środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 1
Brak strachu to choroba


Krople deszczu uderzały o taflę jeziora z kojącym dla ucha dźwiękiem. Zaledwie kilka minut wcześniej woda wyglądała jak ciągnące się lustro, które pokazywało piaszczyste dno. Teraz tworzyły się małe okręgi, wiatr przybierał na sile, a ubranie Kity przylepione było do jej drobnego ciała niczym uciążliwa macka.
Odchyliła głowę, pozwalając kroplom deszczu spłynąć po zmęczonej twarzy. Cienkie, ciemne włosy kleiły się do jej twarzy, tworząc plątaninę kosmyków.
Przesunęła dłonią, z irytacją zauważając jak szorstka była gałąź, na której siedziała. Z precyzją oderwała kawałek wilgotnej kory i przyjrzała się jej z bliska. Drzewo było bardzo stare, ale wszystko wskazywało na to, że przetrwa jeszcze z dobre parędziesiąt lat.
Kita rzuciła szorstki kawałek drzewa w stronę jeziora. Obserwowała jak powoli kieruje się w stronę czystego dna. Zadziwiające, że nawet przy tej pogodzie woda była przejrzysta.
- Cholera!
Zdenerwowany syk zmusił Kitę do obejrzenia się za siebie. Spojrzała w dół i kilka metrów niżej napotkała spojrzenie żółtych ślepi.
- Grzeczne kotki nie używają takich słów, Rimo – posłała futrzakowi chytry uśmieszek, z rozbawieniem przyglądając się, jak kot nieudolnie próbuje wdrapać się na drzewo. – Czy koty przypadkiem nie powinny spadać na cztery łapy? A, no tak. Do tego trzeba umieć się jeszcze wspinać.
- Mogłabyś się zamknąć? Próbuję odkryć swoje kocie zdolności.
- Trochę na to za późno.
Po trzech bolesnych próbach Rimo wdrapał się na drzewo, żałośnie unosząc ranną łapę. Kita przewróciła oczami.
- Daj – mruknęła, kładąc pokaźną łapę na swoim udzie. – Zaciśnij ogon, czy coś.
Dziewczyna bez krzty delikatności wyciągnęła drzazgę z łapy kota, który miauknął przepełniony z bólem. W ramach rekompensaty zaczęła drapać go za uchem.
- Nie jesteś zwykłym kotem. Gadanie i umiejętności ataku czynią cię lepszym od reszty. Może proste, kocie czynności jak właśnie wdrapywanie się na drzewa nie były wliczone w wasze nadprzyrodzone życie?
Rimo przeciągnął się leniwie, a na jego kruczoczarnym futrze połyskiwały krople deszczu. Kita zauważyła, że kot ma nową ranę na pysku, a jego źrenice praktycznie zniknęły.
- Po co chciałeś mnie widzieć? Myślałam, że dzisiaj polujesz – ciemnowłosa poprawiła kolczyk, który wystawał z ucha zwierzaka. Dziura była odrobinę za dużo, ale było to zapewne skutkiem jakiejś walki.
- Byłem na polowaniu – odpowiedział niechętnie, mocno zaciskając swój brudny ogon. – Spotkałem tam swojego dawnego znajomego…
Kita wpatrywała się w kota, który teraz siedział sztywno jak zardzewiała zabawka. Mijały kolejne sekundy, a Rimo nie kończył opowieści.
- I? – Kita miała najgorsze przeczucia. Ha, nie myliła się.
- Dawno temu zrobił dla mnie coś ważnego, więc miałem u niego dług – kot westchnął. – Dzisiaj należy go spłacić. I jesteś mi do tego potrzebna, kochanie.
Rimo lustrował towarzyszkę upartym wzrokiem, kładąc łapę na mokrej nogawce jej spodni.
Zrezygnowana pokręciła głową, chowając twarz w dłoniach.
- Kiedy przestaniesz być taki uciążliwy? – szepnęła jakby do siebie.
Usłyszała, że kot parsknął śmiechem.
- Nie wierz w cuda, Kita. Jesteś na mnie skazana.

