Rozdział 2
Półcień
3 lata później
Dębowe
drzwi zaskrzypiały boleśnie, kiedy świst wiatru wypełnił niewielkie
pomieszczenie. Tańczący w kominku ogień przygasł, tym samym pozostawiając pokój
na pastwę malutkiej, topniejącej się świeczki.
Kita
rzuciła brudną torbę na drewniany stolik, tym samym brutalnie budząc śpiącego
na nim Rimo. Kot podniósł głowę, starając się dokładnie przyjrzeć otoczeniu.
-
Kita? – mruknął sennie, nieudolnie próbując odegnać resztki snu.
Dopiero
kiedy zauważył, że dziewczyna stoi bezradnie koło okna, a całe jej ciało drży,
w jego głowie odezwał się alarm.
Co
do cholery mogło się stać?
Rimo
ostrożnie zeskoczył ze stolika, kierując się w stronę ciemnowłosej. Bez
większego problemu wdrapał się na wilgotny od deszczu parapet. Szyby były tak
popękane, że krople szalejącego na dworze deszczu bez kłopotu dostawały się do
środka.
- Co
się stało? – spojrzał w soczyście zielone oczy, które teraz wylewały drobne
łzy.
Kot
musiał wytężyć wzrok, aby upewnić się czy na pewno są prawdziwe.
-
Nie chciałam się rozklejać… - mruknęła Kita łamiącym się głosem, który boleśnie
ścisnął Rimo za serce. – Po prostu… Muszę wyjść, dobrze? Nie czekaj na mnie.
Zwierzę
przypatrywało się, jak dziewczyna wciąż pochlipując zakłada ciemnozielony
płaszcz i wykręcając mokre włosy chwyta tą samą torbę, która przed chwilę
wylądowała na stoliku.
Sekundę
później został sam, tępo wpatrując się w wyryte na drzwiach znaki obronne.
Dawno nie widział jej w takim stanie. Coś musiało się
stać. Czarne myśli napłynęły do jego głowy niczym zbliżająca się lawina, przed
którą nie da się uciec.
Obiecał,
że będzie o nią dbać, a tymczasem było coraz gorzej. Nie mógł jej pomóc, bo nie
chciała pomocy. Nigdy nie przyznała się, że ma problem.
Przez
ostatnie trzy lata stali się popularni wśród poszukiwanych kryminalistów. Byli
zmuszeni do walczenia w tak dużą ilością ludzi, że Rimo już dawno stracił
rachubę ilu wybili.
Było
ciężko, ale nic nie mogli na to poradzić. Każdy dzień był walką o przetrwanie,
a kot wiedział, że psychika Kity jest na pograniczu szaleństwa.
I
chociaż zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, to właśnie puścił dziewczynę
niewiadomo gdzie, zapłakaną i wstrząśniętą. Był oficjalnie najgorszym
towarzyszem świata. Egoizm był wpisany w jego geny, jakaś mała cząstka
samolubnych myśli wkradała się do jego głowy każdego dnia, ale przywiązanie do
Kity było silniejsze. Na szczęście…
Pogrążony
w dołujących myślach otrząsnął się dopiero, kiedy jedna z większych kropli
spadła na jego nos. Przekląwszy siarczyście, zaczął ponownie wmawiać sobie, że
będzie trzeba zrobić coś z tym oknem, bo inaczej zaleje ich małą mieścinę.
Teraz
jednak marzył tylko o przyjemnej drzemce na kolanach Kity. Kiedy szyba pękła z
niespodziewanym hałasem Rimo pomyślał, że nie może być gorzej.
***
Naprawdę
łatwo było zauważyć budynek wśród gąszczu bujnych drzew. Światła rzucały na
pobliską okolicę niepokojące cienie, a muzyka dochodząca z lokalu rozbrzmiewała
w całym moim ciele.
Mimo,
że budowa była sprytnie ukryta od razu zauważyłam, że w środku nie brakowało
ludzi. Zapach alkoholu i papierosów wypełnił moje nozdrza już kilka metrów od
wejścia, przy którym – co mnie całkiem zdziwiło – nie stał żaden umięśniony
dryblas.
