sobota, 28 września 2013

Rozdział 4
Inny wymiar


                Nasza podróż nie trwała długo. Zatrzymaliśmy się tylko na jeden postój, w środku lasu, kiedy słońce zaczęło wschodzić.
                Kisame oznajmił, że muszą zająć się z Itachim jakąś ważną sprawą, po czym odeszli w stronę pokaźnej jaskini. Oczywiście Rekin kilka razy wspominał, że jeśli ucieknę, to mnie znajdzie i dla świętego spokoju odetnie mi nogi, ale jego groźba nie brzmiała zbyt poważnie. Przynajmniej dla mnie.
                Po odejściu kryminalistów Rimo mruknął, że zapewne chcą powiadomić Lidera o powodzeniu misji. Zerknęłam na niego zaskoczona.
                - Skąd ty o tym wiesz? – zapytałam, rozsiadając się w pobliżu rozpalonego ogniska. Było naprawdę zimno, a mój płaszcz już nie wydawał się taki ciepły.
                Kot przeciągnął się leniwie, ale jego napięte ciało nadal świadczyło o tym, jak bardzo jest spięty.
                - Mam swoje źródła – rzucił mi spojrzeniu typu: „Nie rozmawiajmy o tym”. Potem podszedł do mnie i położył się obok, kładąc głowę na moim udzie.
                Z przyzwyczajenia zaczęłam głaskać jego futro, które wyglądało tragicznie. Brudne, poplamione zaschniętą krwią, szorstkie w dotyku.
                Sam Rimo wydawał się zmęczony i nieobecny, nie odzywał się do powrotu członków Brzasku.
                Godzinę później znów ruszyliśmy, tym razem Kisame gadał jak najęty. Naprawdę nie wiem o czym: byłam zbyt przejęta myślami o spotkaniu ze sławnym Przywódcą Akatsuki.
                Jakie mógł mieć wobec mnie plany? Chciał mnie zabić, czy potrzebna byłam mu do jakiś innych celów? Może pomyślał, że nadam się do jego szeregów?
                Dopiero po tak długiej rundzie pytań uświadomiłam sobie, że nie będę chciała być biernym odbiorcą w tej rozmowie. To w końcu ja decyduję o sobie i to ja podejmuję decyzję. Prawdziwe pytanie brzmiało: przez  jak długo?
                Około południa zatrzymaliśmy się na jakimś pustkowiu, którego jedynym elementem był niewielki głaz. Zerknęłam pytająco na Kisame, który tylko pokręcił głową z szerokim uśmiechem, a potem skinął na Uchihę.
                Cofnęłam się do tyłu, brutalnie chwytając Rimo za futro. Syknął zaskoczony, ale nie odezwał się ani słowem. Chyba też zaczął zdawać sobie sprawę, że to ta chwila.
                Moi dotychczasowi towarzysze złożyli dłonie w kilka pieczęci, a potem nastąpił huk. W powietrze uniosło się tyle kurzu i pyłu, że musiałam przecierać załzawione oczy. Przez dłuższą chwilę nic nie widziałam, oślepiona brudem otoczenia. A potem moim oczom ukazały się ogromne, kamienne schody prowadzące do ciemności.
                - Panie przodem – Kisame popchnął mnie lekko w stronę wejścia, a ja starając się zachować spokój zaczęłam schodzić po schodach.
                Rimo był tuż za mną, ale tak naprawdę nic nie widziałam. Przypomniał mi się jeden z moich koszmarów, w którym podążałam za dziwnym głosem, a końcem końców niespowita ciemność zaczęła mnie pożerać.
                Byłam niemal pewna, że za chwilę poczuję wilgoć lub zimno, które powinno się odczuwać pod ziemią. Zamiast tego zrobiło się… ciepło? Fala rozgrzewająca oziębłe policzki buchnęła w naszą stronę, kiedy zeszłam z ostatniego stopnia.
                I wtedy pomieszczenie rozjaśnił blask lamp, które zwisały z sufitu niczym nietoperze. Wąski korytarz ciągnął się przez jakieś piętnaście metrów, a na każdej ścianie widniały niezrozumiałe dla mnie napisy. Czyżby jakieś jutsu…?
                Mój oddech odbijał się echem po całym pomieszczeniu, tak samo jak kroki. Co chwilę odwracałam się sprawdzając, czy Rimo i reszta podążają za mną. Mimo wszystko byłam wściekła, że dałam się namówić na tą wyprawę, ale całą złość tamowało przerażenie.
                Wreszcie stanęłam naprzeciw mosiężnych drzwi, których klamka wydawała się dość niestabilna.
                Kot podszedł bliżej, niemal chwytając się zębami materiału moich spodni, a ja czekałam na dalszy obrót spraw.
                Itachi, który nagle znalazł się przede mną zapukał w drzwi, a po chwili pchnął je bez najmniejszego wahania. Otworzyły się z drażniącym skrzypnięciem, obijającym się po całym korytarzu.