***

- Dlaczego, do cholery, zostawiłeś ich akurat tam? – odgarniając ostre gałęzie rękoma, Kita próbowała nadążyć za pędzącym Rimo.
Kot miał zdecydowanie łatwiej – dzięki swojemu wzrostowi nie musiał schylać się, aby przypadkiem nie narobić sobie guza na głowie. Mijali właśnie jakąś zapuszczoną polanę, którą zapełniły denerwujące krzaki i mokra jeszcze od deszczu ziemia. Słońce chyliło się ku zachodowi, a chmury zwiastowały zbliżający się wiatr.
- Miałem zaprowadzić ich do naszego królestwa? – mruknął jakby od niechcenia, przeskakując nad brudną kałużą. – Nikt nie może dowiedzieć się gdzie przebywamy. Nie przemieszczamy się już od ośmiu lat i osobiście mi to pasuje.
Kita uśmiechnęła się lekko, z trudem uwalniając kostkę z „rąk” nieznanych jej roślin.
- Pamiętasz, kiedy się tu znaleźliśmy? – chciała, aby to pytanie zabrzmiało beznamiętnie. Chyba jej się udało.
Rimo odwrócił głowę, posyłając  dziewczynie rozbawione spojrzenie.
- Byłaś uroczą ośmiolatką – żachnął się cicho. – Jeszcze wtedy nie grałaś ludziom na nerwach.
- I vice versa – mruknęła, niby to przypadkiem stając mu na ogon.
Syknął groźnie, rzucając jej mordercze spojrzenie.
- Jesteś przerażający – bąknęła rozbawiona.
Rimo nie odzywał się już przez pozostałe dziesięć minut wędrówki, a Naicie udzielił się jego poważny nastrój. Nie miała pojęcia o co mogło chodzić „znajomemu” kota, ale skoro znał Rimo, nie mógł być przyjaznym dziesięciolatkiem z lizakiem w ręce.
A gdy zobaczyła kto potrzebował ich pomocy przez chwilę myślała, że czas stanął w miejscu.
Dwójka osób.
Przekreślone podobizny wiosek znajdujące się na opaskach ninja.
Czarne płaszcze z czerwonymi chmurami.
- Akatsuki – Kita przełknęła ślinę, przyglądając się stojącym pod drzewem mężczyznom.
- Zgadza się – Rimo ruszył przed siebie doskonale wiedząc, że otępiała dziewczyna za chwilę ruszy za nim.
Dopiero z bliska Kita dokładnie przyjrzała się znanym kryminalistom. Nie, żeby jakoś ją to specjalnie szokowało – sama była poszukiwanym ninja, ale Akatsuki byli o wiele bardziej znani. Tajemnicza organizacja, której nie da się złapać. Fascynujące…
Jeden z mężczyzn był tak wysoki, że musiała zadrzeć głowę do góry, by móc przyjrzeć się jego twarzy. Uderzyło ją podobieństwo do wodnego drapieżnika – rekina. Muskularny nieznajomy miał małe, okrągłe oczy z przerażającym błyskiem. Ostre zęby ukazywał w szerokim uśmiechu, a skrzela znajdujące się na policzkach robiły na dziewczynie duże wrażenie. Ciemnoniebieskie włosy były ułożone na kształt płetwy rekina, a ogromna, zabandażowana broń dumnie spoczywała na jego plecach.
- Rimo – zwrócił się do kota, o dziwo, zaskakująco wesołym tonem. – Widzę, że wywiązujesz się z umowy. Jestem pod wrażeniem.
Kot westchnął, stając kilka kroków przed Kitą. Jego znudzone spojrzenie obserwowało nieznajomego z równą czujnością.
- Kisame. Ile to już lat? – usiadł elegancko na trawie, przechylając głowę w bok.
„Niebieski”  roześmiał się serdecznie.
- Nieważne ile, tę waszą rasę pamięta się na zawsze – po tych słowach jego spojrzenie padło na ciemnowłosą dziewczynę.
Kita poczuła dziwny węzeł wokół żołądka, który powoli zaczynał się zaciskać. Jej twarz jednak pozostała pusta – perfekcyjnie nauczyła się maskować emocje.
- A oto sławna dziewczyna z klanu Naito – o ile to możliwe, Kisame uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Imponujące, że w wieku piętnastu lat stałaś się poszukiwanym ninja. Jestem pewien, że byłabyś dobrym towarem dla Kakuzu.
Kita nie miała pojęcia kim był Kakuzu, ale postanowiła się nie odzywać. Skoro Rimo ją tutaj przyprowadził, to on musiał radzić sobie ze „wstępnymi uprzejmościami”.
- Do rzeczy Hoshigaki, proszę – kot znowu podniósł się z wrodzoną gracją, ale takie zachowanie nie pasowało do oszpeconego bliznami i ranami zwierzęcia.
- Wyluzuj. Nawet nie można sobie pożartować – prychnął cicho, a kiedy odłożył swoją broń na ziemię, powietrze jakoś dziwnie zadrżało. – Otóż mam problem. A raczej: mamy. Mój nowy partner dopiero co dołączył do Akatsuki i niestety ma przykry problem. Nie chcemy, aby nasz Lider się dowiedział, więc poszukujemy jakiegoś dobrego medyka, który mógłby chociaż stwierdzić o co chodzi. Szukaliśmy już w wielu miejscach, ale niestety wszystko kończyło się pożywnym obiadem dla Samehady… - poklepał swoją broń, a Kitę przeszedł niekontrolowany dreszcz. – Słyszeliśmy o tobie, Kito. Jesteś podobno całkiem niezła w medycznym ninjutsu.
Dziewczyna skierowała wzrok na drugiego mężczyznę. Uderzyło ją to, jak młody się wydawał. Czarne włosy wiązał w kucyka, a grzywka opadała z dwóch stron twarzy. Jego oczy były ciemne jak niekończąca się czarna dziura, ale Kita miała wrażenie, że ma w zanadrzu coś lepszego. Był zdecydowanie niższy od swojego towarzysza, a całe jego ciało pokazywało, że czuł się ogromnie zmęczony.
Kiedy aktywował sharingana Kita przypomniała sobie, kim tak naprawdę był. Uchiha Itachi. I nagle zadecydowała, że mu pomoże. Uświadomiła sobie, że w ich historiach było coś podobnego, chociaż na pewno wiele ich różniło.
Już bez używania medycznych technik Kita zauważyła, że problemem Itachiego są oczy. Mrużył je, mrugał za szybko i zdecydowanie za często, a wokół źrenic zauważyła dziwną mgłę.
                Wiatr zaczynał się wzmagać, ale nawet on nie zdołał zagłuszyć jej pewnego głosu.
                - Postaram się pomóc.