Ceglany
budynek wyglądał, jakby tuż za chwilę miał zrównać się z ziemią, a postawiony
wokół niego metalowy płot przypominał bardziej nieudaną ozdobę, niż
zabezpieczające ogrodzenie.
Przeskoczyłam
go bez większych trudności nawet nie wyciągając dłoni z kieszeni płaszcza.
Pchnęłam ogromne, drewniane drzwi, a hałasy uderzyły mnie z taką siłą, że aż
się skrzywiłam.
Środek
lokalu nie wyróżniał się niczym szczególnym – szare, pobrudzone ściany
oszpecone wulgarnymi napisami, kilka nagich żarówek zwisających z sufitu. Okrągłe
stoliki przy których siedzieli głównie potężni mężczyźni z roześmianymi paniami
do towarzystwa, były zawalone pokaźną ilością butelek po sake i resztkami
papierosów. Wnioskując po tym, że jakiś obleśny facet właśnie prowadził ledwie
trzymającą się na nogach kobietę w stronę schodów, na piętrze zapewne
znajdowały się pokoje.
Ignorując
zaczepne pomruki i gwizdy udałam się prosto w stronę opustoszałego baru.
Rozsiadając się na niezbyt wygodnym krześle, rzuciłam torbę na ladę i
westchnęłam ciężko.
Nie
musiałam się przejmować, że spotkam tu kogoś, kto będzie chciał się na mnie
rzucić z zamiarem poderżnięcia gardła. W tej okolicy ludzi nie interesowały
sprawy świata ninja; gardzili nimi, nie mieli pojęcia kto był kryminalistą, a
kto siejącym dobro zbawicielem. To było jedyne miejsce, gdzie wojownik mógł
odpocząć bez cienia strachu.
- Co
podać, panienko? – barman z zabawną, kozią bródką uśmiechał się zachęcająco,
nie przestając wycierać popękanej szklanki.
Rzuciłam
w jego stronę znudzone spojrzenie.
-
Butelkę sake – odpowiedziałam, uważnie przypatrując się dziwnemu znaku na jego
ciemnej koszuli. Gdzieś to już widziałam…
-
Już się robi – mężczyzna zniknął za poszarpaną kotarą, a ja odetchnęłam
głęboko.
Nie
popadaj w paranoję, Kita.
Bez
pośpiechu zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, uważnie lustrując każdy
szczegół. Mój wzrok zatrzymał się na przyciągającym spojrzeniu błękitnych
tęczówek, których właściciel siedział na krześle nieopodal.
Wyglądał
młodo, a błysk w jego niesamowitych oczach sprawił, że mimowolnie zadrżałam.
Nieznajomy miał długie, w większości spięte w wysokiego kucyka blond włosy i
gęstą grzywkę, która opadła na jedno oko. W całości ubrany na czarno z pobrudzonymi,
ciężkimi butami i bandażem oplatającym lewe przedramię skutecznie wyróżniał się
w tłumie. I w przeciwieństwie do reszty
panów, nie był chyba tak bardzo pijany.
Utrzymałam
kontakt wzrokowy przez kolejne dziesięć sekund, ale gdy chłopak uśmiechnął się
łobuzersko, utkwiłam wzrok w poruszającej się kotarze.
W
tym samym momencie wrócił szczerzący się barman, z upragnioną butelką sake w
ręku. O tak, musiałam się napić.
Postawił
alkohol tuż przed moim nosem, a chwilę później zajmował się kolejnym, nieco
podpitym już klientem.
Kiedy
chwyciłam butelkę w dłonie, okazała się przyjemnie chłodna w dotyku. I nagle
cały ten hałas, zapachy i towarzystwo wydały mi się męczące. Wyjęłam z torby
pieniądze i rzuciwszy je na blat, razem z moją nową przyjaciółką ruszyłam w
stronę wyjścia.