                W czwórkę weszliśmy do ogromnego pomieszczenia, a ja od razu poczułam nieprzyjemny powiew zimna. Boże, poczułam się jakbym weszła do stawu w środku zimy. Wewnątrz panował półmrok, a jedynymi przedmiotami, które potrafiłam dostrzec było bordowe biurko zawalone dziesiątkami zwojów i biblioteka, która zajmowała całą północną ścianę.
                Miałam nieodparte wrażenie, że tynk z sufitu sypał mi się na głowę i za krótką chwilę całe to pomieszczenie zamieni się w drobny mak.
                - Liderze, przyprowadziliśmy Naito Kitę, według twoich rozkazów – Itachi odezwał się swoim zwykłym, beznamiętnym tonem, aczkolwiek usłyszałam w nim dziwny szacunek.
                - Doskonale – niski głos sprawił, że przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. – Itachi, Kisame. Możecie odejść.
                Kisame zaśmiał się pod nosem, a potem delikatnie klepnął mnie w ramię.
                - Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy – szepnął, a chwilę potem oboje zniknęli.
                Rimo nadal stał obok mnie z dzielną postawą, ale zauważyłam, że jego brudny ogon drży.
                Zapanowała głucha cisza. Serce biło mi tak mocno, aż przestraszyłam się, że Lider to usłyszy.
                - Miło cię wreszcie poznać, Kito.
                I wtedy Przywódca Brzasku otworzył oczy, a ja zamarłam. Rinnegan.
                Wreszcie mogłam przyjrzeć się jego twarzy. Wyglądał młodo, a przynajmniej młodziej, niż się spodziewałam. Płomienno rude włosy odstające w każdą stronę, dodawały mu odrobinę buntowniczego wyglądu. Światło odbijało się w kolczykach umieszczonych na twarzy, a przekreślony znak wioski jeszcze bardziej przypominał o przeszłości mężczyzny.
                Jego oczy hipnotyzowały. Pod spojrzeniem tych niezwykłych oczu czułam się mała i bezbronna, jakby mógł wyczytać ze mnie wszystko, co tylko chciał. Ale tak właśnie było, prawda? Chyba że…
                - Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego tutaj jestem.
                Kąciki jego ust powędrowały w górę, tworząc coś na kształt uśmiechu. Oparł podbródek na splecionych dłoniach, a jego powieki opadły.
                - Jesteś tutaj, ponieważ podjęłaś mądrą decyzję. Doskonale zdajesz sobie sprawę, jak silna jest ta organizacja – odpowiedział powoli, jakby od wielu lat powtarzał tą samą regułkę.
                Postanowiłam tego nie komentować. Ukradkiem zerknęłam na Rimo, który teraz przysiadł, nerwowo poruszając ogonem. Wpatrywał się w rudowłosego z dziwnym błyskiem w oku, tak jakby go skądś kojarzył… Cholera, czy on znał wszystkich członków Akatsuki?!
                - Podobno miałeś jakąś sprawę… - podjęłam temat dość niepewnie, a kiedy Lider otworzył oczy, aż się wzdrygnęłam.
                - Masz rację. To bardzo poważna sprawa. Usiądź, proszę – wskazał na drewniane krzesło po drugiej stronie biurka.
                Z ostrożnością podeszłam bliżej i przysiadłam na niezbyt wygodnym siedzeniu, wiercąc się nerwowo. Kot oczywiście poczłapał za mną.
                - To bardziej osobista prośba, chociaż muszę przyznać, że byłabyś doskonałym elementem mojej organizacji.
                Wymówił słowo „element” z taką obojętnością, że poczułam niepokój. To właśnie tak traktował swoich poddanych? Jak pionki potrzebne do rozegrania ważnego meczu?
                - Dużo o tobie słyszałem, Kita. Podobno jesteś świetnym medykiem. Jednym z najlepszych w naszych okolicach.
                Zacisnęłam dłonie na szorstkich materiale płaszcza. Skąd tyle ludzi wiedziało? Myślałam, że moje ukrywanie przynosi jakieś efekty.
                - Widzisz, Itachi nigdy nie powiedział mi o swojej chorobie – roześmiał się gorzko, wpatrując się w punkt za mną. – Zawsze był sprytny i bystry, a do tego Kisame mu pomagał. Jednak był taki czas, kiedy dostrzegłem zmiany. Itachi czuł się coraz gorzej, a po każdej misji wyglądał jak siedem nieszczęść. Jednak z czasem zaczęło mu się poprawiać. Zacząłem zastanawiać się jak to możliwe, jak w tak krótkim czasie wyzdrowiał. Doskonale wiedziałem, że wady wzroku spowodowane technikami są ogromne i bolesne.
