poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 2
Półcień

3 lata później
               
                Dębowe drzwi zaskrzypiały boleśnie, kiedy świst wiatru wypełnił niewielkie pomieszczenie. Tańczący w kominku ogień przygasł, tym samym pozostawiając pokój na pastwę malutkiej, topniejącej się świeczki.
                Kita rzuciła brudną torbę na drewniany stolik, tym samym brutalnie budząc śpiącego na nim Rimo. Kot podniósł głowę, starając się dokładnie przyjrzeć otoczeniu.
                - Kita? – mruknął sennie, nieudolnie próbując odegnać resztki snu.
                Dopiero kiedy zauważył, że dziewczyna stoi bezradnie koło okna, a całe jej ciało drży, w jego głowie odezwał się alarm.
                Co do cholery mogło się stać?
                Rimo ostrożnie zeskoczył ze stolika, kierując się w stronę ciemnowłosej. Bez większego problemu wdrapał się na wilgotny od deszczu parapet. Szyby były tak popękane, że krople szalejącego na dworze deszczu bez kłopotu dostawały się do środka.
                - Co się stało? – spojrzał w soczyście zielone oczy, które teraz wylewały drobne łzy.
                Kot musiał wytężyć wzrok, aby upewnić się czy na pewno są prawdziwe.
                - Nie chciałam się rozklejać… - mruknęła Kita łamiącym się głosem, który boleśnie ścisnął Rimo za serce. – Po prostu… Muszę wyjść, dobrze? Nie czekaj na mnie.
                Zwierzę przypatrywało się, jak dziewczyna wciąż pochlipując zakłada ciemnozielony płaszcz i wykręcając mokre włosy chwyta tą samą torbę, która przed chwilę wylądowała na stoliku.
                Sekundę później został sam, tępo wpatrując się w wyryte na drzwiach znaki obronne.
Dawno nie widział jej w takim stanie. Coś musiało się stać. Czarne myśli napłynęły do jego głowy niczym zbliżająca się lawina, przed którą nie da się uciec.
                Obiecał, że będzie o nią dbać, a tymczasem było coraz gorzej. Nie mógł jej pomóc, bo nie chciała pomocy. Nigdy nie przyznała się, że ma problem.
                Przez ostatnie trzy lata stali się popularni wśród poszukiwanych kryminalistów. Byli zmuszeni do walczenia w tak dużą ilością ludzi, że Rimo już dawno stracił rachubę ilu wybili.
                Było ciężko, ale nic nie mogli na to poradzić. Każdy dzień był walką o przetrwanie, a kot wiedział, że psychika Kity jest na pograniczu szaleństwa.
                I chociaż zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, to właśnie puścił dziewczynę niewiadomo gdzie, zapłakaną i wstrząśniętą. Był oficjalnie najgorszym towarzyszem świata. Egoizm był wpisany w jego geny, jakaś mała cząstka samolubnych myśli wkradała się do jego głowy każdego dnia, ale przywiązanie do Kity było silniejsze. Na szczęście…
                Pogrążony w dołujących myślach otrząsnął się dopiero, kiedy jedna z większych kropli spadła na jego nos. Przekląwszy siarczyście, zaczął ponownie wmawiać sobie, że będzie trzeba zrobić coś z tym oknem, bo inaczej zaleje ich małą mieścinę.
                Teraz jednak marzył tylko o przyjemnej drzemce na kolanach Kity. Kiedy szyba pękła z niespodziewanym hałasem Rimo pomyślał, że nie może być gorzej.