***

                Po niecałej godzinie dokładnych obserwacji i badań oczu Uchihy, Kita westchnęła ciężko i podniosła się na nogi.
                Itachi leżał na trawie i w czasie działań dziewczyny nic nie wskazywało na to, aby czegokolwiek się obawiał. Nie poruszał się, nie wyrywał, nie wydawał się zdenerwowany. Po prostu leżał, posłusznie wykonując każde polecenie Kity.
                - Nie wygląda to za dobrze – poinformowała go, czując jak jej chakra powoli się stabilizuje. – Twoje oczy niestety próbują odrzucić moc sharingana, ale nie mam pojęcia dlaczego. Jednakże, gdy będziesz częściej go aktywować, wszystko powinno się ustabilizować – przerwała na chwilę, zastanawiając się czy dalsza część jej wyjaśnień go nie załamie. – Niestety bardzo możliwe jest, że za kilka, kilkanaście lat twój wzrok całkowicie się pogorszy, co prowadzi do ślepoty. Mam przygotowane leki na odrzucanie zbędnych czynników, jestem pewna że podziałają. Sądzę, że jeśli będziesz je zażywał codziennie, twoja technika będzie poprawna przez kilka najbliższych lat. Kiedy się pogorszy, mogłabym spróbować wykonać jakiś zabieg, jednak teraz jest za wcześnie. Technika przyzwyczaja się do oczu przez dwanaście lat; gdybym teraz je naruszyła, mógłbyś stracić sharingana.
                Itachi wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a potem zaczął się podnosić. Powoli otrzepał płaszcz z lepiącej się do niego trawy, a potem skinął głową w stronę Kity. Dziewczyna zrozumiała, że było to podziękowanie. Pokiwała głową ze zrozumieniem, a potem wyjęła z kieszeni wyblakłego płaszcza zwój.
                Składając dłonie w skomplikowane pieczęcie, obok zwoju pojawił się dym, a chwilę potem Itachi trzymał już w ręku szklaną, brązową butelkę.
                - Powodzenia w leczeniu – odezwała się na pożegnanie, podchodząc do zamyślonego Rimo.
                Po dłużej chwili milczenia, Kisame roześmiał się szczerze, podnosząc swoją broń. Kita zauważyła, że obnosił się z Samehadą jak z dzieckiem.
                - Dzięki za pomoc, księżniczko. Doceniamy to – mrugnął do niej, a potem westchnął przeciągle. – Imponujesz mi, szczerze mówiąc. Swoją oziębłością i dystansem dorównujesz nawet mojemu kompanowi. Mam nadzieję, że nie spotkamy się jako wrogowie.
                Kiedy odchodzili, Kisame odwrócił się niespodziewanie i wymierzył w nią palec.
                - Nie daj się złapać, twardzielko.
                Kita i Rimo obserwowali, jak czarne płaszcze stapiały się z ciemnym niebem, kiedy schodzili ze wzgórza. Zapanowała przejmująca cisza, którą przerywał tylko cichy świst wiatru.
                - Nie chciałabym już ich spotkać – Kita padła na trawę, rozmasowując pulsujące skronie.
                Rimo wymruczał jakąś melodię, a potem usiadł na jej kolanach.
                - Nie kuś losu, Kita. Coś mi się zdaję, że będziemy jeszcze mieli z nimi do czynienia.
_____________________________
I oto pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że nie jest aż tak odpychający, niestety nie chciałam niczego zdradzać już w pierwszej notce. Obiecuję, że mam w zanadrzu wiele ciekawych pomysłów i nie będzie to kolejna, przewidywalna historia o dziewczynie z Akatsuki. 
Mam zamiar rozwinąć każdą z postaci, a także skupić się na burzliwej przeszłości Kito oraz wyjaśnić sprawę, o co chodzi z Rimo. c: 
A więc, czekam na opinie.