                Przyjrzałam się jego oczom. Fioletowe ślepia patrzyły na wszystko wokół z obojętnością i wyuczonym dystansem.
                - A więc pewnego dnia, kiedy Itachi był już w pełni sił, wezwałem do siebie Kisame. Kiedy powiedziałem mu, że wiem o wszystkim, nie był zaskoczony. I nie zajęło mi dużo czasu dowiedzenie się, że za poprawę zdrowia Itachiego odpowiadają pewne leki. Leki stworzone przez ciebie.
                Całe moje ciało spięło się pod jego badawczym wzrokiem.
                - Byłem pod wrażeniem, naprawdę. Bo jak tak młoda osoba może być tak dobra w medycznym ninjutsu, aby naprawić wadę sharingana? A potem dowiedziałem się o twoim nazwisku. Naito. Sławny klan Naito, który został wymordowany w tajemniczych okolicznościach. Myślałem, że wszyscy zginęli. Ale jak widać myliłem się.
                Spojrzałam na swoje popękane dłonie, które teraz wydawały się najbardziej interesujące.
                - Czego ode mnie chcesz? – znienawidziłam się za to, że mój głos zadrżał.
                Lider westchnął ciężko, a potem odchylił się na siedzeniu. Teraz wyglądał na zwykłego, zmęczonego człowieka, który chce jak najszybciej zakończyć swoje obowiązki.
                - Chcę twojej pomocy. Chcę, abyś spróbowała wyleczyć bliską mi osobę. Jej choroba jest ciężka, i każdy z medyków jaki kiedykolwiek się tutaj pojawił nie mógł nic na to poradzić. A z każdym dniem jest gorzej. Więc proszę ciebie.
                Nie mogłam zrobić nic innego niż się gapić. Czy on właśnie mnie o coś prosił?
                - Oczywiście będziesz tutaj mieszkać. Będziesz mogła zobaczyć się z innymi członkami Brzasku, będziesz mieć zapewnione bezpieczeństwo, jedzenie i inne wygody. To wszystko w zamian za pomoc. Nie daję ci limitu czasu, po prostu zrób co w twojej mocy – pierwszy raz od naszego wejścia rzucił okiem na Rimo. Posłał mu dziwne spojrzenie. – Oczywiście twój zwierzak też jest mile widziany.
                Rimo warknął wściekle, nagle całkiem pewny siebie. Przez dłuższą chwilę mierzyli się z mężczyzną spojrzeniami.
                - Więc jak, Kita? – zwrócił się do mnie jasnowłosy, potrząsając głową. – Zgadzasz się?
                Nagle czas zamarł, a ja poczułam się zagubiona. Z jednej strony jaką miałam gwarancję, że ten człowiek mówi prawdę? Przecież był kryminalistą, który stworzył tą organizację i siał postrach wśród wielu shinobi. Miałam nagle zaklimatyzować się wokół grupy morderców, psychopatów czy gwałcicieli?
                Z drugiej zaś strony, jakie miałam prawo żeby ich oceniać? Sama nie byłam lepsza. Ale póki nie dowiedzą się, co takiego zrobiłam… A co jeśli on już wie?
                Spojrzałam na Rimo i ku mojemu zdumieniu dostrzegłam w jego oczach smutek. Nagle pomyślałam o tych wielu dniach, latach, które spędziliśmy na ciągłych walkach i ukrywaniu się. Nie mieliśmy stałego domu, miejsca, w którym mogliśmy się czuć bezpiecznie. A skoro teraz ktoś gwarantował nam przychylne warunki, dlaczego miałabym się nie zgodzić? To nam się należało. Po tym wszystkim co zrobiliśmy, naprawdę.
                - Zgadzam się – odparłam pewnie. – Od czego mam zacząć?
                - Na razie odpocznij. Przyślę kogoś, aby oprowadził cię po organizacji. Poczekaj w korytarzu.
                Już zamierzałam wyjść z tego przerażającego miejsca, kiedy usłyszałam głos Lidera.
                - Ach, Kita, zapomniałem o jednym – teraz szukał czegoś w bibliotece, stojąc plecami do mnie. – Od teraz zwracaj się do mnie tak jak wszyscy, Liderze. Inaczej urwę ci głowę. Zrozumiano?
                Przez dłuższą chwilę przypatrywałam się jego plecom. Dopiero kiedy Rimo pociągnął mnie za płaszcz, obudziłam się z dziwnego zamyślenia.
                - Zrozumiałam.
                Drzwi znów wydały nieprzyjemne skrzypnięcie, ale ciepły podmuch powietrza zadziałał na mnie kojąco. Przystanęłam przed drzwiami i spojrzałam na Rimo. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu z dziwnym napięciem. Miałam wrażenie, że ściany mają uszy, a to wszystko to jeden z moich koszmarów.
                Tylko ten musiał trwać dłużej. A może już całą wieczność. 
_______________________