Na
zewnątrz powitało mnie przyjemne, nocne powietrze i lekka mżawka. Bez pośpiechu
ruszyłam w stronę pobliskiego wzgórza, gdzie – o, miałam taką nadzieję –
wreszcie mogłabym pobyć w samotności.
Rozsiadłam
się na całkiem już sporej trawie, a lekki wietrzyk rozwiał moje zniszczone
włosy. Biorąc pierwszy łyk sake, zaczęłam wpatrywać się w przysłonięty chmurami
księżyc.
Uderzyło
mnie podobieństwo tych dwóch nocy. Niechciane wspomnienia znów zaczęły
powracać, a ja usilnie próbowałam się ich pozbyć nerwowo potrząsając głową.
-
Kiepski wieczór? – niski, ale przyjazny głos z przyjemnym akcentem odezwał się tuż
za mną.
Odwróciłam
się gwałtownie, a moim oczom ukazały się znajome błękitne tęczówki. Blondyn
uśmiechał się tajemniczo, a ja od razu się spięłam.
Na
pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że chłopak był potężnym shinobi. Już sama
jego postawa przywodziła mi na myśl nieprzewidywalnego kota; nie wiadomo czy
zamierzał się rzucić i drapać, czy może potulnie łasić się do nóg.
-
Jeśli jesteś łobuzerskim chłopcem, który chce poderwać rozchwianą emocjonalnie
dziewczynkę, jestem pewna, że znalazłbyś idealną kandydatkę w tamtym barze – zmrużyłam
oczy, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego blondyn przez cały czas się uśmiecha.
Westchnął
teatralnie, energicznie potrząsając pełną butelką, którą trzymał w ręku.
Zapewne kolejna porcja alkoholu…
-
Niestety, dziwnym trafem zauważyłem ciebie i postanowiłem, że do ciebie dołączę
– bez najmniejszego skrępowania opadł na trawę tuż obok, stawiając przed nami
brązowe szkło. – Nie żebym uważał, abyś była rozchwianą emocjonalnie dziewczynką.
Myślę jednak, że dziś potrzebujesz więcej niż jednej butelki, prawda?
Nieznajomy
uniósł brew, rzucając mi wyzywające spojrzenie. Przewróciłam oczami i
postawiłam swoją sake obok napoju chłopaka.
-
Kita – rzuciłam jakby od niechcenia, zerkając na niego ukradkiem.
Jego
usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a ja zaczęłam się zastanawiać, kiedy
ostatnio się uśmiechałam.
-
Deidara – odparł pogodnie, podając mi swoją zdobycz.
Alkohol
był ostry, ale chyba tego mi było trzeba. Wypiłam duszkiem pół butelki,
powodując wybuch śmiechu Deidary. Spojrzałam na niego pytająco, ale ten kręcąc
głową tylko zabrał mi z ręki butelkę.
-
Dziewczyno, to musiał być naprawdę kiepski wieczór – uśmiechnął się już
łagodniej, biorąc kilka większych łyków.
-
Nawet nie wiesz, jak bardzo.
Księżyc
zdążył zwiedzić pół nieba, podczas gdy ja i Deidara nadal rozmawialiśmy.
Poruszaliśmy raczej te lżejsze tematy, a ja zauważyłam, że blondyn często się
uśmiechał. Spodobał mi się ten szczery, wesoły śmiech. Zadziwiało mnie to z
jaką łatwością wydobywał się z chłopaka, który przecież nie był zwykłym,
beztroskim dzieciakiem.
Nie
schodziliśmy na te tematy, ale widoczne blizny na rękach i szyi Deidary dały mi
do zrozumienia, że też prowadził ciężki żywot. Dowiedziałam się, że był
artystą, a gdy mówił o sztuce jego oczy błyszczały w szalonej ekscytacji.
Wyglądał, jakby sam miał zamiar zaraz wybuchnąć, ale było w tym coś tak
naturalnego, że przyjemnie się na to patrzyło.
Puste
butelki zgubiły się w wilgotnej od rosy trawie, a słońce zaczęło wschodzić.
Jednak dopiero gdy pierścień na palcu Deidary zaświecił podejrzanie, humor
chłopaka prysnął jak bańka mydlana.