3 komentarze:

  1. Przede wszystkim bardzo dziękuję za komentarz na moim blogu. Ogromnie mnie cieszy to, że podoba Ci się moje opowiadanie, jak również miło mi, że zdecydowałaś się podać adres swojego bloga c:
    Przyznam szczerze, że ostatnio cierpię na niedobór (może i oklepanych, ale bardzo motywujących do pisania) opowiadań o tematyce dziewczyna w Akatsuki. Wszystkie perełki, które znałam zostały niestety albo usunięte albo zawieszone.
    Po przeczytaniu pierwszego rozdziału mam mieszane uczucia. Generalnie nie lubię tego typu "magicznych" zwierząt w opowiadaniach czy książkach. W oryginale "Naruto" też denerwują mnie te gadające żaby :v Mimo to, Rimo wydaje się być całkiem sympatyczny i może nawet się do niego przyzwyczaję.
    Co do głównej bohaterki, mam nadzieję, że pomimo swojego specyficznego charakteru (ten swoisty chłód itp.) nie okaże się być wredną smarkulą, która napluje w twarz Paina, a ten co najwyżej rzuci w nią książką. Chamstwa w tej kwestii nie znoszę. Mówisz, że nie będzie to przewidywalna historia, ciekawi mnie więc jaki masz plan odnośnie przeszłości i przyszłości bohaterki c: No i odnośnie Deidary też, z Twojego komentarza wywnioskowałam, że również go lubisz :D
    Masz fajny styl, używasz przenośni i porównań, podoba mi się to. Dzięki tym z pozoru drobnym aspektom nie jest on nijaki. Ładnie też opisujesz przyrodę, ujął mnie obraz jeziora, który przedstawiłaś. Co prawda mogłoby ich być minimalnie więcej, ot tak, żeby na sam początek zbudować klimat z natury, skoro z emocji nie bardzo jest jak przy takiej ilości niewiadomych. Dobrze też, że nie rzucasz wszystkiego od razu na stół, lecz pozwolisz czytelnikom stopniowo zagłębiać się w historię.
    Nie owijając w bawełnę, czekam z niecierpliwością na pojawienie się naszego artysty i to, jak go przedstawisz. Po postaciach Kisame i Itachiego widać, że trzymasz się ich kanonicznych charakterów, a to duży plus.
    Pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się ciekawie. Żadnych większych błędów się nie dopatrzyłam. Czytało się płynnie.
    Zaciekawiłaś mnie bardzo, dlatego z niecierpliwością czekam na next ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, obiecałam kiedyś, że przeczytam Twoje opowiadanie, więc jestem. Wybacz, że tak długo to trwało, a jednak cierpię ostatnio na notoryczny brak czasu, a myśl, że wolne chwile mogłabym (wybacz za to określenie) zmarnować na kolejną historię o Akatsuki, w której wszystko jest sielankowo, a dziewczyna jest oczkiem w głowie wszystkich członków, powiedziałam stanowcze NIE. A jednak wczoraj miałam napad weny twórczej, więc już opowiadam o swoich wrażeniach. To, co mnie cieszy najbardziej, to minimalna ilość błędów - jakichkolwiek, nawet interpunkcyjnych nie ma dużo. Podoba mi się obecność kota i jego usposobienie. Wydaje mi się, że Rimo będzie ogromnym ubarwieniem całej historii. Cieszę się też, że Akatsuki nie przyszło tak po prostu i nie porwało dziewczyny, jak to zazwyczaj bywa. I podoba mi się sposób, w jaki kreujesz postacie. To wszystko z pewnością zasługuje na podziw. Póki co, nie mogę powiedzieć, że coś mi się nie podoba, bo jestem naprawdę ciekawa, kiedy dojdzie do kolejnego spotkania z Akatsuki, bo co do tego wątpliwości mieć chyba nie powinniśmy.
    Pozdrawiam cieplutko, Mukudori.

    OdpowiedzUsuń