Oto czwarty rozdział. Trochę mnie tutaj nie było, ale wiecie jak to jest - wrzesień się kończy, a szkoła już zdążyła mi się zwalić na głowę. Podziękujmy jej. 
W tym rozdziale nie było za wiele akcji, ale jak się można spodziewać w następnym Kita spotka już innych członków Akatsuki, więc raczej będzie ciekawie. :3
Dzięki za wszystkie komentarze i miłe słowa - serio, to wiele dla mnie znaczy i daje motywację do pisania. Pozdrawiam was wszystkich i życzę przetrwania w tym roku szkolnym!

6 komentarzy:

  1. Ehhh, szkoła... Znam twój ból =.= Już zdążyłam załapać pałę z polskiego xD
    Ale, ale. Do rzeczy!
    Znów świetny rozdział… Genialnie opisujesz i oddajesz klimat organizacji oraz charaktery postaci.
    Rimo z każdym następnym rozdziałem jest dla mnie coraz bardziej… Tajemniczy. I znowu mam wrażenie, że zaraz zmieni się w faceta, ehh xD
    Kisame gada jak najęty, a Itachi ma wszystko w dupie. Takie skrajności, a jednak się dopełniają ;D
    Powiem ci, fajny pomysł z tą organizacją. Zazwyczaj, nawet u mnie, jest po prostu jakiś budynek w środku lasu na jakimś zadupiu, z pokojami sypialnianymi na :górze: i licznymi tajemniczymi korytarzami i lochami na dole…
    A tu jeb, wielki głaz i ukryte schody. Oryginalnie, nie powiem, że nie ^ ^
    Dalej- Liderek *3*
    To chyba zawsze tak jest, ze „nowy” spojrzy mu w oczy i zdrętwieje. Ale w sumie Rinnegan to nie jest pierwsze lepsze Kekkei Genkai, więc.. U ciebie Pain jest groźny, ale mimo wszystko kulturalny. Tak bardzo, bardzo różni się od mojego. Ale przez to bardziej mi się podoba. W sumie pasuje do niego ‘nie-bycie-skurwysynem’ xD
    Ciekawa jestem, o kogo może chodzić. Czyżby Konan? W sumie, to by pasowało. Przecież mu na niej zależy, są przyjaciółmi itd., może nawet coś więcej się kroi? Zobaczymy, zobaczymy…
    Lider proponuje jej posadę medyka, dom nad głową, szacunek i ochronę. I teraz Kita musi podjąć jedna z najważniejszych, o ile nie najważniejszą decyzję w życiu, od której będzie zależeć jej dalszy los. To było słodkie, gdy w myślach zastanawiała się nad jej i Rimo przeszłością. Że nigdy nie zagrzali gdzieś miejsca na dłużej… Słodkie ♥
    No i tak trafiła do Akatsuki. Naprawdę, nie mogę się doczekać jak spotka resztę. Najbardziej chyba Hidana i Tobiego, haha. A potem Sasora i Deia. Będzie szok, coś tak przeczuwam. Mam wielką nadzieję, że nie zrobisz z nich bandy idiotów i zachowasz ten klimat organizacji, który wprowadziłaś. Chociaż przy kłótniach artystów to trochę trudne do wykonania…
    Nie mniej jednak, czekam niecierpliwie na next i życzę ogromu weny i czasu na pisanie. c:
    I mogłabyś w sumie usunąć weryfikację przy komentarzach, trochę wkurza xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero jedną pałę? Kobieto, jak ja ci zazdroszczę XD
      Dzięki, dzięki, aż się rumienię *o*
      Biedny Rimo, nikt nie chce zaakceptować jego zwierzęcej natury... Taak, ja też to zauważyłam, że niby Kisame i Itachi tacy odmienni, a jednocześnie podobni. Dlatego tak strasznie ich lubię :D
      No właśnie tak czytam tyle opowiadań i zawsze jest las, jakby ci Akatsuki byli jakimiś grzybiarzami (nie wiem dlaczego las kojarzy mi się głównie z grzybami?) więc jakoś chciałam to zmienić ;3
      Pain zawsze wydawał mi się takim dżentelmenem, więc postanowiłam go jakoś tak przedstawić. Znaczy, jeśli zajdzie potrzeba to cię zabije, ale nie jest taki zły!
      Niee, raczej nie pójdę w komedię, chociaż przy kłótniach Deia i Sasora, albo Hidana i Kakuzu to będzie wyzwanie :D No i biedny Tobiasz, co ja z nim pocznę? ;c
      Dzięki za motywujący komentarz! :D