***

                Naprawdę łatwo było zauważyć budynek wśród gąszczu bujnych drzew. Światła rzucały na pobliską okolicę niepokojące cienie, a muzyka dochodząca z lokalu rozbrzmiewała w całym moim ciele.
                Mimo, że budowa była sprytnie ukryta od razu zauważyłam, że w środku nie brakowało ludzi. Zapach alkoholu i papierosów wypełnił moje nozdrza już kilka metrów od wejścia, przy którym – co mnie całkiem zdziwiło – nie stał żaden umięśniony dryblas.
                Ceglany budynek wyglądał, jakby tuż za chwilę miał zrównać się z ziemią, a postawiony wokół niego metalowy płot przypominał bardziej nieudaną ozdobę, niż zabezpieczające ogrodzenie.
                Przeskoczyłam go bez większych trudności nawet nie wyciągając dłoni z kieszeni płaszcza. Pchnęłam ogromne, drewniane drzwi, a hałasy uderzyły mnie z taką siłą, że aż się skrzywiłam.
                Środek lokalu nie wyróżniał się niczym szczególnym – szare, pobrudzone ściany oszpecone wulgarnymi napisami, kilka nagich żarówek zwisających z sufitu. Okrągłe stoliki przy których siedzieli głównie potężni mężczyźni z roześmianymi paniami do towarzystwa, były zawalone pokaźną ilością butelek po sake i resztkami papierosów. Wnioskując po tym, że jakiś obleśny facet właśnie prowadził ledwie trzymającą się na nogach kobietę w stronę schodów, na piętrze zapewne znajdowały się pokoje.
                Ignorując zaczepne pomruki i gwizdy udałam się prosto w stronę opustoszałego baru. Rozsiadając się na niezbyt wygodnym krześle, rzuciłam torbę na ladę i westchnęłam ciężko.
                Nie musiałam się przejmować, że spotkam tu kogoś, kto będzie chciał się na mnie rzucić z zamiarem poderżnięcia gardła. W tej okolicy ludzi nie interesowały sprawy świata ninja; gardzili nimi, nie mieli pojęcia kto był kryminalistą, a kto siejącym dobro zbawicielem. To było jedyne miejsce, gdzie wojownik mógł odpocząć bez cienia strachu.
                - Co podać, panienko? – barman z zabawną, kozią bródką uśmiechał się zachęcająco, nie przestając wycierać popękanej szklanki.
                Rzuciłam w jego stronę znudzone spojrzenie.
                - Butelkę sake – odpowiedziałam, uważnie przypatrując się dziwnemu znaku na jego ciemnej koszuli. Gdzieś to już widziałam…
                - Już się robi – mężczyzna zniknął za poszarpaną kotarą, a ja odetchnęłam głęboko.
                Nie popadaj w paranoję, Kita.
                Bez pośpiechu zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, uważnie lustrując każdy szczegół. Mój wzrok zatrzymał się na przyciągającym spojrzeniu błękitnych tęczówek, których właściciel siedział na krześle nieopodal.
                Wyglądał młodo, a błysk w jego niesamowitych oczach sprawił, że mimowolnie zadrżałam. Nieznajomy miał długie, w większości spięte w wysokiego kucyka blond włosy i gęstą grzywkę, która opadła na jedno oko. W całości ubrany na czarno z pobrudzonymi, ciężkimi butami i bandażem oplatającym lewe przedramię skutecznie wyróżniał się w tłumie.  I w przeciwieństwie do reszty panów, nie był chyba tak bardzo pijany.
                Utrzymałam kontakt wzrokowy przez kolejne dziesięć sekund, ale gdy chłopak uśmiechnął się łobuzersko, utkwiłam wzrok w poruszającej się kotarze.
                W tym samym momencie wrócił szczerzący się barman, z upragnioną butelką sake w ręku. O tak, musiałam się napić.
                Postawił alkohol tuż przed moim nosem, a chwilę później zajmował się kolejnym, nieco podpitym już klientem.
                Kiedy chwyciłam butelkę w dłonie, okazała się przyjemnie chłodna w dotyku. I nagle cały ten hałas, zapachy i towarzystwo wydały mi się męczące. Wyjęłam z torby pieniądze i rzuciwszy je na blat, razem z moją nową przyjaciółką ruszyłam w stronę wyjścia.
                Na zewnątrz powitało mnie przyjemne, nocne powietrze i lekka mżawka. Bez pośpiechu ruszyłam w stronę pobliskiego wzgórza, gdzie – o, miałam taką nadzieję – wreszcie mogłabym pobyć w samotności.
                Rozsiadłam się na całkiem już sporej trawie, a lekki wietrzyk rozwiał moje zniszczone włosy. Biorąc pierwszy łyk sake, zaczęłam wpatrywać się w przysłonięty chmurami księżyc.
                Uderzyło mnie podobieństwo tych dwóch nocy. Niechciane wspomnienia znów zaczęły powracać, a ja usilnie próbowałam się ich pozbyć nerwowo potrząsając głową.
                - Kiepski wieczór? – niski, ale przyjazny głos z przyjemnym akcentem odezwał się tuż za mną.
                Odwróciłam się gwałtownie, a moim oczom ukazały się znajome błękitne tęczówki. Blondyn uśmiechał się tajemniczo, a ja od razu się spięłam.
                Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że chłopak był potężnym shinobi. Już sama jego postawa przywodziła mi na myśl nieprzewidywalnego kota; nie wiadomo czy zamierzał się rzucić i drapać, czy może potulnie łasić się do nóg.
                - Jeśli jesteś łobuzerskim chłopcem, który chce poderwać rozchwianą emocjonalnie dziewczynkę, jestem pewna, że znalazłbyś idealną kandydatkę w tamtym barze – zmrużyłam oczy, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego blondyn przez cały czas się uśmiecha.
                Westchnął teatralnie, energicznie potrząsając pełną butelką, którą trzymał w ręku. Zapewne kolejna porcja alkoholu…
                - Niestety, dziwnym trafem zauważyłem ciebie i postanowiłem, że do ciebie dołączę – bez najmniejszego skrępowania opadł na trawę tuż obok, stawiając przed nami brązowe szkło. – Nie żebym uważał, abyś była rozchwianą emocjonalnie dziewczynką. Myślę jednak, że dziś potrzebujesz więcej niż jednej butelki, prawda?
                Nieznajomy uniósł brew, rzucając mi wyzywające spojrzenie. Przewróciłam oczami i postawiłam swoją sake obok napoju chłopaka.
                - Kita – rzuciłam jakby od niechcenia, zerkając na niego ukradkiem.
                Jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a ja zaczęłam się zastanawiać, kiedy ostatnio się uśmiechałam.
                - Deidara – odparł pogodnie, podając mi swoją zdobycz.
                Alkohol był ostry, ale chyba tego mi było trzeba. Wypiłam duszkiem pół butelki, powodując wybuch śmiechu Deidary. Spojrzałam na niego pytająco, ale ten kręcąc głową tylko zabrał mi z ręki butelkę.
                - Dziewczyno, to musiał być naprawdę kiepski wieczór – uśmiechnął się już łagodniej, biorąc kilka większych łyków.
                - Nawet nie wiesz, jak bardzo.
                Księżyc zdążył zwiedzić pół nieba, podczas gdy ja i Deidara nadal rozmawialiśmy. Poruszaliśmy raczej te lżejsze tematy, a ja zauważyłam, że blondyn często się uśmiechał. Spodobał mi się ten szczery, wesoły śmiech. Zadziwiało mnie to z jaką łatwością wydobywał się z chłopaka, który przecież nie był zwykłym, beztroskim dzieciakiem.
                Nie schodziliśmy na te tematy, ale widoczne blizny na rękach i szyi Deidary dały mi do zrozumienia, że też prowadził ciężki żywot. Dowiedziałam się, że był artystą, a gdy mówił o sztuce jego oczy błyszczały w szalonej ekscytacji. Wyglądał, jakby sam miał zamiar zaraz wybuchnąć, ale było w tym coś tak naturalnego, że przyjemnie się na to patrzyło.
                Puste butelki zgubiły się w wilgotnej od rosy trawie, a słońce zaczęło wschodzić. Jednak dopiero gdy pierścień na palcu Deidary zaświecił podejrzanie, humor chłopaka prysnął jak bańka mydlana.
                - Niestety, obowiązki wzywają – mruknął rozdrażniony, powoli zaczynając się podnosić.
                Spoglądałam na niego z dołu, kiedy otrzepywał się z trawy i ziemi. Pierścień nadal migotał, kiedy mrugnął do mnie zaczepnie.
                - Mam nadzieję, że jakoś urozmaiciłem twój wieczór, bo ty z pewnością zrobiłaś to z moim.
                Uniosłam kąciki ust w czymś w rodzaju uśmiechu i założyłam na ramię swoją torbę.
                - Nie było tak źle – odparłam, wzruszając obojętnie ramionami. – Przynajmniej nie trafiłam na obleśnego typa, to jeden z plusów.
                Deidara znów się roześmiał, a ja poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Nie wydawał się złym chłopakiem, ale sama powinnam wiedzieć, że pozory często mylą.
                - Cieszy mnie to. Do zobaczenia, Kita – uśmiechnął się ostatni raz w ten charakterystyczny dla niego sposób, a potem zniknął.
                Wpatrywałam się przez dłuższą chwilę we wschodzące słońce, a potem uświadomiłam sobie, że Rimo pewnie umiera z nerwów.
                Z lekkim ociąganiem ruszyłam z przeciwną stronę, przez cały czas czując posmak ostrej sake i słysząc rozbrzmiewający w mojej głowie śmiech Deidary. Nie minęło dużo czasu, kiedy znowu usłyszałam znienawidzone głosy, a dziwne cienie zaczęły powracać.
                Wszystko, czego teraz chciałam to pocieszająca obecność kota i spokojny sen. 
_______________________________
I oto drugi rozdział. Kita poznała już garstkę osób z Akatsuki, ale chyba nie jest tego do końca świadoma. Następny rozdział planuję przedstawić jako bardziej krwawy, a także podręczyć naszą bohaterkę jej przykrą przypadłością.
No nic, dzięki za uwagę i do napisania. :3