-
Niestety, obowiązki wzywają – mruknął rozdrażniony, powoli zaczynając się
podnosić.
Spoglądałam
na niego z dołu, kiedy otrzepywał się z trawy i ziemi. Pierścień nadal migotał,
kiedy mrugnął do mnie zaczepnie.
-
Mam nadzieję, że jakoś urozmaiciłem twój wieczór, bo ty z pewnością zrobiłaś to
z moim.
Uniosłam
kąciki ust w czymś w rodzaju uśmiechu i założyłam na ramię swoją torbę.
-
Nie było tak źle – odparłam, wzruszając obojętnie ramionami. – Przynajmniej nie
trafiłam na obleśnego typa, to jeden z plusów.
Deidara
znów się roześmiał, a ja poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Nie
wydawał się złym chłopakiem, ale sama powinnam wiedzieć, że pozory często mylą.
-
Cieszy mnie to. Do zobaczenia, Kita – uśmiechnął się ostatni raz w ten
charakterystyczny dla niego sposób, a potem zniknął.
Wpatrywałam
się przez dłuższą chwilę we wschodzące słońce, a potem uświadomiłam sobie, że
Rimo pewnie umiera z nerwów.
Z
lekkim ociąganiem ruszyłam z przeciwną stronę, przez cały czas czując posmak
ostrej sake i słysząc rozbrzmiewający w mojej głowie śmiech Deidary. Nie minęło
dużo czasu, kiedy znowu usłyszałam znienawidzone głosy, a dziwne cienie zaczęły
powracać.
Wszystko,
czego teraz chciałam to pocieszająca obecność kota i spokojny sen.
_______________________________
I oto drugi rozdział. Kita poznała już garstkę osób z Akatsuki, ale chyba nie jest tego do końca świadoma. Następny rozdział planuję przedstawić jako bardziej krwawy, a także podręczyć naszą bohaterkę jej przykrą przypadłością.
No nic, dzięki za uwagę i do napisania. :3
Pierwsza myśl: omnomnom <3 Pojawia się Deidara, odrzucając na bok moje personalne odczucia mogę śmiało powiedzieć, że bardzo fajnie go oddałaś. Niby wesoły, przyjazny, uśmiechnięty chłopak, a tak naprawdę... cóż, wszyscy wiemy c: Jedynie Kita nie wie. Ogromnie ciekawi mnie jej reakcja na moment, w którym dowie się, że artysta jest groźnym kryminalistą. Poniekąd domyśliła się, że za tym uśmiechem kryje się coś innego, no ale w dalszym ciągu nic nie wie na 100%.
OdpowiedzUsuńW dalszym ciągu utrzymuję, że podoba mi się Twój styl. Jest ciekawy i całkiem rozbudowany c:
Taak, też rozumiem Twoje odczucia na temat Deidary. :D Chyba uwielbiam go w takim samym stopniu jak Ty, haha. Chciałam właśnie tak to rozegrać, żeby Kita jeszcze nie wiedziała co jest grane, zresztą każdy człowiek potrafi w jakimś stopniu udawać, a kryminaliści to już są w tym podobno mistrzami. ;o
UsuńDzięki wielkie za komentarze (ten, jak i poprzedni). Są bardzo motywujące. :D
Świetny blog , podoba mi się już że pojawił się Deidara i nie przedstawiasz Go jak w nie których blogach jako "Blondi dziewczynke " a jako przystojnego chłopaka (<3 Dei <3) Czekam na następny wpis z niecierpliwością :* Pozdrawiam !! :)
OdpowiedzUsuń~Tamara
Dziękuję za takie miłe słowa! Deidara jak to Deidara - nie da się go nie kochać. :3
UsuńRównież pozdrawiam i mam nadzieję, że nie zawiodę. c:
Witam :)
OdpowiedzUsuńZnalazłam twój blog na jednym ze spisów i pomyślałam, że skoro jest z kategorii Akatsuki, to zerknę.