      Usuń
  2. No to tak. Weszlam na twojego bloga nue dlatego ze czytasz mojego tylko dlatego ze zaciekawil mnie opis na jednym ze spisow.
    Och. Akatsuki i OC cos co jest malo orginalne ale jak dla mnie bardzo fajne i kocham to czytac.
    Takze jak pohawil sie Deidara w drugim rozdziale to bylam juz super zadowolona. Fajnie go przedstawilas i fajna ogolnie sytuacja.
    Pozniej Akatsuki. I nasza Kita jest w organizacji. Jestem teraz ciekawa kogo ma ona uleczyc i jak bedzie wygladalo spotkanie z Deiem.
    Ogolnie to koooocham koty. Naprawde baaardzo kocham koty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oesu, to teraz mam nadzieję, że cię nie zawiodę. Będę się starać c;
      Też uwielbiam koty, i ogólnie rozbawiło mnie to twoje ostatnie zdanie :D widzę taką psycho-minę, zupełnie jak moja...

      Usuń
  3. Może i akcji niewiele, ale ja tam osobiście kocham rozdziały, które opierają się na rozmowach... można przy nich odpocząć, a i wciągają. I teraz, zanim zapomnę, dwa błędy, które dość mnie dotknęły. Pierwszy, nie tragiczny, ale błąd - gdzieś tam było "schodu". Na samym początku bodajże, kiedy schodzili po schodach. Z ostatniego schodka. Schodu, schodu... nie wiem, czy takie słowo w ogóle istnieje, a nawet jeśli, brzmi przerażająco. I drugie, wynikające pewnie z roztargnienia... mosiężnych, drewnianych drzwi, czy cuś takiego. Albo mosiężne, albo drewniane. Jeśli zaś chodzi o treść, naprawdę jestem zaskoczona. Ciekawa jestem, kogo będzie leczyć Kita i jak potoczą się jej losy. Cieszę się, że nie została zwerbowana jako jakaś pomywaczka czy ktoś tego pokroju. Zaczynasz oryginalnie i mam nadzieję, że tak samo skończysz. No i oczywiście wciąż czekam z niecierpliwością na spotkanie dziewczyny z resztą organizacji.

    OdpowiedzUsuń
  4. 41 year old Speech Pathologist Isa Nye, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like Prom Night in Mississippi and Amateur radio. Took a trip to Barcelona and drives a Eldorado. odniesienia w wikipedii

    OdpowiedzUsuń