7 komentarzy:

  1. Pierwsza myśl: omnomnom <3 Pojawia się Deidara, odrzucając na bok moje personalne odczucia mogę śmiało powiedzieć, że bardzo fajnie go oddałaś. Niby wesoły, przyjazny, uśmiechnięty chłopak, a tak naprawdę... cóż, wszyscy wiemy c: Jedynie Kita nie wie. Ogromnie ciekawi mnie jej reakcja na moment, w którym dowie się, że artysta jest groźnym kryminalistą. Poniekąd domyśliła się, że za tym uśmiechem kryje się coś innego, no ale w dalszym ciągu nic nie wie na 100%.
    W dalszym ciągu utrzymuję, że podoba mi się Twój styl. Jest ciekawy i całkiem rozbudowany c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, też rozumiem Twoje odczucia na temat Deidary. :D Chyba uwielbiam go w takim samym stopniu jak Ty, haha. Chciałam właśnie tak to rozegrać, żeby Kita jeszcze nie wiedziała co jest grane, zresztą każdy człowiek potrafi w jakimś stopniu udawać, a kryminaliści to już są w tym podobno mistrzami. ;o
      Dzięki wielkie za komentarze (ten, jak i poprzedni). Są bardzo motywujące. :D

      Usuń
  2. Świetny blog , podoba mi się już że pojawił się Deidara i nie przedstawiasz Go jak w nie których blogach jako "Blondi dziewczynke " a jako przystojnego chłopaka (<3 Dei <3) Czekam na następny wpis z niecierpliwością :* Pozdrawiam !! :)
    ~Tamara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie miłe słowa! Deidara jak to Deidara - nie da się go nie kochać. :3
      Również pozdrawiam i mam nadzieję, że nie zawiodę. c:

      Usuń
  3. Witam :)
    Znalazłam twój blog na jednym ze spisów i pomyślałam, że skoro jest z kategorii Akatsuki, to zerknę.
    Po przeczytaniu obu rozdziałów, czuję się ogromnie mile zaskoczona. Choć to początek i jak na razie niewiele wiadomo, już czuję, że to opowiadanie nie będzie takie jak inne. Od razu można zauważyć, że masz swój własny, ciekawy pomysł i rzetelnie go realizujesz. To mi się naprawdę bardzo podoba :)
    Jestem też pod wrażeniem twojego stylu. Masz w sobie to coś :D Nie znam się na tym zbytnio, ale te dwa rozdziały czytało mi się tak lekko i przyjemnie, w dodatku nie zauważyłam żadnych błędów.
    Podoba mi się Rimo. Zastanawiam się, kim tak właściwie jest. Czy to tylko "zwyczajny" gadający kot, czy może stoi za tym coś więcej? Postać Kity jak na razie również przypadła mi do gustu, zwłaszcza dlatego, że nie jest zbyt bezczelna i arogancka. Wprost przeciwnie, choć nie jest też jakąś "zagubioną dziewczynką" wydała mi się całkiem sympatyczna i polubiłam ją. Podobnie wygląda to z Akatsuki. Członkowie, których poznała, jak na razie prezentują się bardzo dobrze. I choć Deidara w tym rozdziale był uroczy, to strasznie spodobał mi się Kisame ^^
    Kita chyba jest już na skraju wyczerpania psychicznego, skoro tak pije... Mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzi i weźmie się w garść.
    Będę z niecierpliwością czekała na kolejny rozdział. Życzę dużo weny! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuję bardzo za tak miłe przyjęcie, aż szczerzę się do ekranu. :D
      Mam nadzieję, że będzie to właśnie inne opowiadanie i czymś się wyróżni, fajnie wiedzieć, że ktoś to zauważył. Uff, nikt nie zauważa błędów, to chyba dobrze. :D
      No cóż, nie mogę tutaj dużo mówić, bo nie chcę niczego zdradzać, jednak wszystko powinno się wyjaśnić w swoim czasie. Co do Rimo, to będzie odgrywał tutaj większą rolę niż zwykły kot, w końcu nie bez powodu trzyma się Kity i wzajemnie.
      Uwielbiam Kisame i to jego pokręcone poczucie humoru, więc postanowiłam dać mu tutaj więcej uwagi. Deidara też miał swoje urocze zachowanie, może lekko wstawiony, ale jednak. :D
      Taak, Kita nie ma zbyt kolorowo, ale znów nie mogę nic o tym mówić, bo za szybko się wszystko wyjaśni, a tego nie chcę.
      Dzięki wielkie za komentarz i miłe słowa, pozdrawiam równie serdecznie! :)

      Usuń
  4. Mhrau, jestem naprawdę miło zaskoczona. To nie tak, że spodziewałam się jakiejś totalnej klapy, rozumiesz. Nie oczekiwałam za to cudów, a do cudu jest już całkiem niedaleko. Błędów jeszcze mniej, niż w poprzednim rozdziale. Wiesz, podoba mi się Twój styl. Niby normalny, a jednak potrafisz stworzyć klimat i dobrze się czyta. Ja mam z tym problem chyba od zawsze, towarzyszy mi patos gdziekolwiek nie pójdę. Wiem, że ciężko się to czyta, a jednak lubię go na swój sposób i pewnie wszystkie historie, jakie kiedykolwiek stworzę, będą miały taki charakter. Powracając jednak, coraz bardziej podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz postacie. Odnosząc się do opinii powyżej, jak sama na pewno zauważyłaś, także mam słabość do Deidary, dlatego bardzo, ale to bardzo cieszę się, że nie jest jakąś zniewieściałą panienką. A po jego łobuzerskich uśmiechach wnioskuję, że pazurki to on nam jeszcze pokaże! Ciekawi mnie też, co się stało tego wieczora, że Kita była w tak beznadziejnym humorze i zastanawiam się, co też za przypadłość ją dręczy. Czyżby początki schizofrenii? Bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że uda mi się skończyć czytać jeszcze dzisiaj.
    Pozdrawiam, Mukudori.

    OdpowiedzUsuń