Po przeczytaniu obu rozdziałów, czuję się ogromnie mile zaskoczona. Choć to początek i jak na razie niewiele wiadomo, już czuję, że to opowiadanie nie będzie takie jak inne. Od razu można zauważyć, że masz swój własny, ciekawy pomysł i rzetelnie go realizujesz. To mi się naprawdę bardzo podoba :)
Jestem też pod wrażeniem twojego stylu. Masz w sobie to coś :D Nie znam się na tym zbytnio, ale te dwa rozdziały czytało mi się tak lekko i przyjemnie, w dodatku nie zauważyłam żadnych błędów.
Podoba mi się Rimo. Zastanawiam się, kim tak właściwie jest. Czy to tylko "zwyczajny" gadający kot, czy może stoi za tym coś więcej? Postać Kity jak na razie również przypadła mi do gustu, zwłaszcza dlatego, że nie jest zbyt bezczelna i arogancka. Wprost przeciwnie, choć nie jest też jakąś "zagubioną dziewczynką" wydała mi się całkiem sympatyczna i polubiłam ją. Podobnie wygląda to z Akatsuki. Członkowie, których poznała, jak na razie prezentują się bardzo dobrze. I choć Deidara w tym rozdziale był uroczy, to strasznie spodobał mi się Kisame ^^
Kita chyba jest już na skraju wyczerpania psychicznego, skoro tak pije... Mam nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzi i weźmie się w garść.
Będę z niecierpliwością czekała na kolejny rozdział. Życzę dużo weny! :)
Pozdrawiam!
Wow, dziękuję bardzo za tak miłe przyjęcie, aż szczerzę się do ekranu. :D
UsuńMam nadzieję, że będzie to właśnie inne opowiadanie i czymś się wyróżni, fajnie wiedzieć, że ktoś to zauważył. Uff, nikt nie zauważa błędów, to chyba dobrze. :D
No cóż, nie mogę tutaj dużo mówić, bo nie chcę niczego zdradzać, jednak wszystko powinno się wyjaśnić w swoim czasie. Co do Rimo, to będzie odgrywał tutaj większą rolę niż zwykły kot, w końcu nie bez powodu trzyma się Kity i wzajemnie.
Uwielbiam Kisame i to jego pokręcone poczucie humoru, więc postanowiłam dać mu tutaj więcej uwagi. Deidara też miał swoje urocze zachowanie, może lekko wstawiony, ale jednak. :D
Taak, Kita nie ma zbyt kolorowo, ale znów nie mogę nic o tym mówić, bo za szybko się wszystko wyjaśni, a tego nie chcę.
Dzięki wielkie za komentarz i miłe słowa, pozdrawiam równie serdecznie! :)
Mhrau, jestem naprawdę miło zaskoczona. To nie tak, że spodziewałam się jakiejś totalnej klapy, rozumiesz. Nie oczekiwałam za to cudów, a do cudu jest już całkiem niedaleko. Błędów jeszcze mniej, niż w poprzednim rozdziale. Wiesz, podoba mi się Twój styl. Niby normalny, a jednak potrafisz stworzyć klimat i dobrze się czyta. Ja mam z tym problem chyba od zawsze, towarzyszy mi patos gdziekolwiek nie pójdę. Wiem, że ciężko się to czyta, a jednak lubię go na swój sposób i pewnie wszystkie historie, jakie kiedykolwiek stworzę, będą miały taki charakter. Powracając jednak, coraz bardziej podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz postacie. Odnosząc się do opinii powyżej, jak sama na pewno zauważyłaś, także mam słabość do Deidary, dlatego bardzo, ale to bardzo cieszę się, że nie jest jakąś zniewieściałą panienką. A po jego łobuzerskich uśmiechach wnioskuję, że pazurki to on nam jeszcze pokaże! Ciekawi mnie też, co się stało tego wieczora, że Kita była w tak beznadziejnym humorze i zastanawiam się, co też za przypadłość ją dręczy. Czyżby początki schizofrenii? Bardzo mi się podoba i mam nadzieję, że uda mi się skończyć czytać jeszcze dzisiaj.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mukudori.