo wiesz, ja tu nowa xD ale spokojnie, zaspojleruję, że było zajebiście *oo*
OdpowiedzUsuńNo to tak, bardzo zajebiście piszesz, z każdym rozdziałem akcja coraz bardziej się nakręca, ku uciesze takiego czytelnika jak ja ;D cóż w sumie ciekawi mnie co dalej, ale musiałam się zatrzymać xD bardzo fajnie płynnie piszesz, jednak powiem szczerze, że dopiero od piątego rozdziału mnie wciągnęło na dobre ;D długo kazałaś czekać na główną atrakcję opowiadania – wstąpienia do Akatsuki :P masz bardzo płynny styl i oryginalny sposób pisania, w pizdu akapitów… xD akapity zwykle daje się jak zaczyna się nową scenę, opisuje nowy pogląd, a ty tu takie krótkie zdania i koniec akapitu – no nie spotkałam się jeszcze z czymś takim, ale, ALE nie jest to złe, fajnie się scrolluje przy tym „och na tym akapicie skończyłam” nie da się pogubić, jak przy wielu książkach x) błędy… ortograficznych w ogóle nie robisz xD ale przy interpunkcyjnych… zdarza ci się nie dać przecinku tam, gdzie powinno się zaczerpnąć oddechu, ale te zgodne z zasadami, są na swoim miejscu ;D tyle z moich uwag xD oczywiście nie napisałam je w złośliwości, mam nadzieje że ich tak nie odebrałaś ;)
A co do fabuły, och fabuła mega ;D bardzo mi się spodobało pierwsze i drugie spotkanie Kity z Deidarą ;D to było takie słodkie, jak on do niej podszedł na zewnątrz tego baru i tak zaczął z nią rozmawiać o tych wszystkich pierdołach takie to było kochane xD a potem drugie, ona go leczy, on sądzi, że ma halucynacje *___* nie wiem, scena mi się skojarzyła z Hobbitem xD akcja z Kilim i Tauriel <33 ja nie wiem, powinnaś ich pozwać, zapieprzyli ci wątek, chamy :/ xD podoba mi się jej specjalizacja – medyk x) nie kryję, że lubię medyczne wątki, a ty tu nawet opisujesz co zachodzi w organizmie – pojęcia nie mam czy dobrze, ale to brzmi tak mądrze :3 całe to leczenie Itasia, Konan, Deidary <3 no świetne to xD
Rimo – postać kota na opiekuna, ale bardzo ciekawie wykreowałaś ten cały klan, kurczę, niektórzy to mają wyobraźnie >.< godne pozazdroszczenia ;D i te ich objawy wykorzystywania swojej mocy, że mają jakieś bóle, stają się agresorami itd. no cud miód i orzechy ;D podoba mi się też ten trik z ukojeniem bólu, że dotyka się policzka cierpiącego i jakby wszczepia chakrę – boże, jakie zajebiste pomysły, ty napisz jakąś fantastyczną książkę, czytałabym <333
Może jeszcze się wypowiem o twojej kreacji Aka ;D boże, Saso <333 zacznę od niego, co łatwo się domyślić xD tak, taki zimny, nieczuły drań <3 swoją dupę ratował, a bachora już nie :< normalka xd no, ale chciał mu pomóc i pozbyć się trucizny – trzeba docenić xD podobała mi się jego odpowiedź na „który to pokój?”, „usłyszysz” kurwa, takie to nieczułe, a takie jarające xD no Deidara to taki słodki, impulsywny chłopaczyna <3 w tym barze był taki milutki, w życiu bym go za mordercę nie wzięła xD ech, kamufluje się cwaniak xD Itachi :3 on jest taki kontrastujący miły, ale sprawia wrażenie chłodnego, cichy, ale jak mówi to mówi…XDDDD w każdym razie – podoba mi się ;D Tobi to gUpek C: tyle, nie potrzeba więcej xD Kisame żartuje, rzuca sarkazmami i w ogóle ;D ja przez Naruto SD mam go cały czas za takiego upośledzonego xDDD Taki czarny humor mi się włącza xD Hidan… no ja pieprze >.> bulwersujące >.> żadna dziwka nie jest godna ofiary Jashina >< czyżby dziwka nie była już dziewicą? >.> XDD nie no, biedna ta dziwka, Hidan nią tak rzuca… hah nie no, żartuje, i tak już przecież nie żyje xDDD Pain, kurde jaki on uprzejmy, no jak nie lider xD ale to się pewnie na pewno zmieni xD i jeszcze ta Temko, och, psychiczna laska, ale jednak jest fajna ;3 ciekawi mnie, jakie ona ma zdolności, bo sądząc po twoich kreacjach to będzie jedno wielkie wow z mojej strony ;D
No to tyle z tego komentarza, na dniach nadrobię resztę :)
Życzę mnóstwa weny ;*
Pozdrawiam :D
O Bosze, jaki długi komentarz! Jestem w niebie ♥
UsuńNie masz za co przepraszać, serio, pisząc tyle pochlebstw wszystko rekompensujesz :D
Tak szczerze to naprawdę nie spodziewałam się, że kogoś to wciągnie. Nic tylko dziękować, rumienić się i cieszyć :3 Właśnie strasznie zastanawiam się nad tymi akapitami, jak czytam to myślę "kurcze, nie za często?", ale jakoś tak się przyjęło. Cieszę się z takich uwag, nawet z tych o błędach z interpunkcyjnych, bo wiem co poprawiać c:
Deidara musi być uroczy, ale i nieobliczalny, no inaczej się nie da! Haha, a może nawet ich pozwę, w końcu kto by nie wygrał z ludźmi od Hobbita XD Mówiąc (pisząc?) szczerze, to jeśli chodzi o te medyczne wątki... Nie mam większego pojęcia co wypisuję, ale skoro brzmi to mądrze - mission complite!
Akatsuki od zawsze i na zawsze przezajebiści, zaczynając od chłodnego Akasuny, przez jashinistę Hidana, po głupiego Tobiego :3
"nie no, biedna ta dziwka, Hidan nią tak rzuca… hah nie no, żartuje, i tak już przecież nie żyje xDDD" hahah, mądre spostrzeżenie XD
Dziękuję bardzo i cieszę się, że Ci się podoba! Pozdrawiam cieplutko ;*